Rozdział 27

2K 154 89
                                    

Ten dzień, musiał nastać. Zimowy bal. I mimo tego, że nie musiałem się za specjalnie do niego przygotowywać, za cholerę nie chciało mi się na niego iść. I prawdopodobnie bym nie poszedł, gdyby nie jeden problem. A mianowicie Lynn, która ubrana w turkusową sukienkę do kostek, z upiętymi w rozpadający się kok włosami, ciągnęła mnie do sali w którym odbywał się bal. Dziewczyna naprawdę wyglądała niesamowicie, do tego była tak bardzo podekscytowana i szczęśliwa, że nie miałem serca, aby jej powiedzieć, że nigdzie nie idę. Więc czy chce czy nie, posłusznie niczym piesek dreptam za dziewczyną.

Do tego, na zewnątrz zaczął padać śnieg i mimo, że Enya się do tego nie przyznaje, zdaje mi się, że maczała w tym swoje pazury. Jedyny pocieszający fakt, że Ashera zamarza. Niech ma za swoje wredny gad. Odwrócił się ode mnie i odciął mnie od poszukiwań podziemi. Przez co, cały czas siedziałem nad zielarstwem. I nigdy mu tego nie przyznam, ale przydało mi się trochę nauki. Jak na razie, moje oceny się poprawiły, nie jakoś specjalnie, ale tak ociupinkę. Ociupinkę przez którą prawdopodobnie zlituje się nade mną moja kochana mama.

- Tak się ciesze, że idziesz ze mną.- mówi cicho Lynn i ściska mocniej moją dłoń.

Nic nie poradzę na to, że na mojej twarzy sam z siebie rozkwita uśmiech. Ta dziewczyna naprawdę potrafi być świetna.

- Nie ma sprawy, to tylko zwykła zabawa.- śmieje się cicho, a dziewczyna spogląda na mnie podekscytowana.

- Na której będziemy się wszyscy razem bawić!- piszczy podekscytowana, wywracam rozbawiony oczami.

- Masz racje.- przytakuje.- Będziemy się świetnie bawić.- śmieje się.

Zatrzymujemy się w wejściu do sali, zaskoczeni jej wyglądem. Wszystko jest zrobione w kolorze niebieskim i białym, w powietrzu wiszą płatki śniegu, a niebieskie kryształy zwisają z sufitu. Stoły przykryte są białymi obrusami z małymi kryształowymi płatkami, w szklanych wazonach stoją niebieskie róże. Scena na której gra, parę starszych uczniów, przysłaniają białe drzewa, z niebieskimi liśćmi, miedzy ich gałęziami są rozwieszone białe lampki, które również ozdabiają wejścia na balkony. Śmieje się cicho.

- To się nazywa klimat co?- pytam z uśmiechem, zachwyconą dziewczynę.

- Trochę tego za dużo.- mruczy niewyraźnie.- Ale... Po prostu... Wow.- mówi zachwycona.

Ponownie śmieje się i ciągnę dziewczynę do stolika, przy którym siedzi Andrew, który macha do nas jak opętany. Witamy się już zebranymi ludźmi, rozglądam się za moim bratem, jednak zamiast niego, zauważam Isabell w białej sukience, sięgającej do kolan. Gdy dziewczyna mnie zauważa, uśmiecha się i mi macha. Odmachuje jej rozbawiony.

- Myślicie, że przyszła z Aaronem?- pytam cicho swoich współlokatorów.

- Jeśli Aaron ją zaprosił, to sprzedam mojego kota.- mruczy rozbawiony Andy, spoglądam na niego i obaj zaczynamy się śmiać. Lynn prycha cicho.

- Skąd wiecie? Może się w końcu zebrał?- warczy.

- Yhym.- mruczy rozbawiony Victor.- Stawiam swoją różczkę, że tego nie zrobił.

Lynn nadyma zła policzki. Już ma się odezwać, kiedy wszyscy zauważamy, że Isabell idzie razem z jakimś czwartoklasistą. Spoglądamy wszyscy na zaskoczoną Lynn i wybuchamy śmiechem.

- Kretyni.- mruczy cicho dziewczyna.

Wszyscy zaczynamy się śmiać, a im więcej dziewczyna nas obraża, tym bardziej nie możemy przestać się śmiać z chłopakami. Nawet nie zauważamy kiedy cała sala się zapełnia, dopiero gdy na środek wychodzi Pani Marina, i ku mojemu wielkiemu zdziwieniu towarzyszy jej Taylor. Pani Marina jest ubrana w granatową suknię, na ramiączkach, wokół dekoltu ma poprzyszywane kryształki, jej włosy są pofalowane, a na jej twarzy widnieje delikatny makijaż.

Strażnicy SmokówWhere stories live. Discover now