Rozdział 30

2K 168 102
                                    


Już lekko zdyszany, dalej biegiem podążam za uciekającą osobą, skręcamy w coraz to inne korytarze, a ja nawet się do niej nie zbliżam. Zaciskam zęby i próbuje biec szybciej, osoba przede mną też kiedyś musi się zmęczyć. Zaczynam zauważać zarys sylwetki, przede mną biegnie kobieta, w czarnej pelerynie która łopocze od biegu, ma nałożony kaptur na głowie, który przytrzymuje dłonią. Daje z siebie wszystko aby ją dogonić, wyciągam rękę i łapie za kaptur. Spod kaptura uwalniają się krwiste pasemka włosów. Otwieram szerzej oczy zaskoczony, widząc długie ogniste kosmyki, które prawdopodobnie znam. Motywuje się coraz bardziej, aby poznać tożsamość tej osoby, prawie chwytam ją za ramię, kiedy niepostrzeżenie poślizgnąłem się i upadam na ziemię. Masuje sobie kark i gdy podnoszę się do siadu, zauważam tylko jak rudowłosa znika zza zakrętem.

- Nie wierze w to.- mówię cicho do siebie.- To nie może być ona.- mruczę wstając na równe nogi, krzywię się lekko, kolejny upadek wcale nie polepsza mi kondycji.- Walić to.

Mówię i ruszam dalej. Nie mam pojęcia gdzie mam iść, więc zaczynam błądzić po korytarzach, mając nadzieję, że nie zgubie się i nie zginę. Plus próbuje nie myśleć o tym, że mogłem jednak powiedzieć Jamesowi co chce zrobić i może porzuciłby Aarona. Nadal z chęcią bym go tu zostawił, niech jego smok go szuka, czemu ja muszę na tym cierpieć? Wzdycham głośno i przystaje. Moja orientacja w trenie jest okropna, nawet nie widzę nadziei na to, że sam odnajdę drogę powrotną.

Błądziłem jeszcze parę minut, aż zobaczyłem tak słynne światełko w tunelu. Może bym się cieszył, gdyby nawet okazało się pędzącym w moją stronę pociągiem, ale niestety tym nie był. Już z oddali słyszałem szmer wypowiadanych zaklęć, które zlewały się w jedno, a kiedy docierały do mnie, słyszałem same wibracje póki dobrze się nie skupiłem.

Powoli kieruje się w tamtą stronę, staje przy wejściu i niepewnie wychylam głowę. Spoglądam do dużego okrągłego pomieszczenia, wejścia do niego są umieszczane co pięć metrów od siebie, na środku pomieszczenia stoi podest. Na środku podestu stoi postument, na którym leży czerwona poduszka, a na poduszce znajduje się jajo. Zakapturzeni ludzie, przyodziani w czarne peleryny stoją dookoła jaja, na ich plecach, wygrawerowana jest srebrną nicią łeb smoka, tak jak na ramionach dowódców łowców. Zakapturzeni ludzie celują różdżkami w jajo, mamrocząc jakieś zaklęcia, a biała poświata obwija jajo, które drży lekko i rozświetla się, przez co zza skorupki widać dopiero rozwijającego się smoka. Im dłużej przysłuchuje się zaklęciom, tym mocniej zaczyna boleć mnie głowa.

Widok który widzę, jest taki sam, który miałem w śnie. Obracam się zza siebie i tak jak się spodziewałem, zbliżała się do mnie Summer razem z resztą moich współlokatorów, dziewczyna robi zaskoczoną minę ale nie odzywa się. Uśmiecham się do nich lekko i z powrotem spoglądam do sali, akurat w tym samym momencie, do pomieszczenia wchodzi kobieta w pelerynie, o ognistych długich włosach, kaptur nadal zasłania jej twarz. Zamaskowani ludzie zaprzestają rzucania zaklęcia. Jeden z nich, wyłamuje się kręgu i zdejmuje kaptur, a ja mało się nie zapowietrzam, widząc dowódcę łowców który został nie dawno aresztowany.

- Rubin.- mruczy brązowowłosy.- W końcu.

Kobieta tylko macha dłonią, obraca się na pięcie i rusza do wyjścia.

- Smok jest gotowy.- mówi łowca, rudowłosa zatrzymuje się. Obraca głowę w stronę mężczyzny, ale nie jestem w stanie zobaczyć jej twarzy.

- Dobrze.- mówi kobieta mocno zachrypniętym głosem.- Znajdźmy mu zatem pana.- mówi i rusza dalej, wszyscy zgromadzeni w pomieszczeniu ruszają za nią.

Gdy pomieszczeniu pustoszeje, pierwsza odzywa się Summer.

- Musimy zabrać jajo.- mówi szeptem, obracam się do niej.

Strażnicy SmokówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz