Rozdział 23

1K 111 10
                                    

Kiedy wróciliśmy do domu Luke złapał za klucze i wsiadł do auta. Po krótkich namowach dał się przekonać abym to ja prowadziła. Jednak byłam w takim samym stanie. Na moje szczęście było późno i nikt nie patrolował ulic. Wcisnęłam gaz do dechy i nie zastanawiałam się nad prędkością.

-A ja nie mogłem wsiąść za kółko - obruszył się..

-Cicho!

-To zwolnij.

-Boisz się?

-Nie. Jeżdżę szybciej ale mi chodzi o Ciebie.

-Też zazwyczaj jeżdżę szybciej - mruknęłam.

-Proszę, Vicky. Victoria - nie reagowałam. - Re!

Poczułam ciarki na całym ciele. Tylko Chris mnie tak nazywał. Poczułam silny ból na nadgarstkach. Tak jak tamtej nocy. Kajdanki.

-Nie nazywaj mnie tak - burknęłam.

-Dlaczego?

-Po prostu. Vicky wystarczy. A co do drogi... liczy się każda chwila - wzięłam ostry zakręt. - Chodzi o Twojego brata, a mojego przyjaciela.

Nie odezwał się. Zrozumiał. Nastała cisza. Zaparkowałam samochód i wyskoczyłam z niego. Wpadłam do szpitala i podbiegłam do rejestracji.

-Jai Brooks - zgłosiłam kogo poszukuję.

-Rodzina?

-Tak - odparł Luke.

Pielęgniarka klikała na klawiaturze komputera wyszukując mojego przyjaciela.

-Ale u nas... - zaczęła.

-Jaidon Dominic Brooks - mój chłopak warknął zirytowany.

Zaczęła klikać jeszcze raz. Robiła to tak wolno, że miałam ochotę rzucić się na nią i popędzić.

-Sala 211

Nie bawiąc się w czekanie na windę wleciałam po schodach na drugie piętro. Lukey był tuż za mną. Na korytarzu siedział Beau. Opierał łokcie na kolanach, jego ręce podpierały głowę a wzrok miał wbity w podłogę. Kiedy usłyszał kroki spojrzał w naszą stronę.

-Co ona tu robi?

-Wie o wszystkim.

Brooks kiwną beznamiętnie głową.

-Co z nim? - siadłam koło niego.

-Żyje - rzucił.

-A jaśniej? - burknął brązowooki.

-Odwieź ją - zignorował brata. - To, że wie nie znaczy, że będzie wiedzieć więcej.

-Ej! Może trochę szacunku?! - krzyknęłam. - Ty też się na mnie uwziąłeś?!

-Też? - zdziwił się.

-Skip ma jakieś pretensje. Przyjechałam dowiedzieć się co z moim przyjacielem. Ale jeżeli to taki problem to już wychodzę!

Rzuciłam kluczykami od auta w Luke'a i skierowałam się do wind. Usłyszałam za sobą kroki. Odwróciłam się i przyglądałam jak bliźniak Jai'a biegnie w moją stronę.

-Co chcesz? - warknęłam jak pies.

-Zostań. Beau jest nieufny. Nie zna Cię.

-Ty też.

-Ale my poznajemy się a Beau nie ma jak. Proszę. Chodź. Jai się ucieszy.

To mnie przekonało. Tym razem siadłam naprzeciwko zielonookiego sztyna. Byliśmy w szpitalu już od jakichś dwóch godzin i dochodziła pierwsza. Położyłam się na trzech, dostępnych mi, krzesłach. Luke krążył po korytarzu a Beau nie drgnął od momentu kiedy mnie wyganiał. Młodszy z nich siadł koło brata.

Peril life // JanoskiansWhere stories live. Discover now