Agni

969 31 2
                                    

To był zwykły dzień i zwykły patrol. Co prawda wypłynęli daleko za umowną granicę swoich wód, jednak coś podkusiło Hakodę by popłynąć dalej. Może była to obawa przed kolejnym najazdem, który przed laty zabrał matkę jego dwójki dzieci. Może chęć odpoczynku od bycia wodzem. Może pokusa by dłużej pobyć z kochanką - potężnym oceanem. Może sam La wyprowadził wojowników Południowego Plemienia Wody na tak odległe wody, nie zdradzając przyczyn. Tak czy inaczej dryfowali kołysan przez spokojne fale. Dziś mijał 7 dni dzień żeglugi, jutro wracają do domu. Jutro sternik skieruje dziób na północ. Jutro zacznie wracać do swoich dzieci. Do 6 letniej Katary, która jak zwykle przywita go ze łzami w oczach ciesząc się że wrócił. Uściska go mocno i nie puści dopóki tego wieczoru nie zaśnie zmęczona. Do 7 letniego Sokki, który natychmiast zacznie opowiadać o tym jaką rybę złowił, jak dobrą sieć wyplótł, jak polepszyły się jego umiejętności w rzucaniu bumerangiem. Opowieści skończą się dopiero gdy zasiądą razem do kolacji i Sokka będzie zbyt zajęty pochłanianiem swoich ulubionych potraw. Do swojej matki, która cały wieczór będzie dziękować Tui i La za bezpieczny powrót swojego syna. Kurs obiorą jutro, w domu będą za 8 dni, dziś poproszą Tui o spokojne pływy i La o wartkie prądy morskie, byle szybciej do domu, do swoich rodzin. Nikt nie spodziewał się dostrzec małej łódki, która kołysaniem jakby utulała do snu swojego małego pasażera.

↢ ℍ𝕆ℙ𝔼 ↣

Agni od zawsze z przestrachem obserwowała życie swojego dziecka. Zuko od początku miał pod górkę. Zawsze odrzucony. Zawsze przestraszony. Zawsze samotny. Jedyne ukojenie w postaci matki zostało mu brutalnie odebrane. Bijące od ojca zimno i nienawiść wwiercało coraz większą wyrwę w sercu. Nie zdziwił się, gdy po zniknięciu Ursy i on pewnego dnia zniknie. Azula często mu powtarzała że umrze.
Azula kłamie.
Ona zawsze kłamie.
Dlaczego tym razem mówiła prawdę?
Zabrali go nocą. Brutalnie wyciągnęli go z łoża. Klęcząc przed ojcem ledwie ośmiolatek patrzył jak Ozai wyciąga nóż. Łzy utknęły, nie chciały lecieć. Za to serce próbowało wyskoczyć i schować się gdzieś pod łóżkiem. Pogodził się z śmiercią, czekał na nią. Dzięki temu spotka się z mamą. Tak pragnie ją znów uściskać. Ozai za bardzo się bał gniewu duchów, by go własnoręcznie zabić. Przeczuwał że ktoś go pilnuje, w końcu niemożliwym było uniknięcie tylu prób zabójstwa i porwania, które co jakiś czas skrzętnie przygotowywał. Czy to była jego matka? Ciotka? A może sama Agni. Ozai nie chciał wiedzieć. Chciał się po prostu pozbyć swojego syna i zrozumiał że musi przy tym uczestniczyć Toteż szarpnął jego kucyk i jednym ruchem ściął piękne czarne włosy i rzucił mu przed kolana. On go nie zabije, jego ludzie to zrobią.
- Zabierzcie go stąd, odpłyńcie daleko i wrzućcie go za burtę, z dala od wysp czy innych statków - powiedział rzeczowo, na co Zuko wreszcie zaczął płakać niezdarnie zbierając swoje włosy z podłogi. Ojciec popatrzył ze wzgardą - żałosne. Zabrać go stąd - rozkazał lodowatym tonem. Żołnierz zgarnął dziecko z podłogi i przerzucił sobie przez ramię.
- NIE OJCZE, BŁAGAM! ZAWSZE BYŁEM CI WIERNY! - desperacko szlochał mały książę.
- Ogłoś zaginięcie księcia Zuko - rozkazał jednemu z podwładnych - musisz się tak drzeć?! - mówiąc wyciągnął rękę do dziecka. Agni w ostatniej chwili uchyliła głowę Zuko. Niemiłosierny ból rozlał się po żuchwie i szyi małego księcia.Własny ojciec wypalił mu piętno. Ozai cmoknął niezadowolony. Chciał skalać twarz, jednak co za różnica skoro i tak zginie. Wyszedł z wysoko uniesioną głową. Przeraźliwy szloch dziecka usłyszał cały pałac. Azula zerwała się z łoża i lekko odchyliła drzwi by napotkać spojrzenie przerażonego brata niesionego przez żołnierza. Zuko krzyczał, wierzgał. Całą jego szyję i kawałek twarzy zalała krew i ropa sącząca się z rany po oparzeniu. Nie lubiła go, ale tylko ona może go nie lubić i tylko ona może mu dokuczać. Nikt nie ma pozwolenia na krzywdzenie go. Pod wpływem impulsu, a raczej obserwującej scenę Agni chciała zaatakować strażnika jednak w oddali szedł ojciec nic sobie nie robiąc z próśb i błagań syna. Dziewczynka tkwiła w miejscu, nie mogła się ruszyć, strach przezwyciężał prośby duchów. Rodzeństwo wymieniło ostatnie spojrzenia. W oczach Azuli pojawił się strach. Azula się nie bała. Nigdy. Dlaczego teraz trzęsły jej się nogi a oczy nagle stały się mokre?

↢ ℍ𝕆ℙ𝔼 ↣

Agni nie mogła dopuścić by jej dziecko zginęło. Naginając wiele zasad, zmusiła jednego z marynarzy, by ten włożył zmaltretowane przez załogę dziecko do szalupy i wypuścił w morze.
- Tui, moja siostro pomóż mi - poprosiła Agni.
- Wiesz że nie możemy się mieszać w sprawy ludzi - Duch księżyca odparła spokojnie. Widziała już wiele. Kolejne zmaltretowane w tej wojnie dziecko nie było rzadkością.
- Nie mogę zostawić mojego syna na śmierć. Proszę, błagam cię, poproś twojego ukochanego. Niech wyniesie Zuko na jakąś zamieszkaną wyspę, nie wiem - urwała - do ludzi którzy się nim zajmą. To moje dziedzictwo. To dziecko ma siłę by zakończyć tą wojnę i zwrócić honor mojej nacji - Agni padła na kolana przed swą siostrą - Mnie La nie posłucha, lecz jeśli ty go poprosisz...
Tui patrzyła współczująco. Dobrze wiedziała jak kolejne złe uczynki panujących nad ogniem krzywdzą jej ukochaną siostrę. Uśmiechnęła się pokrzepiająco
- Zrobię co w mej mocy.

↢ ℍ𝕆ℙ𝔼 ↣

Gdy tylko mały książę przebudzał się z gorączkowego snu, La mocniej kołysał łódką a Tui oświetlała ją swym blaskiem, by Zuko nie czuł się samotny i porzucony. Piwne oczy obserwowały jasny księżyc, który od tylu dni zawsze był z nim. W dzień słońce świeciło zbyt jasno, by zmęczony wzrok mógł cokolwiek dojrzeć, jakby starało się z całych sił ogrzać zmarznięte ciało dziecka. Troje potężnych duchów nad nim czuwają. Nic złego już więcej się nie stanie.

↢ ℍ𝕆ℙ𝔼 ↣

Hakoda mimo oślepiającego zachodowi słońca dojrzał łódkę, która powoli dryfowała w ich stronę. Natychmiast wydał rozkaz by się zbliżyć. Nie dostrzegli wrogiej floty, wysp w okolicy nie ma żadnych, więc zagadką było co robi szalupa po środku oceanu. Załoga z przerażeniem odkryła niedługo później zabiedzonego pasażera dryfującego przez wodę. Hakoda i Bato spuścili liny na łódkę i zsunęli się do dziecka. Chłopiec, niewiele starszy od jego własnego syna nieprzytomnie powłóczył oczami, gdy nagle Hakoda zeskoczył na deski. Dziecko miało porcelanową twarz, czarne jak noc włosy, ubrany w podarte, czerwono złote odzienie, które od razu zdradziło jego pochodzenie. Bracia krwi spojrzeli na siebie nim Hakoda dotknął chłopca, który natychmiast skulił się przyciągając prawą nogę do piersi i łkając cicho. Lewa noga nie drgnęła.
- Pewnie złamana - skomentował Bato zauważając opuchliznę. Hakoda jeszcze raz, tym razem delikatniej i pewniej złapał za ramię dziecka i obrócił go na plecy, ukazując wszystkim zebranym przy burcie, rozległe oparzenie ciągnące się od skraju żuchwy, dalej przez szyję, zachodzące na łopatkę i kończące się pod obojczykiem. Ewidentnie zakażone, ociekające krwią i ropą, zapewne nie widzące lekarza od dawna o ile w ogóle. Po załodze przeszły szmery, wyklinali Naród Ognia i litowali się nad dzieckiem.
- Kurwa - skomentował cicho. Chłopak otworzył oczy i z przerażeniem spojrzał na mężczyznę o ciemniejszej skórze, brązowych włosach i niebieskich ubraniach. Plemię wody - pomyślał natychmiast. Z oczu pociekły łzy, tym razem nie z bólu, głodu i pragnienia jak przez ostatnie dni, lecz ze strachu. Bał się północnych dzikusów, jak to nazywali ich marynarze.
- N-nie - wyjąkał - Ni-Nie zabijajcie mnie - błagał urywanym głosem, coraz bardziej przyciskając ręce do klatki piersiowej mimo bólu lewej ręki przez ranę. Hakoda natychmiast delikatnie się uśmiechnął.
- Shh - wyszeptał - pomożemy ci - delikatnie wsunął jedną rękę pod łopatki chłopca, wywołując jeszcze większy płacz małego żeglarza - już wszystko w porządku - szeptał uspokajająco tak jak do Sokki, który płakał po stracie mamy, czy Katary, która nie wiedząc co się stało dopytywała kiedy wróci Kaya. Bato w tym czasie wspiął się na pokład statku i wraz z pobratymcami zaczęli kombinować jak przetransportować dziecko na pokład nie wywołując niepotrzebnego bólu. Hakoda wsunął drugą rękę po uda dziecka i spróbował lekko go unieść. Ruch lewej nogi wywołał skowyt chłopca, który natychmiast stracił przytomność. Załoga w tym czasie wiązała liny. Łódka po obu stronach miała wystające małe belki. Postanowili zaczepić o nie liny i unieść szalupę na tyle by dosięgnąć chłopca. Plan się powiódł. Przy pierwszym szarpnięciu Hakoda lekko się zachwiał. Mocniej przycisnął chłopca do swojej piersi, który na ten niezamierzony gest bliskości, nieświadomie wczepił się lewą ręką w tunikę wodza. Ten gest ścisnął serce Hakody, nagle zachciał ochronić to dziecko przed całym złem tego świata. Chłopca przejął natychmiast Atka.
- Zajmij się nim - polecił wódz. Lekarz wypływający zawsze z całą załogą bez słowa skierował się pod pokład. Bato podał rękę Hakodzie, który jednym susem wskoczył na pokład. Wódz odprowadził wzrokiem Atkę.
- Co z nim zrobimy - dopytał Bato. Nagle cała załoga uniosła głos.
- Nie możemy go wyrzucić z powrotem!
- A jak się okaże magiem ognia?
- Jeśli go wrzucimy z powrotem, będziemy na równi z tymi, którzy go tak skrzywdzili!- Nie możemy ryzykować...
- To wróg!
- To tylko dziecko!
- Zabierzemy go ze sobą? I kto go będzie pilnował?
- A jak kogoś skrzywdzi?
- To dziecko niczym nie zawiniło!
- Na zachód jest wyspa Kyoshi, neutralna w tej wojnie...
- Ale to nadłoży żeglugi, nie wystarczy nam zapasów.
- A jeśli to podstęp?
- CISZA - uciął Hakoda - Nie zostawimy go i jak na razie nie wiemy czy jest magiem. Kierujemy się do domu, tam zadecydujemy co z nim zrobić. Najwyżej przy następnej wyprawie oddamy go mieszkańcom Kyoshi. Na razie wracajcie do swoich zajęć - Załoga rozeszła się dalej dyskutując między sobą co z rozbitkiem. Hakoda złapał się za nasadę nosa. Bato dotknął ramię przyjaciela.
- Co planujesz?
- Nie wiem - uciął unosząc rezygnująco kącik ust, po czym skierował się do swojego gabinetu.

↢ ℍ𝕆ℙ𝔼 ↣

Agni odetchnęła gdy Zuko był już bezpieczny.
- Nic więcej zrobić nie mogę - odparł La - reszta w rękach ludzi.
- Dziękuję.- Obyś się nie myliła i to dziecko naprawdę zakończy wojnę. Nie tylko ty współodczuwasz ból swojej nacji.

↢ ℍ𝕆ℙ𝔼 ↣

Zuko obudził się w świecie bólu, nie żeby to była jakaś nowość. Przez ostatnie kilka tygodni dzień w dzień zmagał się z znęcaniem i szyderstawmi od strony załogi statku. Cały czas trzymany w celi, przykuty łańcuchami z marną ilością okropnego jedzenia i wody. Przez cały ten czas pytał Agni "Dlaczego?". Jednak nie dostawał odpowiedzi, jedynie promienie słońca śmiało wkradały się do celi rozjaśniając to ponure miejsce. W końcu los się uśmiechnął i w nocy jeden z marynarzy, który zawsze niezdarnie opatrywał mu rany, nakazał być cicho. Wsadził go do szalupy i rzucił jedynie "Niech Agni cię prowadzi", po czym wypuścił małego księcia w morze. Skończyły się tortury, zaczęła walka z pragnieniem i głodem. Zuko był pewien że zginie, jednak co jakiś czas budził się odnajdując że wciąż jest żywy. Różnica była taka że było mu ciepło, nie czuł już przeraźliwego zimna. Nie pamiętał momentu, w którym go uratowano, więc gdy rozchylił oczy i dostrzegł belkowany sufit i skóry zwierząt, kolejna fala strachu przejęła małe ciało. Nim jednak wpadł w panikę poczuł jak swędzi go szyja po lewej stronie. Uniósł ręce by dotknąć, lecz ktoś o znacznie silniejszym chwycie, delikatnie złapał za jego dłonie i ułożył z powrotem na miękkie futra, którymi był przykryty.
- Nie dotykaj! - nakazał głos. Zuko nie za bardzo go rozumiał, przez gorączkę wszystko się plątało i mieszało - pij - ktoś przystawił mu do ust czarkę, podpierając delikatnie głowę. Woda wlała mu się do ust, począł czym prędzej pić z obawy że więcej nie odstanie. Przymknął oczy - ej, spokojnie - głos był uspokajający mimo że gruby i rzeczowy - nie tak prędko - Gdy ugasił pragnienie, ktoś położył jego głowę na poduszkę. Nie miał już sił by trzymać oczy dłużej otwarte, czy choćby się bać. Ostatnie co poczuł przed ponownym gorączkowym snem to zimny okład na swoim czole, który dał ukojenie jakiego pragnął. Jeśli to sen, niech trwa.

↢ ℍ𝕆ℙ𝔼 ↣

Gdy chłopiec przechylił lekko głowę zapadając w głębszy sen, do kajuty wszedł Hakoda.
- Co z nim?
- Źle - Zrezygnowany odparł Atka - Złamana lewa noga. Zakażone oparzenie, przez które męczy go wysoka gorączka, której nie mogę zbić. Po za tym zdarte nadgarstki, mnóstwo siniaków i mniejszych ran. Dzieciak jest odwodniony i wygłodzony. Jeśli gorączka nie spadnie, to nie przeżyje.
- Obudził się chociaż?
- Raz, przed chwilą. Obudziło go pragnienie, zaraz później zasnął. Czas pokaże.
- Tui i La - zaklął Hakoda.

↢ ℍ𝕆ℙ𝔼 ↣

Następne dni mijały tak samo. Zuko budził się co jakiś czas, zawsze ktoś przy nim był. Raz rzeczowy i gruby głos osoby, która sprawiała ból lecz tuż po tym dawała mu coś do picia co uśmierzało pragnienie i otumaniało na następne parę godzin. Innym razem osoba z ciepłym głosem pomagała mu przełknąć słony bulion, zmieniała chłodny okład na czole i szeptała uspokajające słowa. Skądś już znał ten głos, lecz był zbyt zmęczony by o tym myśleć. Za każdym razem tylko lekko rozchylał oczy i nieprzytomnie starał się dojrzeć osobę, która koło niego siedzi, lecz zmęczenie i gorączka szybko go dopadały i zasypiał często w trakcie gdy podawano mu wodę, leki czy pożywniejszą przetartą zupę. W końcu obudził się z mniej więcej naturalnego snu. Wreszcie przytomnym wzrokiem obejrzał miejsce, w którym był. Oczywiście przeraził się gdy dostrzegł futra, niebieski materiał i drewno zamiast metalu. Chciał wstać, lecz gdy podparł się ręką ukłucie bólu w nadgarstku sprawiło że opadł niezdarnie na poduszkę.
- Ostrożnie - na dźwięk ciepłego głosu poderwał głowę, która zapulsowała a świat lekko zawirował. Gdy ponownie wyostrzył wzrok, mężczyzna o ciemniejszej skórze brązowych włosach i niebieskich oczach był już na tyle blisko by zrobić mu krzywdę. Cofnął się przerażony w głąb łóżka, ignorując ból nadgarstków, nogi i szyi. Mężczyzna powoli odstawił miskę z jedzeniem i spokojnie podszedł do chłopca - Nie zrobię Ci krzywdy - zapewnił - już dobrze. Boli Cię coś? - Zuko patrzył na każdy ruch, cały się trząsł. Spiął się jeszcze bardziej gdy mężczyzna usiadł niebezpiecznie blisko - Jak się nazywasz? - Cisza. Zuko bał się odpowiedzieć.

↢ ℍ𝕆ℙ𝔼 ↣

Hakoda patrzył na skulone dziecko, które nie odpowiedziało na żadne z jego pytań. Odetchnął po czym sięgnął po miskę z zupą.
- Na pewno jesteś głodny - na te słowa brzuch chłopca wydał desperacki sygnał. Hakoda lekko się zaśmiał i nabrał na łyżkę trochę jedzenia. Podsunął dziecku łyżkę pod nos, wcześniej dmuchając lekko by upewnić się że mały żeglarz się nie poparzy. Jednak chłopiec zacisnął usta i spuścił wzrok. Wódz uniósł brew - mam pierwszy spróbować? - Zapytał, odczekał chwilę nim dziecko uniosło oczy i wtedy wziął pierwszy kęs - Widzisz? Wszystko w porządku, twoja kolej - napełnił ponownie łyżkę. Chłopiec bezwiednie rozchylił lekko usta. Hakoda uśmiechnął się i zbliżył łyżkę. Żeglarz wahał się przez chwilę, jednak kolejne burczenie przekonało go by zaufać obcemu. Świeży rosół był czymś tak niespotykanie dobrym dla tego chłopca, że po kilku łyżkach wyczekiwał zniecierpliwiony aż Hakoda znów poda mu jedzenie, za każdym razem jednak bojąc się że jest to ostatnia porcja. Nie ośmielił się unieść rąk, za bardzo go bolały nadgarstki - Koniec, brawo. Zjadłeś wszystko - Hakoda pokazał dziecku pustą miskę - Niestety nie mogę Ci na razie dać więcej. Za długo nic nie jadłeś - pokrzepiający uśmiech pojawił się na twarzy wodza - Na pewno ci nie wygodnie - stwierdził - mogę ci pomóc się poprawić? - Chłopiec patrzył przez chwile nieufnie, po czym nieśmiało pokiwał głową. Hakoda powoli zbliżył ręce i pomógł mu usiąść wygodniej, uważając na nogę, bark i szyję. Czuł jak z każdym ruchem mięśnie dziecka drżąc spinają się - Powiesz mi, jak masz na imię? - Po dłuższej chwili chłopiec spuścił głowę i nerwowo mieląc palce wydukał.
- Z-zuk-ko - urwany oddech wyrwał się z ust - Książę Z-uko - zaprzeczył - J-już n-n-nie. Po prostu Zuko.
- Dlaczego byłeś na tej łódce - Hakoda chciał złapać dziecko, jednak bał się że wystraszy i tak już przerażonego chłopca.
- O-on, chciał mnie z-zabić. P-powiedział by w-wrzucili mn-mnie d-d-do wody, daleko - zaczął płakać.
- Już dobrze - Hakoda przemógł się i dotknął delikatnie ramienia Zuko - Kim on był?
- T-To mój ojciec. Syn Władcy Ognia, O-oz-zai. On-On-On - Rzewny płacz wydarł się z gardła dziecka. Wódz złapał w delikatnym pocieszającym uścisku chłopca, który momentalnie objął tors Hakody i wbił twarz w jego klatkę piersiową dalej chlipiąc żałośnie.
- Czy Ozai - Hakodzie ciężko przeszło przez gardło imię tego potwora - Cz to on Cię tak skrzywdził? - Zuko pokiwał głową.
- O-On mi mnie poparzył. On mi z-zrobił t-to co mam na szyi.
- A reszta? Kto złamał Ci nogę? - Wódz bezwiednie dłonią zaczął kręcić koła na plecach dziecka.
- Z-załog-ga.Hakoda nic więcej nie mówił. Trzymał chłopca w ciasnym i bezpiecznym uścisku tak długo jak Zuko tego potrzebował. Płacz po chwili zmienił się w ciche chlipanie, a potem w pociągania nosem. Cały czas trząsł się a ramiona nierówno opadały z każdym urwanym oddechem. Do kajuty po cichu wszedł Atka z czarką i pakunkiem nowych opatrunków. Chwilę patrzył jak Hakoda trzyma roztrzęsione dziecko w ramionach.
- Wodzu? - Zapytał niepewnie. Na dźwięk obcego głosu , Zuko wzmocnił słaby uścisk i starał się schować w ramionach Hakody.
- Zuko, to jest nasz medyk. Przyszedł ci zmienić opatrunki. Nic Ci nie grozi. Nikt więcej cię nie skrzywdzi, obiecuję - Wyszeptał mężczyzna. Atka nic więcej już nie mówiąc podał napar Hakodzie - Wypij mały wojowniku, pomoże na ból i pójdziesz spać - Zuko pokręcił głową.
- Nie chce iść spać - wychlipiał - j-jak się obudzę, t-to znowu tam będę. A tam jest zimno i s-strasznie.
- Jak się obudzisz to będziesz cały czas w tym łóżku, a ja będę obok. Nie bój się. To nie jest sen - Piwne oczy z nadzieją pierwszy raz w pełni spojrzały na Hakodę. Mężczyzna lekko odsunął chłopca i podał mu czarkę z naparem. Dziecko niepewnie wypiło kilka łyków - dobry chłopiec. Jeszcze trochę - powiedział budująco. Zuko wypił do dna leki, niepewnie wychylając rękę by sięgnąć czarkę, lecz zaraz ponownie złapał się tuniki Hakody - Nie było takie złe prawda? - Chłopiec spuścił głowę zezując lekko na Atkę rozkładającego rzeczy. Po chwili oczy same zaczęły mu się zamykać - Nie walcz z tym. Idź spać, będę przy tobie gdy się obudzisz - Zuko zasnął na siedząco cały czas kurczowo ściskając ubrana mężczyzny. Hakoda delikatnie ułożył go na łóżku i odsunął się robiąc miejsce Atce. Lekarz przyłożył mokrą szmatkę do opatrunku na szyi by rozmoczyć skrzepy.
- Dowiedziałeś się czegoś Wodzu? - Dopytał Atka nie odrywając wzroku z chłopca.
- Całkiem sporo. Opowiem wszystko na zebraniu. Ile będzie spał?
- Do rana. Dałem mu silne leki, zmiana opatrunków z takich ran nigdy nie jest przyjemna - Hakoda pokiwał głową.
- Jak skończysz przyjdź do mojej kajuty. Trzeba ustalić co z nim zrobimy - Wódz wyszedł z pomieszczenia by zwołać swoją załogę. 


↢ ℍ𝕆ℙ𝔼 ↣

HOPEWhere stories live. Discover now