Rozdział 16

2.2K 205 53
                                    

Dzień zaczął się w miarę zwyczajnie. Wstaliśmy z rana, poszliśmy na śniadanie, przy akompaniamencie kłótni Andiego i Nathan'a. Zjedliśmy śniadanie z dziewczynami, później Victor znowu znęcał się nade mną podczas korepetycji i wkońcu nadeszła ta chwila. Nasi rodzice przybywają do szkoły nas odwiedzić.

Stojąc razem z Cain'em na dziecińcu szkoły, wcale jakoś super nie liczyliśmy na to, że przyjadą. Co więcej, byliśmy pewni, że nie przyjdą, więc na spokojnie piliśmy sobie colę w cieniu drzewa i z rozbawieniem obserwowaliśmy rodziców Jamesa, sam chłopak nie był zachwycony ich widokiem, zwłaszcza ojca, jednak wczoraj mówił coś innego. Trudno go zrozumieć, więc nawet nie próbuje.

Jednak mój napad śmiechu wywołał widok rodziców Aarona, mała na około metr pięćdziesiąt kobieta, ściskała go, przy okazji tarmosząc jego policzki tak mocno, że brunetowi zaświtały łzy w oczach. Za to jego ojciec zyskał moją sympatię od razu, średniej budowy brunet z okularami na nosie, śmiał się tak mocno, aż w końcu się po płakał.

Jednak moja zabawa nie trwała długo.
Razem z Cainem zaczęliśmy się krztusić gdy zauważyliśmy tą jedną parę. W naszą stronę, zmierzali we własnej osobie, państwo McRae, czyli nasi rodzice. Razem z Cainem zerwaliśmy się ze swoich miejsc. Oczywiście wiedziałem podświadomie, że mogą się tu pojawić w kwestii tego że mam zostać strażnikiem, jednak nie sądziłem, że wezmą wolne aby naprawdę się tutaj pojawić.

- Colin'ie Daniel'u Magnus'ie McRea! - wydarła się na wstępie moja matka. Wysoka szatynka, ubrana w czarny żakiet, szła w moją stronę sprężystym krokiem. I uwierzcie, mogłem się nie bać smoków, wampirów, wilkołaków, ale Elizabeth McRae, jest najgroźniejszą istotą wszechświata gdy używa mojego pełnego imienia. - Mamy do pogadania!

Oboje spanikowani spojrzeliśmy na siebie z Cainem, jak zwykle nasz ojciec szedł przy boku matki, wyglądając na najbardziej zmęczonego mężczyznę w magicznym świecie, co oznaczało jedynie tyle, że albo posłucham matki, albo zginę.

- Hej, mamo? - mrucze niepewnie gdy kobieta staje nade mną. Cóż, sam się dziwię, że nie ma ona do czynienia ze smokami, sama nie raz przypomina (zwłaszcza gdy jest wściekła) gada.
Kobieta nabiera głęboki wdech. Kule się lekko, wiedząc że: a) zaraz nastąpi wybuch wściekłości i matka będzie się darła póki nie ogłuchne, b) kobieta zaraz ponownie zaznaczy że mamy do pogadania, co będzie oznaczało tyle, że niedługo będzie mój pogrzeb, bo się pokłócimy.

- Mam do pogadania. - mówi twardo, ojciec i Cain przymykają oczy.

Cholera Merlinie, gdzie ty jesteś jak cie potrzebuje?

*
Wściekła mina mojej matki wykurzyła wszystkich z domu ognia. Siedziałem na kanapie, a Cain i ojciec siedzieli w fotelach, obaj skuleni jak szczeniaki.

- Możesz nie przyjmować takiej roszczeniowej postawy? - pyta nadal zła mama, stając nade mną. Unosze brew, ale zanim otwieram usta matka odzywa się pierwsza. - Więc, co masz do powiedzenia?

- Mogłabyś mi najpierw wytłumaczyć, czemu tu jesteście? - pytam parskając cicho. Szatynka mruży oczy, ojciec jak na ojca przystało, aby mnie wesprzeć pokazał palcem na matkę potem na mnie i przejechał palcem po swojej szyi, wywracam oczami. Oto najodważniekszy mag Mark'a McRea.

- Colin - mówi powoli kobieta, akcentując moje imię jak coś najsłodszego na świecie, od czego po chwili cię mdli - Co ty ostatnio wyprawiasz? - jej słodki głosik wcale nas nie uspokaja. Najpierw posłodzi, a później rozgniecie jak robaka. - Najpierw się dowiaduję, i to nie od ciebie- oczywiście zaznaczy to jakieś sto razy - Że twoim towarzyszem jest smok. Później, oczywiście nie od ciebie, bo mój własny syn nie chce ze mną rozmawiać! - podnosi głos, ale zaraz chrząka - Że ma zostać strażnikiem, a później od pani Hall dowiaduje się, że nie chcesz nim zostać. - Mama bierze głęboki oddech. No tak, jeszcze nie dałem dokładnej decyzji dyrektorce, więc zawiadomiła moich rodziców, no tak.- A później od Pana Clark, że uciekasz z domu ognia. - mówi powoli. - Co masz na swoje usprawiedliwienie?

Strażnicy SmokówWhere stories live. Discover now