Rozdział 28

781 70 9
                                    

-Słucham?! - pisnęłam. - A już go nie łapaliście niedawno?

-Wtedy zwiał. Mają u nas wtyczkę a wtedy połowa naszych ludzi wiedziała. O dzisiejszej akcji wiemy tylko my. Nie ma go kto powiadomić - mruknęła Demi.

Przez kolejne dwie godziny nikt się nie odzywał. Kombinowałam co mogę zrobić aby nie zdradzić się, ochronić brata i nie zepsuć chłopakom misji. Mój telefon zawibrował - wiadomość. A raczej kilka.

Tori :

"Gdzie jesteś?

Wracaj

Gdziekolwiek jesteś wróć do domy martwię się"

Po odpisaniu : "Jestem z Luke'iem. Nie martw się. Jestem bezpieczna" schowałam telefon do kieszeni. Po kolejnej godzinie Beau oznajmił, że już dojeżdżamy do Adelaide. Czyli do kryjówki Victora. Ciągle zastanawiałam się nad tym co mogę zrobić. Wysiedliśmy z samochodu a Demi przemknęła do hangaru. Wspięła się po drabinie prowadzącej do okna pokoju w którym mieszkałam. Chłopcy ruszyli za nią. Tylko ja stałam jak słup soli. Luke odwrócił się i podszedł do mnie.

-Jeżeli nie chcesz albo się boisz możemy zostać.

-Nie, nie. Już idę tylko się zamyśliłam - skłamałam.

Brunet pierwszą puścił mnie po metalowej konstrukcji. Kiedy wślizgnęliśmy się do pokoju każdy zaciągną kominiarkę na twarz. Przy łóżku leżała kartka. Oni ruszyli a ja się po nią schyliłam. To był list, który Luke mi dał. W którym wyznawał swoje uczucia. Jak mogłam go tu zostawić?! Wsunęłam go za górną część kombinezonu.

-Co robisz? - wyszeptał Luke.

-Um... kartka mi wypadła.

-Jaka? - sięgnął po nią nie kłopocząc się tym, że wkłada mi rękę prawie pod stanik.

Rozłożył ją i prześledził tekst wzrokiem.

-Przecież to... - zamyślił się.

-Noszę ją przy sobie. Teraz mi wypadła.

-Wcześniej jej nie miałaś.

-Nie zauważyłeś. Chodź już - zabrałam kartkę umieszczając ją w tym samym miejscu.

Na palcach wyszliśmy z pomieszczenia i skierowaliśmy się do grupki, która siedziała skulona na szczycie schodów.

-James za mną jest pokój gdzie mają całą elektronikę. Posprawdzaj wszystko, zrzuć jak coś będzie potrzebne. Po prostu rób to co zawsze. Skip osłaniaj go - oznajmiła dziewczyna a oni zniknęli za drzwiami. - Bliźniaki macie się niezauważalnie przedostać tam - skazała na auto którym miałam kierować kiedy był tu wyścig. - My z Beau będziemy na wejściu. A ty Vicky... nie rzucaj się w oczy. Nie chcę żeby Ci się coś stało.

-Nic mi się nie stanie. Mogę iść z Luke'iem i Jai'em. Będę cicho.

-Wolałbym nie. Zostań - mruknął starszy bliźniak.

-Nie jestem dzieckiem - fuknęłam.

-Gołąbki pospieszcie się. Mamy koło trzech minut. Crawford zaraz tu przyjedzie - burkną Beau.

W końcu jednak zeszłam z młodszymi Brooks'ami i schowałam się za autem. Luke przykucnął koło mnie a Jai za drugim pojazdem.

-Muszę Ci coś powiedzieć - szepnęłam.

-A może potem?

-Powinnam teraz.

-Kochanie, teraz, trzymaj broń a pogadamy później - podwiną nasze kominiarki i pocałował mnie.

Peril life // JanoskiansWhere stories live. Discover now