Rozdział 19

1.4K 92 5
                                    

O ile to było możliwe przyspieszyłam i wpadłam w którąkolwiek alejkę. Nawigacja darła się, że źle skręciłam jednak po chwili zmieniła trasę. Wycie ucichło co oznaczało, że mnie zgubili. Wyjechałam na główną drogę, którą tego samego dnia podążałam z Tori. Po dwudziestu minutach byłam w hangarze. Zsiadłam z motocykla i zdjęłam kask. Mój brat stał w helikopterze i machał do mnie abym podbiegła.

-Co jest?! Czego tak późno?! - przekrzykiwał szum wielkiej maszyny.

-Gliny!

-Gotowe! - usłyszałam Tori. - Zapnijcie ją!

Poczułam jak ktoś wrzuca mnie na siedzenie i pospiesznie zapina pasy.

-Tori! A motor?!

-Ktoś go zabierze!

W tym właśnie momencie do hangaru wpadły cztery radiowozy.

-Cholera jasna!

Dach budynku zaczął się rozsuwać a policjanci wybiegać z aut. Każdy z nich miał wycelowany pistolet w naszą stronę.

-Nie strzelać! - krzyknął dowódca. - Jeżeli opuścicie helikopter nie zaatakujemy nikogo!

-Nie dziękuję! - parsknął Vic.

Jakiś młody chłopak nie wytrzymał i nacisnął spust. Kula wystrzeliła i kierowała się... prosto w mojego brata. Odpięłam pasy i rzuciłam na niego przewracając na podłogę w momencie kiedy unieśliśmy się w powietrze. Victoria zatrzasnęła drzwi a ja wstałam chwiejnie.

-Nic ci nie jest? - zapytałam.

-Wszystko w porządku tylko jakaś małolata mnie wywaliła ratując mi przy tym życie.

-Jak ty możesz się śmiać kiedy kilka chwil temu byłeś o krok od śmierci?

-Życiowe zboczenie.

Siadłam na swoje miejsce i zapięłam ponownie w pasy. Lot trwał koło dwóch godzin.

-Lądujemy! - zakomunikowała Tori.

Victor wyskoczył w helikoptera, złapał mnie w tali i postawił na ziemi. Po chwili we troje ruszyliśmy w stronę Tylera, który stał oparty o BMW x3. Machnął do nas ręką. Po chwili usłyszałam huk. Główne wejście hangaru zostało wysadzone a do wnętrza wbiegli... Janoskians. Zaczęli strzelać do nas. Tori złapała mnie w pasie i okryła własnym ciałem. Biegła w stronę auta. Mój brat oraz Jones wyciągnęli zza pasków spluwy i mierzyli do Brooks'ów.

-Nie! Vic! Nie strzelaj! - krzyczałam.

Ale nie słuchał mnie. Marnował amunicje strzelając na opak biegnąc tuż za mną. Bałam się. Cholernie się bałam, że komuś stanie się krzywda. Luke'owi, Jai'owi albo Victor'owi. Brunetka wrzuciła mnie do auta, po czym sama wysunęła z buta pistolet.

-Tori! - darłam się jak opętana.

Mój brat był jakieś sto może dwieście metrów od samochodu kiedy padł na ziemie.

-Nie! - zakryłam usta a łzy popłynęły mi ciurkiem po policzkach.

-Wsiadaj! - warknął Tyler popychając Doncasto.

Ona też nie mogła uwierzyć w to co się stało. Wypadłam z auta boleśnie uderzając o ziemie. Wstałam i zaczęłam biec ale Jones złapał mnie i ponownie wrzucił do samochodu. Chwilę później obok mnie wylądowała Tori a szatyn zablokował drzwi. Chłopcy byli coraz bliżej nas i auta. Ty podbiegł do mojego brata i zarzucił go sobie na plecy. Przytrzymywał go jedną ręką a drugą strzelał do Beau, który był najbliżej nas. Chybił. Wsadził Vic'a na przednie siedzenie a po chwili wpadł zdyszany za kierownice. Ruszył i wyjechał z hangaru. Odwróciłam się i patrzyłam na Luke'a mierzącego w tylną szybę. Nacisnął na spust a kula przebiła szkło, które rozprysnęło się po całym siedzeniu.

Peril life // JanoskiansWhere stories live. Discover now