Rozdział 6

3K 225 55
                                    

- Jesteś idiotą Johnson!- warcze zły i próbuje wyciągnąć z kociołka naszą łyżkę, niestety breja jaką zważyliśmy za nic nie chciała nam oddać owej łyżki.

- Ja jestem idiotą?!- warczy James- To ty jesteś kretynem i dodałeś korzeni ostrówki!- syczy

- Bo była w przepisie!- krzycze.

- Chyba nie umiesz czytać!- syczy na mnie chłopak.

- Lepiej to wyciągnij złamasie!- warcze wskazując na łyżkę- I to ty dodałeś jad żmiji!

- Sam jesteś złamasem!- warczy i z łatwością wyciągnął łyżkę.

- Jesteś chory.- stwierdzam i opadam na krzesło.

James miał już mi się odgryść gdy przed nami pojawiła się Pani Stell.

- Chłopcy! A co to za...- kobieta patrzy do naszego kociołka, zażenowani spuszczamy głowy w dół- Jestem pod wrażeniem.- mówi kobieta, razem z Jamesem zerkamy na siebie, a później na Panią Stell- Jak wam się udało? Pierwszaki zazwyczaj nie wiedzą jak uważyć maść leczniczą którą wam zadałam.- mówi zadowolona, i macza dłoń w brei, oboje otwieramy usta w szoku. Jad żmiji jest trujący tak samo jak korzeń ostrówki...

- P-prosze panią...- mówie zszokowany- Korzeń ostrówki i ...- kobieta mi przerywa.

- I jad żmiji.- dokańcza zadowolona- Obie te rzeczy likwidują w sobie substancje trujące.- tłumaczy- Dodając reszte składników, pod wyższą temperaturą wytwarzają się substancje lecznicze.- uśmiecha się lekko- To jest doskonałe na oparzenia i zadrapania, lżejsze rany. Dobra robota chłopcy!- mówi i oddala się od nas. James równierz opada na krzesełko.

- Okej Johnson.- mówie- Jednak nie jesteś aż tak szurnięty.- mówie ze śmiechem, chłopak prycha.

- Nie możliwym jest, bycie gorzej szurnięty niż ty.- odgryza mi się

- Pewnie tak.- śmieje się, a chłopak zerka na mnie z lekkim uśmieszkiem.

*

Eliksiry i zielartwo które prowadzi Pani Stell, było moją ostatnią lekcją. Szybkim krokiem udaje się do mojego pokoju. Gdy już się znajduje u celu, rzucam się na łóżko. Smok patrzy na mnie ciekawsko.

- Mam dość- chichocze, smok mruczy coś i siada koło mnie.

Po chwili do pokoju wchodzi Andy razem ze swoim kotem.

- Mam dość- mówi cicho i pada na łóżko, kot wskakuje na parapet.

Zaczynam się cicho śmiać.

- Ja też. Ten dzień był... Męczący.- mówie.

- Pocieszenie to obiad.- mówi rozbawiony Will wchodząc do pokoju.

- Byle nie by nie było brukselki- kociaż zaczyna chichotać.

Wstaje i podchodzę do szafy, przebieram się z mundurku szkolnego w zwykły czarny podkoszulek i szare dresy. Gdy reszta przychodzi, idzie w mój ślad, przebierają się i całą gromadą kierujemy się do stołówki. Roześmiani siadamy przy dziewczynach.

- Cześć chłopcy!- wita się wesoło Dominica, Lynn macha do nas bo usta ma wypełnione makaronem,

- Witajcie.- mówi wesoło Summer

Witamy się wesoło i zaczynamy jeść spagetthi. Wszyscy się śmiejemy i żartujemy w najlepsze. Nie zwracamy nawet uwagi na to, że strażnikówn nie ma w sali.

- Fuck!- drze się nagle William i podnosi się ze swojego miejsca- Błyskotka biega po pokoju!- mówi i wybiega. Zaczynamy się śmiać.

- Jak zeżarła mi buty, to będzie płacił.- zastrzega Victor.

Strażnicy SmokówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz