11. Gwiazdy muszą mieć spektakularne wejście.

4.6K 242 350
                                    

     Dwa tygodnie minęły nieubłaganie szybko i do świąt został zaledwie jeden dzień. Chcąc nie chcąc, musiałam zamieszkać z Perezem na dłuższy okres czasu i nikt do końca nie wiedział, ile to jeszcze potrwa.

Szczerze mówiąc, nasze stosunki się ociepliły i prócz tego, że nadal ciągle sobie dogryzaliśmy, to śmiało mogliśmy się nazwać czymś na wzór przyjaciół.

Weszłam do kuchni, w celu zjedzenia mojego masła orzechowego, jednak przeszukując półki, nigdzie go nie znalazłam. Na pewno go nie dotykałam, a w domu mieszkaliśmy we dwójkę, więc wiedziałam, kto stał za jego zniknięciem. Powolnym krokiem skierowałam się do salonu, gdzie na kanapie leżał rozłożony Perez.

— Zjadłeś moje masło orzechowe — powiedziałam, nie kryjąc zdenerwowania. Chłopak spojrzał na mnie ze sztucznym zdziwieniem, marszcząc brwi.

— Ja nic o tym nie wiem — rzucił, zakładając ręce na piersi. Zmierzyłam go wzrokiem, chcąc tym samym, aby przyznał się do winy. — Nie patrz tak na mnie, pewnie jak wróciliśmy z ostatniej imprezy, to byłaś tak najebana, że nie pamiętasz, że je zjadłaś — nadal nie dawał za wygraną, naśmiewając się ze mnie.

— Nie byłam wcale taka pijana! — oburzyłam się, prychając pod nosem.

— Nie, w ogóle. A kto chciał spać na dywanie w przedpokoju? — zadrwił ze mnie, podśmiechując się pod nosem. Chwyciłam poduszkę, która leżała przy bocznym oparciu i z całej swojej siły uderzyłam chłopaka, na co ten się roześmiał.

— Wcale tak nie było — dalej się broniłam, ciągle okładając chłopaka. Dobrze wiedziałam, że nic mu to nie robi, ale przynajmniej mi sprawiało satysfakcję.

— Tak, a ja jestem Świętym Mikołajem — mruknął z sarkazmem, łapiąc poduszkę, którą następnie wyrwał z moich dłoni. — Jak tak bardzo potrzebujesz tego masła orzechowego, to możemy po nie pojechać.

— To ruszaj dupę — powiedziałam, uderzając go delikatnie z otwartej dłoni w czoło. Słyszałam kilka przekleństw, które skierował w moją stronę, ale skwitowałam je śmiechem.

Weszłam do przedpokoju, gdzie ubrałam kurtkę oraz założyłam martensy na stopy. Manu pojawił się kilka sekund po mnie, również czyniąc to co ja i ruszyliśmy do samochodu.

Droga minęła w przyjemnej ciszy, chociaż chwilami była ona przerywana naszymi kłótniami o lecąca muzykę. W radiu leciały świąteczne piosenki, których jak zauważyłam, Manu nie trawił. Jednak ja uwielbiałam go denerwować, więc robiłam wszystko, aby owe zostały puszczone.

Ostatecznie przegrałam i chłopak postawił na swoim.

Weszliśmy do marketu, zabierając przy okazji wózek. Nie miałam pojęcia, po co Manu go wziął, skoro przyszliśmy tylko po jedną rzecz, ale nie protestowałam. Może miał w tym jakieś głębsze intencje.

— Nie sądzisz, że powinniśmy trochę udekorować dom? — rzuciłam, przypominając sobie, jak to wygląda. Oprócz ozdób, które zdołałam ukradkiem gdzieś wcisnąć, było tam ponuro, a tym bardziej nic nie pokazywało, że są święta.

— Musimy? — mruknął, spoglądając na mnie spod rzęs. Ewidentnie nie lubił świąt, co niestety powodowało największą różnice między nami. Ja je kochałam.

— Tak — odparłam, stając obok niego. Rozejrzałam się wokół, poszukując alejki z ozdobami. Jak tylko ją zobaczyłam, złapałam go za rękaw i pociągnęłam w tamtą stronę, co spotkało się z jego przeciągniętym jękiem rozpaczy.

Wiedział, że nie wygra.

***

Wracaliśmy do domu, a na tylnich siedzeniach leżało mnóstwo ozdób. Popadłam w świąteczny wir i ostatecznie nie kupiłam tego, po co przyjechaliśmy. Jednak wizja dekoracji wszystkiego dookoła była warta poświęcenia.

Setting Fire To HellWhere stories live. Discover now