Część 39

15.6K 475 47
                                    

Mówiłam już jak nienawidzę wstawać rano? Tak, powtarzam to codziennie, ale to naprawdę męczące. Szczególnie że szczerze mówiąc apetyt mi nie wrócił i chyba tracę siły. Niestety na jedzenie nie mogę wręcz patrzeć. Przez te kolejne dni schudłam 4 kg. Szczerze? Nie jestem z tego zadowolona, na dodatek rodzice to zauważyli i wręcz nie dają mi żyć. Boże za co się mnie ta choroba czepiła. Do tej pory żyłam bez niej i było lepiej. Niestety musiałam przerwać mój wewnętrzny monolog i wstać do tej pieprzonej szkoły. Wstałam i poszłam pod prysznic i  umyłam zęby. Ubrałam białe rurki, do tego szarą bluzkę z długim rękawem i białe Timberlandy. Włosy związałam w wysokiego kucyka, na makijaż natomiast nie miałam ani siły, ani ochoty więc po tuszowałam tylko lekko rzęsy i zakryłam wory pod oczami korektorem. Zeszłam na dół założyłam kurtkę i pojechałam do szkoły.

Pierwszą miałam chemię. Amber mi napisała sms'a że się spóźni i będzie na drugą godzinę. Odpisałam jej potwierdzająco i zaczęłam się kierować w stronę klasy.

-Kelly!-Usłyszałam krzyk Josha. Po chwili chłopak podszedł do mnie razem z Justinem.

-Co jest?-Zapytałam.

-Co tak szybko czmychasz do sali?-Zapytał Josh.

-Nie mam siły, chcę usiąść.

-Wszystko okay?-Zapytał Justin.

-Tak, czemu pytasz?-Zapytałam popijając butelkę wody.

-Nie wyglądasz za dobrze.

-Dzięki Jus, marzyłam żeby to usłyszeć.

-No nie w tym sensie.

-Na pewno okay?-Zapytał Josh.

-Tak. A jak tam z Amber?

-Dobrze, wszystko wróciło do normy dzięki tobie.

-W takim razie się cieszę. A teraz was przepraszam ale serio chcę usiąść, zobaczymy się na stołówce.

-Okej.-Odpowiedzieli jednocześnie, a ja skierowałam się do klasy.

Weszłam do klasy i usiadłam na swoim miejscu, zgięłam ręce i położyłam się na ławce zamykając oczy. Boże jestem wykończona. Okropne uczucie, nic człowiek jeszcze nie zdąży zrobić, żadnego większego wysiłku a już padam z nóg. Nienawidzę tej pieprzonej anemii. Po kilku minutach wszedł do klasy nauczyciel, więc podniosłam głowę i przepisywałam wszystko z tablicy. Jednak nie mogłam mieć spokojnego dnia, czułam na sobie przeszywający wzrok Nathana siedzącego obok mnie. Odwróciłam głowę i miałam rację. Wlepiał we mnie te swoje brązowe oczyska. Skierowałam wzrok ponownie na tablice i zaczęłam pisać, a raczej bazgrać w zeszycie, ponieważ ręce mi się niemiłosiernie trzęsły. Nie wiem czemu. Co do bruneta nie rozmawialiśmy ze sobą odkąd go opieprzyłam że nie bronił Amber, ani nie wyjaśnił tej sytuacji jako ich przyjaciel. Poniekąd też w tym siedział.

-Czy ty coś dzisiaj jadłaś?-Nagle z zamyśleń wyrwał mnie głos bruneta. Był jakby..hmm...zmartwiony? Nie mam pojęcia, nieważne. Nie potrzebnie on się mną w ogóle interesuje.

-Nie twój interes.-Odpowiedziałam chłodno.

-Kelly przestań. Schudłaś. To widać.

-No i co z tego?-Rozmawiałam z nim obojętnym tonem byle by się odczepił.

-To znaczy że jest z tobą źle. Dziewczyno ty masz anemię do cholery.- Spojrzałam na niego. Wyglądał przystojnie, jak zawsze zresztą. Miał na sobie czarne spodnie, białą koszulkę a na sobie bejsbolówkę czarną, z czerwonym nazwiskiem i  swoim numerem z drużyny. Włosy jak zwykle w seksownym nie ładzie i to przeszywające spojrzenie. Ugh czy on musiał być taki... taki...taki kurwa idealny? Ugh Kelly oprzytomniej.

Znienawidzony dupekWhere stories live. Discover now