Rozdział 19

243 10 0
                                    

W czwartek w całej szkole panowało wielkie poruszenie. Samorząd szkolny ogłosił, że tydzień przed przerwą świąteczną odbędzie się Bal Zimowy. Wszędzie zostały porozwieszane plakaty, a sama impreza była chyba na językach wszystkich uczniów.
- Już nie mogę się doczekać! - pisnęła podekscytowana Emily, gdy razem przebierałyśmy się na wf.
- Mhm - mruknęłam i zignorowałam karcące spojrzenie dziewczyny. Nie cieszyłam się jak te wszystkie dziewczyny na te suknie balowe, wymyślne fryzury i inne bzdety. Natomiast Em była w siódmym niebie i mówiła tylko o tym.
- Venus, mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z tego, że ty też idziesz na ten bal? - powiedziała niezadowolona i przerwała poprawianie kucyka.
- To nie moja bajka. Proszę cię, wyobrażasz sobie mnie w sukni balowej? - prychnęłam i wyszłam z szatni, a za mną dziewczyna.
- Oczywiście - powiedziała, jakby to było najoczywistszą rzeczą na świecie. Przewróciłam oczami, bo zaczynała mnie powoli irytować.
- A ja nie. Poza tym, trzeba mieć partnera, czego nie wróżę sobie w najbliższej przyszłości - mruknęłam, podchodząc do chłopaków. - Powiedzcie jej, proszę, że nie chce mi się iść na ten cały bal - westchnęłam, a chłopcy się zaśmiali.
- To jest Emily. Ona nie odpuści - zaśmiał się Sam, za co dostał w ramię. - Ała, a to za co?! - potarł niezadowolony bolące miejsce i odsunął się na bezpieczniejszą odległość.
- Za to, że jesteś idiotą - mruknęła urażona i odeszła na bok.
- A temu co się stało? Chodzi taki naburmuszony od początku tygodnia - Max wskazał na Matt'a, który zbywał właśnie jakąś dziewczynę. Muszę dodawać, że się do siebie nie odzywamy? Wzruszyłam ramionami i odwróciłam głowę, kiedy jego wzrok spotkał się z moim.
- To Daddario. Ma swoje humorki - rzuciłam na odczepne i skupiłam się na nauczycielu, który wszedł do sali.
***
- Nareszcie w domu - westchnęła mama, a ja wstałam szybko z kanapy i pobiegłam do kobiety. Nie wiele myśląc wtuliłam się w nią, nie przejmując się, że moczę sobie całe ubranie.
- A ja to co? - spytał rozbawiony Luke, wnosząc do domu walizki i pocierając zmarzniete ręce. Ich pobyt nieco się przedłużył, przez co zamiast 28 listopada, wrócili 2 grudnia i akurat dzisiaj musiał spać śnieg. Również podeszłam do mężczyzny i go przytuliłam.
- I jak podróż? - spytałam, gdy oboje byli już w salonie z jeszcze czerwonymi od mrozu policzkami. Bardzo się stęskniłam za mamą i cieszę się, że już wróciła. Ten czas bardzo szybko zleciał. W ostatnim czasie bardziej skupiłam się na nauce, ponieważ nauczyciele trochę bardziej nas przycisnęli. Oczywiście nadal jest głośno o balu, ale jako, że było już tydzień po ogłoszeniu tej nowiny, ludzie się nieco uspokoili. Z Matthew nadal się nie odzywam, choć rzucamy sobie ukradkowe spojrzenia. Nigdy nie sądziłabym, że mogłoby mi brakować tego jego aroganckiego uśmiechu i słabych tekstów, a jednak. Natomiast ojciec dzwonił prawie codziennie, ale go olewałam i chyba dał sobie spokój, oby.
- Nie było najgorzej. Mamy ci tyle do powiedzenia - zachwycała się mama z wielkim uśmiechem na ustach. Wyglądała bardziej promieniście niż wcześniej, choć miała włosy związane w zwykły kucyk, była bez makijażu, a na nogach zamiast spódnicy i szpilek znajdowały się zwykłe jeansy. - Chińczycy są bardzo gościnni, naprawdę. Dostałam dużo przepisów i mnóstwo przypraw. Venus, jakbyś poczuła zapach tych ziół, oszalałabyś, mówię ci - mama nie przestawała mówić, a Luke kiwał uśmiechnięty głową. Opowiadali o wszystkim, co widzieli, a ja z Amy, która przyjechała zaraz po nich, słuchałyśmy tego z zazdrością.

- To kiedy się do nas wprowadzasz? - zagadnęłam Luke'a, kiedy oboje siedzieliśmy w kuchni i popijaliśmy czekoladę, którą zrobiła mama.
- Nie mam pojęcia - wzruszył ramionami i posłał mi lekki uśmiech. Przyjrzałam mu się dokładniej. Jego zielone oczy niczym szmaragdy patrzyły na mnie życzliwie, lekki zarost dodawał mu elegancji i powagi. Swoim zachowaniem różnił się od Andre. Jest opiekuńczy, czuły, potrafi wywołać uśmiech i jest zawsze pomocny. Tak się cieszę, że mama znalazła kogoś, kto traktuje ją jak księżniczkę.
- Jeżeli chodzi o mnie, to możesz i jutro. Pamiętaj tylko o jednym - spojrzałam w jego oczy, w których czaiło się zaciekawienie. - Zrań ją, a cię zastrzelę - powiedziałam to całkowicie poważnie i byłam usatysfakcjonowana, kiedy powaga także widniała na jego twarzy.
- Jeśli to zrobię, to osobiście dam ci pistolet - kiwnęłam głową i z uśmiechem, błąkającym się po mojej twarzy napiłam się pysznego napoju.
***
Wiedziałam, że piątek będzie do kitu, kiedy tylko zadzwonił mój budzik, a ja go zignorowałam, przez co spóźniłam się na lekcję do pana Fitz'a. Wszystko mnie irytowało i miałam ochotę rzucić to i wrócić do domu. Na lunchu grzebałam bezmyślnie w sałatce, słuchając jednym uchem, co mówili moi przyjaciele, a wypuszczając drugim. Usłyszałam chrząknięcie tuż nade mną, więc leniwie przeniosłam wzrok na chłopaka. Alex stał uśmiechnięty przede mną z bałaganem na głowie i tymi dołeczkami w policzkach. Em prychnęła cicho, ale ją zignorowałam.
- Hej, Vee. Posłuchaj, za niedługo jest ten bal i zastanawiałem się, czy może nie chciałabyś pójść ze mną? - spytał nadal uśmiechnięty, ale jego zdenerwowanie mogłam dostrzec na kilometr. Emily zachłysnęła się wodą, więc szybko kopnęłam ją w nogę. Z nim także nie miałam zbytnio kontaktu po tej małej sprzeczce przed występem Amy. Wymusiłam uśmiech i spojrzałam znowu na Alexa. Jednak kątem oka dostrzegłam jak całej sytuacji przygląda się Matt ze swojego stolika. Nie wiem, co w tym momencie mną kierowało, ale z przekonaniem odpowiedziałam.
- Jasne - i dopiero po chwili dotarło do mnie, co zrobiłam.
- W takim razie super. Do zobaczenia wkrótce - mrugnął i udał się na swoje miejsce. Matt natomiast zacisnął szczękę i z wściekłością wyszedł ze stołówki. Co tu się właśnie stało?
- Zgodziłaś się pójść na bal z tym kretynem, a Daddario jest strasznie zazdrosny, więc stąd wyszedł - sarknęła Emily i dopiero dotarło do mnie, że to pytanie zostało wypowiedziane przeze mnie na głos.
- No nieźle - zagwizdał Sam, ale ucichł, widząc nasze karcące spojrzenia.
Powrót do domu też nie należał do najprzyjemniejszych, bo wiedziałam, że za kilka godzin mama pójdzie na wywiadówkę i dowie się o mojej kozie, a wtedy będzie po mnie. I jak się później okazało, miałam całkowitą rację.

Nowe JutroWhere stories live. Discover now