Dzień był zupełnie zwyczajny, mimo tego iż nie był on zwykłym dniem. Właśnie w tym jednym dniu, na całym świecie zbierały się rodziny, aby obchodzić wigilię. W pewnym małym, beżowym domku, na przedmieściach, właśnie w ten magiczny dzień, pewna rodzina toczyła ze sobą małą batalię. A co to za rodzina? Tak właśnie my, cholerni McRae! Uchylam się przed lecącym w moją stronę talerzem.
- Elizabeth! - piszczy wystraszony ojciec, matka czerwona ze wściekłości, tylko warknęła coś przez mocno zaciśnięte zęby. I to nie tak, że co roku rzucamy w siebie talerzami. Rzucamy nimi gdy naprawdę się z matką pokłócimy.
- Zamknij się Mark!- woła wściekła.- Mam go dość! Mam tego wszystkiego dość!- woła. Unoszę brew zrezygnowany. Wydawało by się, że ta kłótnie musiała być naprawdę o coś ważnego. A skąd. Dokładnie rozchodzi się o to, że nie chciałem poodkurzać. Nienawidzę tego i nikt mnie do tego nie zmusi. Nigdy.
- Skoro masz mnie tak dość, to mogę zniknąć!- warczę zły.
- Colin!- woła spanikowany ojciec.
- A proszę bardzo! - krzyczy moja matka.- A żebym nie widziała cię na kolacji!- drze się.
Obserwujemy się chwilę z blondynką, zaciskam mocno usta. Jak tak chce, to tak będzie. Wyciągam swoją różczkę, którą nauczyłem się trzymać blisko siebie i rzucam zaklęcie teleportacji. Już po chwili otacza mnie ogień, zanim zniknę, słyszę tylko zaskoczony głos Caina.
- Pierwsze zaklęcie które go nie zabije.- mruczy z podziwem. Zamykam oczy.
Gdy je otwieram, stoję na środku dziedzińca swojej szkoły, po kolana zasypany śniegiem który dalej spokojnie pada. Wściekły zmierzam w kierunku szkoły, wchodzę przez otwarte wrota. Już na wstępie spotykam rudowłosą wicedyrektor.
- Colin?- pyta powoli.
- Nie ważne.- burczę cicho.- Mogę zostać w szkole, prawda?- pytam, dyrektorka otrząsa się po chwili i kiwa głową.- Super.- mruczę.
- Jak coś zostaje w szkole, wiesz gdzie mam pokój?- pyta.
- Wiem.- mruczę i przytakuje.
Dyrektorka obserwuje mnie przez chwilę, póki nie decyduje się wycofać.
*
Zezłoszczony opadam na siano obok białej smoczycy, która uchyla lekko powiekę aby spojrzeć na mnie swoim lazurowym okiem, z podłużną niczym u kota źrenicą. Smoczyca przygląda mi się przez chwilę, aż w końcu wzdycha głośno. Niedaleko nas śpi zwinięty w kłębek Ashera.
-" O co chodzi, Colin?"- pyta spokojnie i przymyka swoje oko.
- O święta!- prycham zły i zakładam ręce na klacie. - Nienawidzę świąt.- warczę cicho.
Smoczyca mruczy przeciągle, ale nic nie odpowiada. Spoglądam na otwarte wrota wieży i wzdycham cicho, śnieg pada coraz mocniej, w normalnych okolicznościach, na pewno cieszyłby mnie fakt świąt pełnych śniegu, ale teraz? Kiedy święta spędzę sam w opustoszałej szkole, pod kontrolą pani Mraz, która również nie wraca do domu, zdecydowanie nie mam się z czego cieszyć.
-"Ludzie się cieszą ze świąt."- mruczy smoczyca.
- Widać, nie każdy człowiek musi się cieszyć się ze świąt!- wołam.- Bo z czego się cieszyć? Ze sprzątania? Gotowania? Ubierania tego durnego drzewa! Czy może z wydawania pieniędzy na prezenty które i tak się nikomu się nie przydadzą! Czy może mam się cieszyć z tego, że cały wieczór przesiedzę z ludźmi których nie lubię i oni mnie nie lubią i będziemy musieli udawać jak bardzo jednak się lubimy! - wołam i wzdycham zły. Smoczyca przygląda mi się uważnie i przechyla głowę na bok.
CZYTASZ
Strażnicy Smoków
Fantasy"Zanim wybuchła wojna, świat magii był bezpieczną przystanią dla każdego, jednak gdy świat podzielił się, na złą stronę i dobrą, nic już nie było takie samo. A Strażnicy szóstych smoków zginęli, a od tamtej pory szósty smok nie wykluwał się, i tak m...