Rozdział 29

1.7K 144 14
                                    

- Colin.- wzdycha cicho.- Ja...

- Więc jesteś wilkiem?- pytam krzyżując ramiona na klacie.

Przecież to takie oczywiste McRae. Jednak jak to ja, jestem za głupi aby dostrzec te wszystkie sygnały mówiące "HALO TO WILK". Wszystkie te jego dziwne "Triki" nerwowe, czerwone oczy, szybki bieg, o niebo lepszy słuch, założę się, że nawet czuje i widzi lepiej ode mnie. Jednak, wilkołaki jak i wilki są po ciemnej stronie. Są zdrajcami. A James był w szkole magów od dawna, czyżby szpiegował? Po co wilk miałby chodzić do szkoły dla magów?

- Cole, posłuchaj najpierw.- jęczy głośno.

Mimowolnie zerkam na jego poparzone ręce i krzywię się lekko. Muszą cholernie boleć.

- Łowcy są w szkole, musimy pomóc znaleźć Aarona.- mówię i odwracam się do Ashery, który patrzy na mnie, jakby miał ochotę zrobić sobie z mojego jelita grubego szalik.- Prowadzisz, czy sam mam iść? - pytam, smok prycha głośno, ale rusza.

To nie tak, że mam teraz Jamesa, za kundla. Za oszusta, kłamcę i zdrajce, owszem. Ale to od zerówki, kiedy się poznaliśmy. Po prostu jest mi w pewien sposób żal go i tego, że sam mi tego nie powiedział. Przecież, nigdy mu nie pokazywałem, że nie lubię innych istot magicznych. I teraz taka ironia, czyżbyśmy oboje patrzeli na siebie poprzez stereotypy? Matko. Władca naszego królestwa, biłby mi pokłony. Bo niby władca, powinien być dobry dla każdego. Większego stereotypu nigdy bym nie usłyszał. Nasz "król", pochodzi z linii pierwszych magów, jego babki i dziadowie byli pierwszymi którzy mieli chronić tą krainę i którzy pozwolili aby zmieniła się w krwawe pole bitwy. Dlatego nikt po dobroci nie idzie do wojska. Wysoko urodzeni magowie zostają w królestwie bo nic im nie grozi, inni? Zwyczajni, lub słabsi, uciekają do ludzkiego świata. Wolą żyć za marną pensję, niż walczyć u boku takiego króla.

Co nie oznacza, że druga strona sporu. Ta "ciemna" jest lepsza. Żadna nie jest. Obie nie szanują swoich poddanych, dalej brnąc w walki, chociaż podejrzewam, że nawet nie pamiętają, dlaczego walczą. Chyba właśnie, przez te walki, wykończyli szóste smoki. Póki władcy siedzą w swoich ciepłych siedzibach i nie muszą wychodzić na front, nigdy to się nie zmieni. Marszczę nos, na wspomnienie jednej z rozmów na temat walki pomiędzy stronami.

- Nadal panikujesz, że wezmą cię do królewskiej armii?- pyta rozbawiony James, siadając koło mnie, wpatruje się w ciemne niebo.

- Aaron nie będzie szukał swojej księżniczki?- pytam rozbawiony, zerkając na chłopaka. Ten tylko wzrusza ramionami.

- Isabell chyba nie jest zainteresowana.- mówi a ja zaczynam się śmiać.

W dziesiątkę.

- Co do tej armii.- mruczę- Nie mam zamiaru do niej dołączyć, nigdy.- mruczę.

- A jak będą chcieli zabrać smoki?- pyta spokojnie chłopak.

- Zerwę połączenie.- mruczę cicho, a James spogląda na mnie zaskoczony.

- Cole...

- Zrobię to.- mówię patrząc na chłopaka poważnie.- Moje smoki, nie będą walczyły za coś czego, ani one, ani ja nie popieramy.- mówię. Chłopak patrzy na mnie w ciszy.

- A za co byście walczyli, za zdrajców?- pyta.

- Za tych co na to zasługują.- mówię cicho.- Za dobro, za sprawiedliwy dom, za coś co da nam bezpieczeństwo.- mówię i ignoruje głupi uśmieszek Jamesa.

- Jednak nie jesteś taki głupi.- śmieje się chłopak.

- A spadaj.- parskam głośno.

Strażnicy SmokówWhere stories live. Discover now