- Steve? - obróciłam się ponownie do blondyna, by znaleźć źródło dźwięku. Za Rogersem stała Sharon. - Razem z Samem, nie możecie opuszczać tego pomieszczenia. - spuściła wzrok, wskazując na podest, z którego przed chwilą zszedł Steve. Blondyn kiwnął jedynie lekko głową i ruszył w stronę wyznaczonego mu miejsca. - Ty nie musisz tam siedzieć – zatrzymała mnie Carter, gdy ruszyłam za Rogersem.

- Wiem, ale nie chce go zostawiać – blondynka nic więcej nie powiedziała. Szklane drzwi zamknęły się za mną automatycznie, a ja zajęłam miejsce na jedynym z krzeseł. Steve stał tuż przy szybie wpatrując się w relacje z przesłuchania Barnesa. Po chwili do pomieszczenia weszła Carter i sprawdzając czy nikt nie patrzy włączyła, dźwięk w naszym pomieszczeniu. Chciałam usłyszeć coś z ich rozmowy, ale nie mogłam się na niczym skupić. W głowie, zaczęły mi szumieć wypowiadane po rosyjsku słowa. Z każdą sekundą stawały się coraz bardziej uciążliwe.

Zhelaniye; Rzhavyy; Semnadtsat; Rassvet; Pech'; Devyat'; Dobrokachestvennyy; Vozvrashcheniye domoy; Odin; Gruzovoy vagonZamknęłam oczy nie wiedząc co dzieje się dookoła mnie, a towarzyszyły mi jedynie złe przeczucia. Nagle w ciągu ułamku sekundy wszystko ustało. Otworzyłam oczy, by dostrzec brak prądu i przerażone miny wszystkich zgromadzonych. Nagle w głowie pojawiło mi się wyjaśnienie słyszanych słów.- Zaprogramował go – szepnęłam przenosząc wzrok na Steve'a. Blondyn spojrzał na mnie lekko marszcząc brwi, lecz zaraz jego oczy rozszerzyły się, gdy zrozumiał sens moich słów. Przeniósł wzrok na Sharon, z prośbą pomocy w oczach.- Poziom 5. Wschodnie skrzydło – wypowiedziała blondynka, zaraz wychodząc z pomieszczenia.- Zostań tu – krzyknął Rogers, gdy razem z Samem wybiegli z pomieszczenia. Oczywiście nie posłuchałam go, podnosząc się z krzesła i ruszając na wyższe piętro, gdzie został zlokalizowany Bucky. Wychyliłam się zza rogu by zobaczyć jak kolejny agent zostaje powalony przez Barnesa. Gdy brunet miał strzelić do mężczyzny, z drugiej strony wyszedł Tony, ogłuszając go polem z rękawicy. Stark zaczął z nim walkę, lecz nie trwało to długo gdy został powalony na stojące niedaleko stoliki, które połamały się pod silą uderzenia. Korzystając z lekkiego rozproszenia uwagi, następna zaatakowała Sharon.- Steve prosił żebyś została – odwróciłam się w stronę Natashy.- Wiesz, że nie jestem w stanie siedzieć bezczynnie. - odparłam obserwując jak blondynka, dobrze radzi sobie z unikami ze strony Zimowego Żołnierza.- Steve ma racje, w takim stanie powinnaś na siebie uważać, więc postaraj się nie wychylać – ostanie słowa rudowłosa wykrzyczała, biegnąc w stronę Bucky'ego, który obezwładnił już Carter. Natasha, skoczyła na jego ramiona, łokciem uderzając go w głowę, lecz ten z łatwością powalił ją na najbliższy stolik i zacisnął metalowe palce na jej szyi. Widząc jak Romanoff traci powietrze, wyszłam zza rogu i za pomocą telekinezy, złapałam jego rękę. Brunet szybko puścił rudowłosą i skierował swój pusty wzrok na mnie. Szybko podniosłam drugą dłoń i wytwarzając kule szarej mgły uderzyłam nią przeciwnika w brzuch. Przez co zachwiał się do tyłu. Lecz gdy tylko otrząsnął się, po zadanym ciosie ruszył w moja stronę. Nie zdążyłam wykonać żadnego ruchu, gdy przede mną pojawił się T'Challa. Gdy tylko walczący ze sobą mężczyźni odsunęli się dalej, podbiegłam do Natashy.- Wszystko w porządku? - spytałam pomagając jej wstać. Rudowłosa pokiwała głową masując szyję.- Dzięki – wychrypiała uśmiechając się lekko.- Nie ma za co – oddałam uśmiech – A teraz wybacz, ale muszę coś jeszcze załatwić – odwróciłam się na pięcie i ruszyłam za zanikającym za zakrętem Buckym.***- Zadzwoniłam już po wsparcie. Dojedzie do was. Sharon też pomoże, zawiezie wam sprzęt jak tylko zarząd straci trochę czujność – rozejrzałam się dookoła czy nikt w pobliżu nie może podsłuchać mojej rozmowy. - Wiem, że mam na siebie uważać, ale na razie siedzę w rządowym budynku, w którym nic mi nie grozi więc możesz być spokojny. Też Cię kocham – odsunęłam telefon od ucha z lekkim uśmiechem na twarzy i zakończyłam połączenie.- Rozmowa z kochasiem? - odwróciłam się do Starka, który opierał się o framugę drzwi. - Na pewno przyjemniejsze niż rozmowy z generałem – uśmiechnął się smutno lekko podnosząc dłoń w której trzymał telefon. Odetchnęłam z ulgą, domyślając się, że dopiero co zakończył swoja rozmowę, więc nie mógł usłyszeć mojej.- Chyba mogę jeszcze porozmawiać z moim mężem?- Mam 36 godziny na złapanie go – miliarder spojrzał na mnie smutno, spuszczając po chwili wzrok na ziemie. - Może jesteś w stanie go przekonać, żeby załatwić to ugodowo? - w jego oczach przez smutek, przebiła się nadzieje gdy ponownie na mnie spojrzał.- Nawet gdybym miała inne poglądy do tej sprawy niż on – podeszłam do Tony'ego kładąc dłoń na jego ramieniu – To i tak nie dał by się przekonać, nawet mnie. Wybacz.- Jasne – pokiwał lekko głową – Będzie zabawnie, przecież nie był bym sobą, gdybym nie wpakował się w kłopoty – Stark starał się być wyluzowany, ale widziałam, że nie radzi sobie z tą sytuacją.- Ale zawsze wychodzisz z nich bez szwanku – uśmiechnęłam się lekko, chcąc dodać mu otuchy, lecz gdy odpowiedział mi tylko lekkim kiwnięciem głowy, przyciągnęłam go lekko za ramię i zamknęłam w uścisku. Brunet na początku zesztywniał, jakby nie wiedząc co zrobić w tej sytuacji, lecz po chwili objął mnie mocno w pasie, opierając głowę na moim ramieniu i cicho pociągając nosem. - Będzie dobrze Tony – zaczęłam gładzić jego plecy dłonią – Zawsze znajdujesz jakieś sensowne rozwiązanie, tym razem też tak będzie, po prostu przemyśl to w spokoju. - odsunęłam się lekko na wyciągnięcie rąk, cały czas trzymając jego ramiona. - Na przemyślenia polecam dachy. - uśmiechnęłam się łobuzersko, co udzieliło się też Starkowi, bo na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech. - Tylko nie waż się skakać. - zagroziłam mu, wystawiając jeden palec, na co zaśmiał się lekko.- Dziękuję Maddie – przytulił mnie krótko.- Nie ma sprawy. Gdybyś chciał pogadać czy coś, wiesz gdzie mnie szukać. - uśmiechnęłam się lekko, nie chcąc tymi prostymi słowami urazić przerośniętego ego miliardera.- Dzięki, a teraz wybacz ale muszę wyruszyć na rekrutacje – zmarszczyłam brwi kompletnie nie rozumiejąc o co mu chodzi. - Potrzebujemy kilku ludzi to starcia z Kapitankiem - uśmiechnął się łobuzersko lecz widząc moją groźną minę odchrząknął i odwracając się na pięcie ruszył w głąb korytarza. Przekręciłam oczami na całą te sytuacje, ruszając w przeciwnym kierunku do Starka. Przemierzałam korytarz, gdy dotarł do mnie dźwięk przychodzącej wiadomości. Wyjęłam telefon z tylnej kieszeni i odblokowując go odczytałam wiadomość od Clinta.Wanda odbita. Jest po naszej stronie.Schowałam telefon i zamknęłam oczy czując jak zaczyna kręcić mi się w głowie. Wyciągnęłam rękę, by podeprzeć się ściany, lecz nie była ona tak blisko jak mi się zadawało. Już miałam upaść, gdy złapały mnie czyjeś dłonie.- Hej, w porządku? - Natasha podtrzymała mnie w pozycji pionowej, zaczynając mnie prowadzić do pobliskiego pokoju, gdzie znajdowała się kanapa. - Za dużo tego wszystkiego. - wyszeptałam, nie mając siły na głośniejszy ton. Rudowłosa spojrzała na mnie marszcząc brwi. - Cała ta ustawa – wyjaśniłam - podzielenie się Avengers, nowi rekruci, a ja nie mogę nic zrobić przez ciąże. Chyba pierwszy raz żałuję, że będę miała dziecko – zaśmiałam się lekko.- Musisz odpocząć. - Romanoff nakryła mnie kocem uśmiechając się z matczyną czułością, co nigdy jej się jeszcze nie zdarzyło. - Muszę iść, ale przyśle kogoś żeby cię obserwował. - pokiwałam lekko głową. Natasha opuściła pomieszczenie, a ja czując coraz większe zmęczenie i ciążące mi powieki zaraz usnęłam.Zimowy Żołnierz zaatakował Iron Mana, zaciskając palce na reaktorze i próbując go wyrwać. Reaktor wypuścił pocisk świetlny, odcinając metalowe ramie i odrzucając na kilka metrów bruneta. James odbił się od ściany i upadł martwy na ziemie. Widząc to Steve rzucił się na Starka, lecz ich starcie nie trwało długo gdy obaj, tak samo jak Barnes upadli martwi na ziemie. Do pomieszczenia wkroczył Baron Zemo, z radością patrząc na osiągnięty przez siebie cel.Usiadłam gwałtownie na łóżku oddychając szybko. Nie wiem ile spałam, ale wiedziałam jedno, że muszę zapobiec nadchodzącej katastrofie. Wstałam z kanapy nadal czując lekkie wirowanie w głowie. Podpierając się ściany i skierowałam się do głównego pomieszczenia. Gdy weszłam do środka, od razu dostrzegłam stojących w rogu Natashę i Starka.- Gdzie oni są? - spytałam jak tylko znalazłam się przy nich. Obydwoje spojrzeli najpierw na mnie, a potem znów na siebie.- Maddie – zaczął Stark, łapiąc mnie za ramie i kierując się ze mną w mniej widoczne miejsce. - Wiem, że chcesz pomóc, ale nie powinnaś się teraz narażać. Gdyby coś się stało...- Nic nie rozumiesz – przerwałam mu ostro. - Jeżeli nie powiesz mi gdzie oni są, stanie się coś strasznego. Dlatego muszę temu zapobiec.- To może ja to zrobię, a ty...- Nie wiesz gdzie oni są – znów przerwałam miliarderowi, który poprawił prawe ramię w temblaku.- Rogers i jego koleżka, gdzieś polecieli, a reszta jest w więzieniu...- Lecimy tam – zarządziłam, patrząc na zdegustowana minę bruneta, który nie był szczęśliwy, że znowu nie dałam mu dokończyć wypowiedzi. Mamrocząc coś pod nosem ruszył w stronę dachu, gdzie stał helikopter. Wsiedliśmy do niego i polecieliśmy do więzienia znajdującego się na środku oceanu. Gdy dolecieliśmy na miejsce otworzyłam usta ze zdumienia. Woda wzburzyła się pod wpływem wynurzającej się ogromnej kapsuły, o kształcie walca. Na środku podniosły się dwie klapy, otwierając nam miejsce do wylądowania. Gdy silniki zgasły Stark wysiadł pierwszy, następnie pomagając mi.- Nie patrz tak na mnie – zganiłam go, gdy po otrzymaniu przepustek, szliśmy w kierunku celi.- Niby jak?- Jakbym była niepełnosprawna, czy coś – spojrzałam na bruneta kątem oka.

Ameryka i JaWhere stories live. Discover now