Rozdział 2

3.7K 267 109
                                    

Gdy tylko przyszedłem do pokoju, z rozbiegu wskoczyłem na łóżko i zawyłem w poduszkę. Mój współlokator, który jest jednym z czterech, a mianowicie: Andrew, spojrzał na mnie rozbawiony. W pokoju brakuje jeszcze Victora, Nathaniela i Will'a.

-Co się stało, ziom?- spytał, śmiejąc się cicho.

Zaczołem tłumaczyć wszystko chłopakowi, nadal z wciśniętą twarzą w poduszkę.

- Co?- zaśmiał się Andrew.

- Złączyła mnie na zielarstwie z Johnson'em!- zawyłem, podnosząc się.

- Przykro mi.- zaśmiał się.

Z Andrew'em chodziliśmy do jednej szkoły, ale jakoś nigdy wcześniej nie rozmawialiśmy, ale nawet on już wie, że nie znoszę James'a.

- A co tam u ciebie?- odetchnąłem i spojrzałem na chłopaka, ten uśmiechnął się.

- Nawet spoko.- opadł na swoje łóżko.- Niedługo kolacja, nie?

- No.- jęknąłem.

- Czemu ty zawsze tak jęczysz?- zaśmiał się.

- Odczep się.- burknąłem.

- Nie gniewaj się stary.- zaśmiał się.- W ogóle jak tam u profesora z matematyki? Straszny gbur co?- spytał.

- Ja mam z tą babką elfką, Panią Stell. To jest kochana kobieta.

- No wiesz ty co?!- spytał z krzykiem- To tylko ja nie mam matmy z kobietą.- zawył.

- A z kim masz?- spytałem ze śmiechem.

- Z jej mężem. To jest okropny cham.- powiedział.- Cóż poprawia mi tylko humor to, że będę niedługo mógł mieć koło siebie, swojego magicznego towarzysza.

- Chyba, że będzie na tyle duży, że nie wpuszczą was do klasy.- powiedziałem, a on zrobił przerażoną minę.

- Oby nie!- powiedział.

- Zobaczymy.- powiedziałem, i zacząłem pod sypiać, jednak orzeźwiło mnie szarpnięcie.

- Wstawaj kolacja!- wydarł się Andy i wywalił mnie z łóżka.

- Jak ja cię nienawidzę.- jęknąłem, jednak zaraz wstałem z podłogi.

*

Stołówka, była ogromną salą w której było pięć rzędów stołów, pierwszy był dla wody, drugi dla ziemi, trzeci dla błyskawicy, czwarty dla powietrza i dopiero my ogień. Dosiedliśmy się z Andy 'm do stolika z naszym rocznikiem przy którym również byli nasi współlokatorzy, przywitaliśmy się i zaczęliśmy już nakładać sobie wystawione na stoły jedzenie, przy okazji wesoło rozmawiając. Po chwili do sali weszła piątka osób, każda szła osobnym rzędem.

- To są strażnicy.- powiedział Viktor.

Domyśliłem się przez Pana Clark, który przechodząc koło nas witał się z nami wesoło. Koło stołu wody szedł brązowowłosy chłopak z niebieskimi oczami, przy stołach ziemi szedł wysoki, lecz szczupły chłopak, jak mniemam Ethan, przy rzędzie błyskawicy szedł chłopak o czarnych włosach i zielonych oczach, Aaron, koło powietrza szła wysoka blondynka o zielonych oczach. Wszyscy usiedli przy stołach które do naszych stały poziomo, nasze stały pionowo, zasiedli koło dyrekcji i nauczycieli witając się z nim.

- Ci to mają szczęście.- powiedział Will. Spojrzałem na niego marszcząc brwi.

- Szczęściem nazywasz to, że muszą udawać bohaterów?- prychnąłem.- Jeszcze mnie tak nie pomyliło aby rzucać się na każde zagrożenie, na łeb, na szyję.

Strażnicy SmokówWhere stories live. Discover now