Hołownia nie użył dialogu [zobacz rozdział]

32 3 18
                                    

Od kilku dni Andżelika nie odzywała się do obu Szymonów. Kiedy młodszy z nich podchodził do tego z prawdziwym utrapieniem, starszy Hołownia nie wtrącał się. Jego zaciekawienie jednak rosło równomiernie z męką Szymcia.

Pod koniec tygodnia zauważył, że Szymcio pierwszy wychodzi z biura. Zawsze wracał z Andżeliką. To znaczy, ja wracałem razem z nią, pomyślał Hołownia. Nie chciał przenieść się do przyszłości, gdzie nie było z nim Andżeliki. Wszystko przez te protesty. Przecież nigdy nie zniszczono piekarni, nie pamiętał tego.

- Co szef tu robi? - Andżelika podskoczyła, gdy Hołownia wyszedł z budynku.

- Korzystam z przerwy od męczącej kampanii wyborczej. - Zaśmiał się głucho i usiadł na schodach.

Andżelika rzuciła mu zdziwione spojrzenie, jednak nie odpowiedziała. Stała z boku z papierosem w ręce i próbowała ignorować Hołownię, który beztrosko wyciągnął głowę w stronę słońca.

- Przepraszam, wiem, że miałam oddać szefowi raport kilka dni temu - powiedziała w końcu ze skrępowaniem.

- A to? Jasne, nieważne. - Polityk machnął ręką, wpędzając ją w większą konsternację.

- I ta akcja w piekarni na Tandetnej... - zaczęła. - Ciężko powiedzieć, jak zmieniła poparcie szefa. Wydaje mi się, że nie musiał pan przekazywać danych atakujących panu Prokopowi.

- O nie, nie. To akurat było ważne, żeby dotarły do jak największej ilości osób. O to już Marcin zadbał.

- No... dobrze. Niektórzy uznali szefa za bohatera.

- Mhm.

- Słucham? Wiadomo, stwierdzono też, że jest pan powiązany z TTNem przez Prokopa, co raczej nie jest prawdą, racja?

- Oczywiście, że nie. - Hołownia spojrzał na dach budynku TTNu. - Marcin to mój nie-polityczny przyjaciel.

- Niech spróbuje pan wyjaśnić to wyborcom - mruknęła. - Wiadomo, mówi się też o tym, że użył pan dialogu i nie pogodził stron, tylko przepędził ich dla własnej korzyści...

- A co miałem zrobić innego?! - Mężczyzna uniósł się.

- Przepraszam. Nawet nie użyłem dialogu. Po prostu ich przepędziłem. Wiesz, są momenty, kiedy trzeba kazać dialogowi iść do cholery.

- Tak jak Szymcio powiedział, racja? - zauważyła smętnie.

Hołownia pokiwał głową.

- Tu chodzi o Szymcia, tak? - zapytał.

Dziewczyna obróciła się w jego stronę z żalem wymalowanym na twarzy.

- Szymcio? Proszę pana, on jest skarbem za dobrym na te całe wybory. Nie... on po prostu dał się w to wszystko zaplątać - powiedziała, siadając na schodkach obok Hołowni.

- Rozumiem dlaczego ludzie są źli na szefa - dodała po chwili.

- Czemu? - Hołownia napiął wszystkie mięśnie i odwrócił głowę.

- Czemu uratował ich, a nie nas? Jak mnie wyzywano to nikt nie wstawił się za mną. Gdy wybito mi szybę nie zjawił się on i nie pomógł mi - Andżelika zaczęła przedrzeźniać z wzrokiem wbitym w ziemię.

- Ale jak mógłbym pomóc tym wszystkim ludziom, ja...

- Nie mógłby pan. Jednak nie to się liczy. Ludzie są zazdrośni i mają do tego prawo. Mój tato... - Zamknęła usta i objęła się rękami.

Polityk zmartwił się. Nie chciał się odzywać, ponieważ miał wrażenie, że w tej chwili każde słowo zdemaskuje go, jakimś cudem Andżelika spojrzy na jego twarz i dowie się, że był nikim więcej, a po prostu głupim Szymciem z przyszłości. Wiedział, że się zmienił, nie był już otwartą księgą dla wszystkich, ale Andżelika, jako jedyna wciąż patrzyła na niego tak samo, jak na dwudziestoparoletniego Szymcia.

Cisza nie przeszkadzała im obojgu. Po chwili jednak dziewczyna odezwała się.

- Sama doświadczyłam czegoś podobnego, co przyjaciele Szymcia. Tylko wtedy nie było szefa, który mógłby nam pomóc, kogoś kto miałby władzę, czy charyzmę. Mój tato jest zegarmistrzem, ma własny zakład. To było jeszcze, jak pracowałam dla różnych partii. Tato zawsze był entuzjastycznie nastawiony do mojej działalności. Wie pan, co zmieniałam partię to tata wywieszał nowe plakaty na szybach. - Zaśmiała się. - Nie podejrzewa szef, czyje plakaty teraz są tam wywieszone?

- Nie... Kompletnie nie mam pojęcia. - Hołownia uśmiechnął się żartobliwie.

- No więc tak. W pewnym momencie wydarzyło się dokładnie to samo. Drogie wystawy zdemolowane, ubezpieczyciel mówiący, że specjalnie kusiliśmy los tymi plakatami... Chodzi tylko o to, że nie było żadnego bohatera.

- Andżeliko, bardzo mi przykro...

- Wiem, że panu jest. Zrobił to pan dla piekarni, której szef w ogóle nie zna. Pewnie by szef zrobił to samo dla innych.

Ona się myli, pomyślał Hołownia. Zrobiłem to, ponieważ znałem rodzinę piekarzy, bo widziałem terror na twarzy Szymcia.

- Cóż, każdy może na to spróbować jakoś wpłynąć. Szef próbuje zostać prezydentem, a ja dzisiaj idę na protest.

- Protest...? Nie jest to niebezpieczne, szczególnie, że coraz częściej zdarzają się wypadki...

Andżelika wzruszyła ramionami i się uśmiechnęła.

- Będę uważać. I będzie też ze mną Szymcio.

Hołownia odwzajemnił jej uśmiech i obserwował, jak wstaje z miejsca.

Gdy wchodziła do budynku, zapytał ją:

- A jaki to protest, Andżeliko?

- Oh, Strajku Kobiet. Może uda się coś zmienić.

Szymon Hołownia FF radykalny centryzmOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz