Rozdział 18

120 13 32
                                    

Po wizycie Lorda Voldemorta Severus nie mógł zasnąć. Kręcił się niespokojnie wśród śnieżnobiałej pościeli, a wielkość i wygoda łoża tylko wyprawiały go w coraz większą irytację, tak samo, jak subtelny zapach róż, unoszący się w powietrzu. Niespodziewanie zatęsknił za ponurym, wilgotnym domem, stojącym w pobliżu brudnej, cuchnącej rzeki. Tutaj nic nie było tak jak w Anglii.

Francja. Paryż. Nowa szansa. Nowe zadania i możliwości. Jednak niedawna ekscytacja zamieniła się w niepokój. Przyszłość – co miała przynieść?

Myślenie o przyszłości sprawiło, że Snape znów zaczął odtwarzać w pamięci rozmowę z Czarnym Panem. Chęć zdobycia kryształowej kuli nadal wydawała się mu absurdalna. Mniej zdziwiłby się, gdyby Voldemort nakazał zdobycie kamienia filozoficznego i receptury na eliksir życia. Ale kryształowa kula?

Severus nigdy nie interesował się wróżbiarstwem, uważając tę dziedzinę magii za wysoce wątpliwą. W końcu co można osiągnąć, wpatrując się w rozmokłe fusy albo zamgloną, kryształową kulę? Młody Śmierciożerca zawsze był zdania, że o przyszłości decydowały podejmowane działania. On sam przez lata ciężko się uczył, wciąż doskonalił w warzeniu eliksirów i rzucaniu zaklęć. Wybrał swoją drogę. Sam chciał kroczyć u boku Lorda Voldemorta. Nie zamierzał pokładać ufności w przeznaczeniu. Wręcz przerażała go myśl, że jego los mógłby być zapisany w gwiazdach i z góry przesądzony. To oznaczałoby, że nie miał nad niczym kontroli. 

Jednak jeśli Czarny Pan chciał dostać kryształową kulę Nicolasa Flamela, to musiało być w niej coś wyjątkowego. Może ta rzeczywiście potrafiła przewidzieć przyszłość? Może rzeczywiście potrafiła dostarczyć cennych informacji?

Im dłużej Severus nad tym myślał, tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że Lord Voldemort nie wysłałby go po coś nieistotnego i zupełnie nieprzydatnego. I chociaż wiara we wróżby wydawała się Śmierciożercy więcej niż śmieszna, to obiecał sobie, że zrobi wszystko, by zdobyć to, na czym tak zależało Czarnemu Panu.

Snape nie pamiętał, kiedy zmorzył go sen, ale nie mógł spać zbyt długo, bo gdy uniósł powieki i spojrzał na zegar, dochodziła siódma. Z ociąganiem zwlekł się z łóżka i począł przygotowania na pierwszy dzień w Mistrzowskiej Akademii Eliksirowarów.

Już całkowicie ubrany, zasiadł do stołu z filiżanką czarnej kawy. Jeszcze raz przeczytał list, który dostał z Akademii, chociaż doskonale znał jego treść na pamięć.

Szanowny Panie Snape,

Z przyjemnością zawiadamiam, że został Pan przyjęty do Mistrzowskiej Akademii Eliksirowarów w Paryżu.

Załączam instrukcję dostania się do Akademii i plan zajęć na najbliższy semestr. Przypominam, że koszt czesnego obejmuje również dostęp do potrzebnych ksiąg, podręczników oraz innych źródeł naukowych, a także do pracowni i magazynu z ingrediencjami.

Z poważaniem,

Cantor de Peyrac

Dyrektor Mistrzowskiej Akademii Eliksirowarów

Na kolejnym pergaminie było napisane: Wieża Saint Jacques, Square de la Tour Saint-Jacques oraz dopisek po łacinie: Qui rogat, non errat. Dzięki pierścieniowi Ogmiosa Severus wiedział, że znaczyło to: Kto pyta, nie błądzi.

Z kolei w trzeciej kopercie znajdował się obiecany plan zajęć. Wynikało z niego, że Snape będzie uczył się czterech przedmiotów: alchemii, zielarstwa, starożytnych run oraz oczywiście eliksirów, z czego ten ostatni dzielił się na eliksiry metamorficzne, mentalne i leczniczo-ochronne.

Maska || Severus SnapeWhere stories live. Discover now