Rozdział 33

542 50 10
                                    

~LUKE'S POV~

Jak najmniej rzucając się w oczy wyszedłem z domu. Wpadłem na Daniela i Demi, którzy prawdopodobnie odstawili Jai'a.

-Weź ją i daj mi twoją broń - rzuciłem do przyjaciółki.

Posłusznie podała mi swój pistolet a następnie przejęła ciało blondynki. Odwróciła się a ja śledziłem ją wzrokiem dopóki nie zniknęła w gęstwinie drzew.

-Chodź. Musimy im pomóc - Skip pociągnął mnie za ramię.

Weszliśmy do budynku gdzie nadal trwała strzelanina. Staliśmy za rogiem i kiedy się wychyliłem, zobaczyłem Christophera i jego ojca. Byłem ciekawy jak to jest, że jeszcze żyją, przecież strzelały do nich cztery osoby a ich było raptem dwóch. Wycelowałem w bruneta, który o dziwo był ubrany. Kiedy miałem strzelić w jego nogę, dokładniej łydkę, ktoś złapał mnie od tyłu za szyję wciągając za róg a kula drasnęła sufit. Mój przyjaciel kopną duszącego tak mocno, że cios odbił się na moich plecach. Odwróciłem gnata tak aby był na równej linii z czołem przeciwnika.

-Ogarnij się Brooks i nie zabij mnie przypadkiem.

-McPeterson? - zdziwiłem się odwracając się do nastolatka.

-A teraz nie pierdol tylko mnie słuchaj. Zaraz za Norsonami pojawi się facet, Jake. Twoja nowa koleżanka, Tori go zna. Zabijcie go a żadne z was nie zginie.

-Dlaczego mam Ci ufać?

-Bo chcę Ci pomóc.

-Dlaczego?

-Nie mam nic innego do roboty - rzucił ironicznie. - A jeżeli wy zginiecie to Vicky też. A jest szansa, że otworzy swoje piękne oczka i zmieni front z Ciebie na mnie - zaśmiał się a ja prychnąłem. - Sam stąd spieprzam. Będę tchórzem ale żywym. Trzymaj się do zobaczenia w szkole, Brooks - krzykną wybiegając przez drzwi.

-Wierzyć mu?

-Spróbować można - blondyn wzruszył ramionami.

Wyszliśmy a jak na zawołanie, za panem Carol'em pojawił się rosły mężczyzna wyglądający jak Vin Diesel. Odetchnąłem głęboko i wymierzyłem w Jake'a.

-Nie znam Cię, ale sorry, stary, że musisz umrzeć - szepnąłem naciskając spust.

Zamknąłem oczy i odwróciłem głowę. Słychać było stłumiony jęk Tori, który oznaczał, że trafiłem a krew prawdopodobnie jest na ścianach. Jednak kiedy otworzyłem oczy dziewczyna dalej strzelała. Daniel powalił mnie na podłogę a kula przeleciała dokładnie w miejscu, w którym sekundę temu stałem. To był Chris. Wysunąłem pistolet i ślepo strzelałem.

-Christopher! - agonalny jęk Carly rozniósł się po domu.

-Dzwoń do Darnell'a. Ma już odpalać auto - krzyknął Carol.

To wszystko było jakieś dziwne. Cała ta strzelanina, nie wyglądała tak jak zwykle. Jakby Beau i Victor nie chcieli uszkodzić Norsonów. Bruneci wycofali się do kuchni gdzie znajdowały się schody przy, których wykrwawiała się Caroline. Zawiesili ogień jednak dla mnie to wszystko śmierdziało, więc ruszyłem za nimi.

-Luke! Nie! - krzyczał mój brat.

Zignorowałem go. Kiedy dotarłem do schodów ojciec Norsonów podnosił córkę z podłogi. Był spokojny jakby nic się nie działo a dziewczyna miała zwykły wypadek. Chris też nie wydawał się przejęty. Wysunąłem dłoń i skierowałem pistolet w jego stronę. Chłopak widząc mnie uśmiechną się.

-Spróbuj tylko - mruknął.

-A żebyś wiedział.

-Nie zapomnij przy okazji pożegnać się z młodszym braciszkiem, przyjaciółką i naszą kochaną blondyneczką.

Peril life // JanoskiansWhere stories live. Discover now