Rozdział 1

383 18 0
                                    

Obudził mnie głos mojej ośmioletniej siostry, Amy.
-Wstawaj śpiochu! Mama przygotowała śniadanie. Musisz szybko zjeść i się ubrać, bo inaczej spóźnimy się na samolot - gdy to mówiła na jej pięknej, śniadej twarzy widniał ogromny uśmiech, a w oczach błyszczały wesołe ogniki, które sprawiały, że wydawała się jeszcze bardziej urocza niż zazwyczaj. Dla niej wyprowadzka do nowego miasta jest czymś fascynującym. Jest bardzo inteligentną dziewczynką, dowodem na to jest, chociażby jej reakcja na naszą przeprowadzkę. Stwierdziła wtedy, że to jest szansa dla nas na szczęśliwsze życie. Oczywiście miała w tym swój interes, a mianowicie pragnęła by mama nadal płaciła za jej lekcje baletu i to w najlepszej szkole baletowej w Nowym Jorku, czyli New York City Ballet. I kim by była nasza mama, gdyby się nie zgodziła? Lecz tak samo jak ona, jestem przekonana, że ten mały aniołek ma ogromny talent, a gdy ogląda się ją na scenie, nie można oderwać od niej wzroku. Wszystkie kroki wykonane perfekcyjnie, ćwiczone dniami i nocami. Tańczy z sercem i to widać w każdym jej ruchu. Od kiedy pamiętam chodziłam na każdy jej występ, nawet gdy miałam okropną grypę przyszłam ubrana w gruby, wełniany sweter, najcieplejsze spodnie i w czapce na głowie. Amy twierdzi, że to dzięki mojej obecności udaje jej się każdy piruet i każda figura. Kocham ją najbardziej na świecie i nie mogłabym jej stracić. Wstałam z łóżka i założyłam ciepłą bluzę wiszącą na krześle, jedyną jaka tu jeszcze została. Odsłoniłam ciemne firanki i nie zdziwiłam się, gdy za oknem zobaczyłam ulewę. Kąciki moich ust powędrowały do góry, widząc taką pogodę. Od dziecka uwielbiałam siadać na parapecie wyłożonym cieplutkim kocem, kilkoma poduszkami i z moim ulubionym kubkiem w serduszka, wypełnionym świeżo zaparzoną herbatą, patrzeć, jak krople deszczu zmywają z ulic kurz i wyganiają dzieci do domów. Wtedy, na tym parapecie czułam się oddalona od świata rzeczywistego. Było tak, jakbym znalazła się daleko od tych ludzi, miejsc i przebywała w mojej wyobraźni, która jak każda wyobraźnia nie ma granic. Zasunęłam bluzę i zeszłam ostrożnie po schodach do kuchni, gdzie czekał na mnie talerz z kolorowymi kanapki i mój ulubiony kubek w serduszka ze świeżo zaparzoną herbatą. Zanim usiadłam do stołu, przywitałam się z mamą, mówiąc zaspanym głosem "dzień dobry" i dając jej buziaka w policzek. To taki nasz mały rytuał przed śniadaniem, nawet jeśli jesteśmy pokłócone nie odstępujemy od niego. Wzięłam łyk gorącej herbaty, parząc sobie przy tym język i spojrzałam na zegar, który wskazywał godzinę 7:47 uświadamiając mi, że niecałe osiem godzin dzieli mnie od nowego życia. Zaczęłam się zastanawiać, czy ja Venus Lewis będę pasowała do wiecznie gdzieś spieszącego Nowego Jorku. W końcu zadawałam sobie tak błahe pytania, że aż wstyd się przyznać, np.związane z panującą tam pogodą. Z tych bezsensownych rozmyślań wyrwało mnie pstryknięcie w nos przez moją mamę, która patrzyła na mnie niby surowo, dlatego, że jej nie słuchałam, ale widziałam jak jej usta drgają w uśmiechu. I wtedy zrozumiałam, że ta wyprowadzka jest jej szansą na poukładanie sobie życia.
-Skarbie, czy ty mnie słuchasz? - spytała, siadając naprzeciwko mnie i popijając swoją czarną jak smoła kawę.
-Przepraszam, zamyśliłam się. Co mówiłaś? - posłałam jej słaby, przepraszający uśmiech.
-Mówiłam, żebyś szybciej jadła, bo musimy zdążyć na samolot. A gdzie w ogóle jest Amanda? Przed chwilą tu była.
-Tu jestem! Mamo, musisz coś zobaczyć, szybko! No, chodź ! - wbiegła zdyszana Am do kuchni i biorąc mamę za rękę, zaciągnęła prawdopodobnie do swojego pokoju.
Po skończeniu śniadania i pozmywaniu po wszystkich, udałam się na górę. Wzięłam szybki prysznic i przebrałam się w jeansy, luźną białą bluzkę i zakładając na nogi buty, stanęłam na środku mojego pokoju. Jeszcze dwa tygodnie temu ściany pozawieszane wspomnieniami świecą teraz pustkami. Parapet - miejsce mojego odpoczynku, również nie był ozdobiony różnokolorowymi poduszkami. Wszystko wydawało się takie zimne i obce, jak gdyby zabrano z niego całe życie i włożono do tych wielu kartonów, które są już w naszym nowym domu. Gdzieś w sobie czuję, że jakaś cząstka odrywa się od mojego serca i siada na tym pustym, zimnym parapecie, patrząc na bębniący o dachy samochodów deszcz. Jak gdyby ta malutka część niemądrze wierzyła, że jeszcze kiedyś tu wrócę i znów zamieszkam w tym różowo - białym pokoju. Pojedyncza łza spływa mi po policzku, a za nią kolejna i kolejna i nawet nie wiem kiedy zaczynam płakać, zdając sobie sprawę, że nic już nie będzie takie samo, bez mojej Meg, bez taty. Mam wrażenie, iż ta cząstka mnie, która tu zostaje namawia mnie, żebym i ja też tu została i w tym momencie jestem skłonna to zrobić. Ale wtedy staje przede mną obraz mamy i Amy, kiedy oglądają zdjęcia nowego domu, który nasza mama zaprojektowała specjalnie dla nas. Widzę, jak się uśmiecha, gdy słyszy, że będzie miała własną, małą salę do ćwiczeń. To szczęście wypisane na twarzy mamy opowiadającej o zaletach tego miasta. Widzę łzy babci, kiedy dowiaduje się, że będziemy w końcu blisko niej. I wreszcie dostrzegam małą Venus, która siedzi  w świątecznym sweterku na kolanach taty i opowiada całej rodzinie, jak bardzo pragnie zamieszkać w Nowym Jorku, w mieście pełnym szans. To sprawiło, że łzy nagle przestały lecieć a kąciki ust powędrowały do góry i jakby ta mała część mojego serca mówiła mi, że jednak dobrze robię i żebym podążała za swoimi marzeniami. Ostatni raz spoglądam na pokój i biorąc walizkę, zamykam drzwi, jednocześnie zamykając kolejny rozdział w moim życiu.
***
Siedziałyśmy już w samolocie. Am była tak podekscytowana, że nie mogła usiedzieć spokojnie w miejscu.
-Aniołku, uspokój się. Czeka nas ponad 6 godzin lotu, a znając życie bardzo szybko uśniesz - powiedziałam do niej i poczochrałam jej włoski.
-Nieprawda! Zobaczysz, nie usnę i będę wszystko obserwować!- fuknęła na mnie i strzepnęła moją rękę z jej głowy.
-Dobrze, dobrze. Chodź tu do mnie i mnie przytul - odpowiedziałam i rozłożyłam ręce, by mogła mnie uściskać. Przesunęła się i wtuliła z całej siły w moje ciało, szepcząc do mnie cichutko - kocham cię Vee i mam nadzieję, że tam ci będzie lepiej - po czym wtuliła się we mnie jeszcze mocniej. Amanda jest uroczą ośmiolatką, która ma śniadą twarz, śliczne niebieskie oczy i brązowe, długie włosy, zawinięte w urocze loczki. Ma niesamowity talent do baletu. Jest uparta, żywiołowa i bardzo cierpliwa.
Trwałybyśmy nadal w uścisku, gdyby nie głos stewardessy, który rozbrzmiał na pokładzie samolotu.
-Witamy państwa serdecznie na pokładzie samolotu. Życzymy udanej podróży, a w razie problemów proszę zgłaszać się do pokoju załogi, znajdujący się na końcu korytarza, za państwem. Życzymy miłego lotu.
W chwili startu samolotu uświadomiłam sobie, że jednak dobrze robię. Jestem na sto procent pewna, że Megan jest ze mnie dumna. Zaczynam w nowym mieście, z nową, czystą kartą i zrobię wszystko, żeby była zapisana jak najlepiej.

***
No i jest 1 rozdział. Nie wiem, kiedy pojawi się następny, ale myślę, że w tym tygodniu na pewno ;)

Irena.

Nowe JutroOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz