Rozdział 26

1.1K 106 9
                                    

Victoria starała się mnie uspokoić i zaprowadziła do mojego pokoju. Nadal nie dałam się dotknąć Luke'owi. Brunetka ułożyła moje roztrzęsione ciało na łóżku.

-Idę po wodę. Pilnuj jej - mruknęła do chłopaka.

Widziałam jednak, że to nie był jej jedyny cel. Musiała zadzwonić do mojego brata. Mój ostatni koszmar miał miejsce dokładnie z 7 na 8 lipca 2012. To było pół roku temu. Wtedy po prostu z tego wyszłam. Zaczęłam brać jakieś leki na uspokojenie i nie śniło mi się już nic strasznego.

Leżałam na łóżku, przykryta moim ulubionym, niebieskim kocem. Na rogu posłania siedział zaniepokojony i smutny Brooks. Nie ruszał się. Jego wzrok wlepiony był tępo w drzwi za którymi zniknęła Tori.

-Luke - szepnęłam.

Spojrzał na mnie niepewnie.

-Przepraszam.

-Nie masz za co.

-Mam. To był mój koszmar a ja uwierzyłam, że to naprawdę mogłeś być ty.

-Spokojnie. To... no cóż jak śni Ci się coś złego to normalne, że jak od razu się budzisz to jeszcze... tak jakby... jesteś w tym śnie.

-Ja się tak strasznie bałam.

-Wiem.

Wzięłam kilka głębokich wdechów po czym wysunęłam się spod koca i przysunęłam do bruneta. Miałam pewność, że to był tylko koszmar a prawdziwy Luke nie zrobi mi nic złego. Objęłam go niepewnie. Był trochę zaskoczony jednak odwzajemnił mój gest. Wtuliłam się w niego czując jego perfumy. Tak to był mój Lukey. Nie wiedziałam co mam dalej zrobić. Ale tak było nam obojgu dobrze. Kiedy Tori weszła do pokoju z butelką wody odsunęliśmy się od siebie. Brunetka podała mi napój, który od razu wypiłam duszkiem. Puls zdążył się już ustabilizować jednak cały czas dyszałam jak zwierzę po długim i szybkim biegu oraz drżałam. Przez piętnaście minut nie odezwało się żadne z naszej trójki. Doncasto wyszła pozostawiając nas samych. Minęło kolejne kilkanaście minut po których on wstał i ruszył do drzwi.

-Luke... - zatrzymałam go. - Zostań ze mną.

Kiwną głową i położył się po drugiej stronie łóżka. Spojrzałam na niego jednak wzrok utkwił w czymś nad nami.

-Co Cię tak ciekawi w moim suficie? - zażartowałam a on parskną śmiechem.

-Nic. Ale dziś nigdzie nie wyskoczymy - mrukną. - Trochę za późno.

-Właściwie to która jest godzina?

-Trzecia... - wyciągnął telefon i sprawdził czas. - ... trzydzieści sześć.

-O matko. Tak późno? - zdziwiłam się a chłopak potwierdził skinieniem. - Jak to się stało, że tu jesteś?

-Veronica zadzwoniła do mnie cała roztrzęsiona. Gadała bez składni. Najpierw myślałem, że się upiła czy coś ale jak powiedziała dwa magiczne słowa to wciągnąłem na siebie spodnie i buty i od razu przybiegłem.

-Jakie słowa?

-Vicky płacze.

-Płakałam?

-Przez sen. Krzyczałaś, kopałaś, rzucałaś się jak opętana.

Przyswajałam nabytą wiedzę. Dokładnie tak samo jak wtedy.

-Luke...

-Hm...?

-Przytul mnie.

-A mogę?

Uśmiechnęłam się pogodnie i kiwnęłam głową po czym obróciłam się aby chłopak mógł objąć mnie w tali i przysunąć do swojego ciała. Moje plecy ściśle przylegały do jego brzucha i klatki piersiowej. Złapałam jego rękę i splotłam ze swoją. Kreślił kciukiem wzorki na mojej dłoni dopóki nie zasnęłam.

Peril life // JanoskiansWhere stories live. Discover now