32

827 29 3
                                    

DRACO

Wcisnąłem pod pachę paczkę, którą sowa zrzuciła mi na stół podczas dzisiejszego śniadania i ruszyłem w stronę sali lekcyjnej. Miałem ją otworzyć jeszcze w Wielkiej Sali ale gdy zobaczyłem pieczęć ojca na samym środku papieru stwierdziłem, że lepiej będzie ją rozpakować sam na sam. Znalazłem wolne miejsce w torbie i wcisnąłem ją do środka.

Musiała poczekać na odpowiednią chwilę.

Od powrotu do szkoły minęło już półtora tygodnia i była połowa stycznia. Na dworze nadal było biało i zimno a po lekcjach mało komu chciało się gdziekolwiek wychodzić. Wyprawa do Hogsmeade była dużym przedsięwzięciem na które trzeba było się uzbroić w ciepłe ubrania i najlepiej rozgrzewający trunek, który najczęściej był ognistą.

Blaise prawie cały wolny czas spędzał z rudą a za mną w kółko łaziła Astoria, która wydawało się, że zdążyła zapomnieć o groźbie jaką we mnie skierowała podczas pierwszej kolacji w Hogwarcie. Zdążyłem zamydlić jej oczy paroma dającymi nadzieję słówkami i czułymi gestami, na które nie miałem najmniejszej ochoty. Miałem dość zbliżeń i patrzenia na jej wiecznie roześmiany łeb, który doprowadzał mnie do szału.

Potrzebowałem spokoju.

Marzył mi się weekend w Malfoy Manor, sam zamknięty w swoim pokoju tylko i wyłącznie z swoimi myślami. Mógłbym wtedy wpaść na coś interesującego i przydatnego. Jak na razie mój plan opierał się na mydleniu jej oczu i szukaniu czegoś o co mogłaby się potknąć.

Dochodziłem powoli pod salę do transmutacji, pod którą stali ślizgoni i krukoni. Mieliśmy parę zajęć z Ravenclawem ale i tak dużą część dzieliliśmy z gryfonami, za którymi, że tak powiem nie przepadałem. Za każdym razem na widok przemądrzałej szlamy Granger albo tego idioty, Pottera robiło mi się gorąco.

Gdyby to zależało ode mnie wypieprzyłbym ich z tej szkoły na zbity pysk.

- Smoku. - Nadchodzący z drugiej strony korytarza Blaise kiwnął głową w moją stronę i przepychając się między grupą zajętych rozmową krukonów podszedł. - Kurwa, nie mogę się doczekać aż skończy się ten rok.

- Marzę o tym od co najmniej czwartego roku i jak widać na marne.

- Jeszcze niecałe pół roku. - Oparł się o kamienną ścianę i przeniósł wzrok na ścianę naprzeciwko nas. Patrzył z zdziwieniem i wyzywająco uniesionymi brwiami czym zmusił mnie do podążenia za jego wzrokiem.

- Co im odwaliło? - Davies i Chang stali pod ścianą szepcząc coś do siebie i obrzucając nas pogardliwymi spojrzeniami. Dziewczyna co chwila zaciskała zęby i łapała chłopaka za ramię jakby chciała go uspokoić.

- Nie wiem ale mam wrażenie, że wiem o kogo może im chodzić.

Założyłem ręce na piersi i przyjąłem wyluzowaną pozę. Tak, też przeszło mi to przez myśl ale wątpiłem by mieli na tyle odwagi by do mnie podejść i wyrzygać wszystko to co cisnęło się im na język. Byli zbyt słabi, zbyt wystraszeni by stanąć ze mną twarzą w twarz. Woleli szeptać po kątach i odwracać wzrok za każdym razem gdy tylko natrafiali na nasze spojrzenia.

Anastasia musiała się im zwierzyć, nie dziwiło mnie to, byłem świadomy tego, że dla niej to nie było przelotne i właśnie dlatego postanowiłem to skończyć. Nie mogłem jej wciągać w swoje gry, nie teraz gdy wiedziałem już, że dla niej to nie zwykła zabawa a coś poważniejszego. I tak dziwił mnie fakt, że pozwoliła sobie na stworzenie jakiegoś uczucia między nami, wiedziała jaki jestem i od zawsze miała wyrobione, negatywne zdanie na mój temat.

Jedyne co mnie męczyło to fakt, że już zdążyłem ją doprowadzić do złamania. Widziałem to w jej oczach za każdym razem gdy przypadkiem krzyżowaliśmy spojrzenia.

Mój błądWhere stories live. Discover now