Rozdział 11

2.1K 142 2
                                    

Za drzwiami zobaczyłam ... Tori. Zdziwiłam się ale wpuściłam ją do środka.

-Myślałam, że przyjdziesz koło północy.

-A co już się z kimś całowałaś?

W moim gardle urosła wielka kulka, której nie potrafiłam przełknąć. Moje oczy musiały wyglądać jak alufelgi od Jeepa.

-No co? Żartowałam - zaśmiała się a ja odetchnęłam.

Zaczęła przyglądać się całemu domowi.

-Ostatnia kontrola. Piwnica jest wasza. Zabrałam pilota i nie będzie jak otworzyć naszego magazynu. Ale w razie czego schowałam trochę rzeczy u ciebie pod łóżkiem. W pudełku po butach. Dobrze. Dostajesz dziesięć na dziesięć. I piętnaście na dziesięć za wygląd - uśmiechnęła się.

I znów ktoś zapukał do drzwi.

-To pewnie chłopcy.

-Wyjdę przez taras. Buziaki - rzuciła i przebiegła przez salon do drzwi prowadzących na dwór.

Sama podeszłam do wejścia i otworzyłam braciom Brooks. Oznajmili, że James zajmie się muzyką i powinien być w ciągu pół godziny z laptopem a Skip ma przywieźć głośniki. Przygotowaliśmy przekąski i napoje. Alkohol schowaliśmy w zamrażalniku.

-Ślicznie wyglądasz - szepnął Luke mijając mnie z miską chipsów, kiedy stałam na stole ściągając zasłony.

Poczułam, że się rumienie. Zaczęłam schodzić ale pośliznęłam się na szklanej części stołu. Już czułam zbliżający się ból. Zacisnęłam oczy. Mijały kolejne sekundy ale nic nie nadchodziło. Przecież to niemożliwe żeby umarła od takiego upadku. Otworzyłam oczy. Nade mną była najpiękniejsze kasztanowe tęczówki na świecie, które skanowały każdą część mojej twarzy. Zaczęły od oczu i nosa. Zatrzymały się na ustach.

-Jednak powinienem cię chronić. Nawet przed tobą samą.

-Dziękuję - nie odrywałam od niego wzroku.

-Teraz są szaro-zielone. Czyli jesteś skupiona i się wstydzisz.

Nic nie odpowiedziałam. Miał rację.

-Och, jakie słodziaki - zaśmiał się Beau. - Czekajcie, zrobię zdjęcie.

Jednak do tego nie doszło, bo Luke odstawił mnie na ziemie. Zebrałam firanki i złożyłam je na łóżku Tori. Kiedy byłam pewna, że wszystkie rzeczy się tam znajdują zamknęłam drzwi na klucz. Na dole wszystko było już gotowe a James i Daniel rozstawiali sprzęt. Przywitałam się z nimi i wyjrzałam na taras. Bliźniacy szarpali się z trampoliną a Beau leżał i ... no cóż można określić, że pachniał. Czytałam, że jest leniwy ale nie wiedziałam, że aż tak.

-Skąd ją macie? - spytałam na głos wskazując na batut.

-Przynieśliśmy od nas - mrukną najstarszy z braci.

-Co jeszcze? Może od razu przyniesiecie kolorowe piłeczki?

-Wiedziałem, że o czymś zapomnieliśmy - zielonooki zerwał się wyciągając telefon i wbiegł do domu.

-On tak na serio? - zdziwiłam się.

-Nie wiem. Ale ja tu wewnętrznie krwawię. W instrukcji wyglądało to łatwiej - rzucił Jai.

Podeszłam i pomogłam ciamajdom rozłożyć jedną z atrakcji wieczoru. Kiedy skończyliśmy przyszła Demi z kilkoma dziewczynami. Po pół godzinie miałam już prawie pełny dom. Przyszło więcej niż pięćdziesiąt osób. Beau staną na stoliku z którego wcześniej spadłam w ramiona Luke'a. Wziął od Jamesa mikrofon i zaczął gadać.

Peril life // JanoskiansWhere stories live. Discover now