Rozdział 21 cd

2.1K 183 42
                                    

Wieczór nastał o wiele szybciej niż się spodziewałem, smoki leżały blisko mnie, co chwile rozglądając się po okolicy, James i Taylor wręcz się nienawidzą i pokłócili się o jakąś pierdołę związaną z wampirami, jak dobrze mi się zdaje o to czy czosnek je odstrasza, i przestali się do siebie odzywać. To chyba najlepsza wiadomość tego dnia. Po paru minutach, James przysiada się do mnie.

- Nie możemy tego zjebać.- mruczy chłopak. Przytakuje.

- A żebyś wiedział.- mruczę.

- Mam dość tego dnia.- mówimy obaj na raz, zerkamy na siebie i zaczynamy się śmiać.

- Mogliśmy od razu iść po smoki.- śmieje się chłopak.

- Nie ważne, i tak dnia nie zmarnowaliśmy.- mówię rozbawiony, a James parska śmiechem.

- O czym tak długo gadałeś z Hall?- pytam, James krzywi się lekko i po chwili ciszy odpowiada.

- Musiałem ją przeprosić, przez ciebie.- mówi a ja parskam śmiechem.

- Sam chciałeś do niej iść.- mruczę rozbawiony, chłopak wzrusza ramionami.

- Nie sądziłem, że jest aż tak zapatrzona w wicedyrektor - parska- " Pani Constantine wie co robi".- James naśladuje głos pani Mariny, a ja zaczynam się śmiać. - Więcej tego nie zrobię, okej?

- To tylko dla twojego dobra.- śmieje się, James rozbawiony kręci głową.

- Oj Cole...- mruczy, ale milknie gdy wszystkie trzy smoki unoszą głowy do góry.

Zrywamy się ze swoich miejsc i całą trójką chowamy się za potężnym głazem, smoki znikają gdzieś w lesie.

- " Idzie prosto na was."- mruczy Ashera.

Taylor przekazuje cicho wiadomość Jamesowi a ten przytakuje. Tym razem musi się nam udać odebrać artefakt.  Cała nasza trójka spogląda po sobie, mamy teraz jedyną szanse, albo znowu nas cofnie, a zamaskowana kobieta pewne już tutaj nie wróci, wiedząc że na nią polujemy.

-" Cholera, nie idzie sama."- warczy cicho Enya.

Spoglądam wystraszony na chłopaków, unoszą oni brwi.

- Nie idzie sama.- mruczę cicho.

Chłopcy przeklinają pod nosem, ale przestają gdy słyszymy chrząknięcie.

- Panowie - mruczy rozbawiony, znany nam dobrze męski głos, należący do dowódcy łowców, z poprzedniej akcji którą im popsuliśmy. - Doskonale wiem gdzie jesteście.

- Trudno nie było się domyślić - mruczę i krzywię się.

- Więc już po zabawie.- wzdycha Taylor.

Powoli wstajemy ze swoich miejsc,  odwracamy się do łowców, obok znajomego już nam mężczyzny ze srebrną naszywką na ramieniu, stoi kobieta, również ma srebrną naszywkę na ramieniu, przez maskę na twarzy, nie widać nic innego niż jej zielone oczy które się mrużą. Za parą stoi jeszcze około dziesięciu łowców.

- Spokojnie, my tylko po smoki.- mruczy rozbawiony mężczyzna. Zaciskam mocno usta, aby nie powiedzieć czegoś głupiego, macha on na swoich kompanów - Zwiążcie te dzieciaki.

Czwórka mężczyzn, co można wywnioskować po umięśnionych sylwetkach, zmierzają w naszą stronę, nie mogę uwierzyć, że ta akcja skończyła się taką klęską. Gdy mężczyźni mają nas prawie na wyciągnięcie ręki, ich drogę zagradza potężna ściana z lodu. Odskakuje zaskoczony, za mną coś szybko się porusza i już po chwili jestem trzymany  w zębach przez Enyę .

Strażnicy SmokówWhere stories live. Discover now