Rozdział 12

246 12 4
                                    

Kiedy wstałam, w domu panowała grobowa cisza. Podniosłam się z łóżka i zeszłam do kuchni, żeby się czegoś napić. Na lodówce wisiała kartka, na której mama napisała, że wróci późno i, żebym odebrała Amy ze szkoły. Było dopiero koło 11, więc miałam trochę czasu do spotkania z Emily. Zrobiłam sobie kanapki z szynką i pomidorem oraz herbatę. Z przygotowanym śniadaniem udałam się do salonu, gdzie miałam zamiar zjeść i pooglądać telewizję. Właśnie oglądałam Teen Wolf, kiedy rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Strzepnęłam okruszki z mojej koszulki i poszłam otworzyć. W drzwiach stał średniego wzrostu szatyn o zielonych oczach. Ubrany był w dresy, koszulkę i bluzę. Na dworze strasznie wiało, więc moje nogi odziane tylko w spodenki, pokryły się gęsią skórką. Chłopak patrzył na mnie tajemniczo, ale potem na jego twarz wszedł uśmiech, którego nie potrafiłam określić.
- Hej, jestem Alex Peterson, a ty Venus Lewis, prawda?
- Um, tak - powiedziałam lekko zmieszana. Skąd on w ogóle zna moje imię? A co najważniejsze, czego ode mnie chce?
- Chodzimy razem do szkoły, no i jesteśmy sąsiadami. Mieszkam dwa domy dalej - wyjaśnił jakby czytał mi w myślach, cały czas się uśmiechając.
- Rozumiem. Mogę ci w czymś pomóc? - zapytałam, chcąc jak najszybciej zamknąć drzwi z powodu zimna jakie tam panowało. Chłopak jednak zdawał się nie przejmować faktem, że jestem w krótkich spodenkach i koszulce na krotki rękaw.
- Właściwie to moja mama zaprasza was dzisiaj na kolacje. Wiesz, chciałaby w końcu poznać naszych nowych sąsiadów.
- Oh, to miło, ale nie jestem pewna, czy będziemy mogły przyjść. Musiałabym porozmawiać z mamą - powiedziałam i uśmiechnęłam się przepraszająco.
- To zróbmy tak, ja dam ci swój numer, a ty po rozmowie z mamą, dasz odpowiedź, okej?
- Um, w porządku - uśmiechnął się zwycięsko i podał mi swój numer, który zapisałam na odwrocie jakiejś kartki.
- To mam nadzieję, że do zobaczenia - mrugnął do mnie i odszedł. Zamknęłam szybko drzwi wróciłam do przerwanej czynności. Kiedy nadszedł czas, szybko sprzątnęłam brudne naczynia do zmywarki i poszłam do pokoju, żeby się przebrać. Wybrałam ubrania takie jak zawsze, czyli czarne spodnie, zwykły, czarny sweter, a na to skórzana kurtka. W między czasie, gdy się ubierałam, wybrałam numer do mamy i przełączyłam telefon na głośnomówiący.
- Cześć córeczko. Coś się stało? - usłyszałam głos mamy.
- Hej, nie. Był tu syn państwa Petersonów. Zapraszają nas dzisiaj na kolację. Idziemy? - spytałam, zakładając drugi kolczyk.
- Hm, nie wiem. Myślę, że nie zdążę wrócić na tyle wcześnie, żeby tam iść. Przeprosisz ją za mnie dobrze?
- Jasne.
- Dobra słońce muszę kończyć. Kocham cię. Pa.
- Ja ciebie też - rozłączyłam się i biorąc jeszcze torebkę, zeszłam na dół. Ubrałam botki i zamykając drzwi na klucz, wyszłam z domu. Cofnęłam się jednak, kiedy zaczął padać deszcz. Już miałam dzwonić po taksówkę, gdy usłyszałam jak ktoś woła moje imię.
- Venus, wybierasz się gdzieś?! - zobaczyłam Alexa siedzącego w samochodzie.
- Jestem umówiona z przyjaciółką w Starbucksie! - odkrzyknęłam i się lekko uśmiechnęłam.
- Chodź, podwiozę cię! Sam muszę jechać do centrum! - również się uśmiechnął. Postanowiłam, że skorzystam z jego propozycji. Jestem świadoma, że nie go zbytnio nie znam, ale darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby. Szybko pokonałam drogę do samochodu i usiadłam na miejscu pasażera. Chłopak się przebrał i teraz jego włosy były starannie ułożone, a dresy i bluzę zamienił na dżinsy i koszulę, a na to kurtkę. Nie powiem, wyglądał przystojnie, ale nie był to mój typ.
- A, więc jak? Wspólna kolacja? - spytał, ruszając z miejsca.
- Niestety. Mama bardzo przeprasza, ale nie da rady urwać się z pracy. Może innym razem? - uśmiechnęłam się przepraszająco. Wyglądał na miłego faceta.
- Jasne. Przekażę mamie - zerknął na mnie na chwilę i posłał uśmiech. I o losie, ale dopiero teraz zauważyłam te urocze dołeczki formujące się na jego twarzy. - Słyszałem, że przeprowadziłaś się tutaj z Londynu, tak?
- Tak, to prawda - odpowiedziałam, patrząc kątem oka na coraz to bardziej padający deszcz. Byłam odrobinę zdziwiona, że tyle o mnie wie, ale z jakichś powodów nic z tym nie zrobiłam.
- A czemu tu? W sensie, czemu Nowy Jork?
- Mam tu dziadków - wzruszyłam ramionami. Rozmawialiśmy jeszcze chwilę na temat pozytywów tego miasta. Alex zaparkował na wolnym miejscu przed Starbucksem.
- Dzięki za podwózkę. Pa - pożegnałam się.
- Polecam się na przyszłość. Gdybyś nie miała jak wrócić, to dzwoń. Numer masz - powiedział i po zamknięciu przeze mnie drzwi, odjechał. Natomiast ja jak najszybciej weszłam do budynku, rozglądając się za burzą rudych włosów. Kiedy je zlokalizowałam przy oknie, na końcu sali, podążyłam w tamtym kierunku.
- Hej, zamówiłaś coś dla mnie? - przywitałam się z dziewczyną. Ona natomiast wstała i mnie przytuliła.
- Hej, tak. Caramel macchiato, może być? - spytała dziewczyna, zajmując swoje poprzednie miejsce.
- Idealnie - zdjęłam swoją kurtkę i również usiadłam.
- Zanim zaczniesz mi się tłumaczyć, a masz z czego i łatwo ze mną nie będzie, to powiedz kto cię przywiózł - powiedziała lekko podekscytowana.
- Alex Peterson - Em zakrztusiła się kawą, którą piła, a potem spojrzała się na mnie kompletnie zaskoczona.
- Żartujesz, prawda?
- Nie? Czemu miałabym? - zmarszczyłam brwi i patrzyłam na nią w oczekiwaniu.
- Jak nie Daddario, to Peterson - pokręciła zrezygnowana głową i widząc moje zdumienie, kontynuowała. - Jest w paczce Daddaria, no i chodzi razem z nim do klasy. Tyle, że on nie gra w nogę, tylko na gitarze, co jest równoznaczne z tym, że jest w szkolnym zespole. Występują czasem na dyskotekach albo na akademiach. Z resztą sama się niedługo przekonasz.
- Nie wydawał się taki zły. Wręcz przeciwnie - wzruszyłam ramionami i wzięłam łyk mojej kawy. Mmm, była pyszna.
- Ta, mniejsze zło, ale jednak zło. Dobra, ale pomijając wszystko, to z jakiej racji on cię podwiózł? - spytała zaciekawiona.
- Jesteśmy sąsiadami i to całkiem bliskimi. Jego mama zaprosiła nas dzisiaj na kolację, ale moja wróci późno do domu. Miałam zamiar iść na nasze spotkanie na piechotę, ale jak widzisz się rozpadało, a że on jechał do centrum, to mnie podwiózł. Tyle, koniec historii - powiedziałam.
- Oh, okej. To teraz gadaj co u diabła robiłaś z Matthew sama w jego domku letniskowym? - spytała lekko poddenerwowana. Więc opowiedziałam jej wszystko od początku do końca. Zaczynając od umowy, a kończąc na wczorajszym wieczorze.
- Wiedziałam, że coś jest z nim nie tak. A ty jesteś głupia, bo mu na to wszystko pozwalasz - wskazała oskarżycielsko palcem.
- Nie pozwalam. Poza tym, mam go serdecznie dosyć, więc już o nim nie gadajmy. Lepiej powiedz jak mają się sprawy z Andrew - Emily najpierw zarumieniła się delikatnie, ale potem trochę posmutniała.
- Sama chciałabym wiedzieć - westchnęła i zapatrzyła się w widok za oknem. - Na imprezie u Daddario wydawało mi się, że mu się podobam. Nawet się całowaliśmy, ale od tego czasu w ogóle się ze mną nie kontaktował. Nie wiem, może zrobiłam coś nie tak? - widziałam, że było jej z tego powodu przykro.
- Na pewno nie. Odezwie się, zobaczysz - uśmiechnęłam się do niej pokrzepiająco.
- Obyś miała rację - rozmawiałyśmy jeszcze przez kilkanaście minut do czasu, kiedy nie musiałam już iść po siostrę. Emily musiała szybko jechać do cioci, bo coś się stało i nie mogła mnie podwieźć. Oczywiście bardzo przepraszała, ale ja się w ogóle nie gniewałam. Została mi więc taksówka, ponieważ deszcz nadal padał rzęsiście, a ja nie zamierzałam iść taki spory kawałek drogi stąd do szkoły baletowej, a potem do domu. Zapłaciłam za naszą kawę i wyszłam na zewnątrz, żeby złapać taksówkę. Rozejrzałam się dookoła i spostrzegłam samochód Alexa. Kiedy mnie zauważył, pomachał do mnie i zawołał ruchem dłoni. Podeszłam do niego, a on uchylił szybę.
- Wskakuj, podwiozę cię.
- Śledzisz mnie? - zażartowałam i powiedziałam: - Nie jadę do domu, tylko do szkoły, po siostrę.
- Wsiadaj - powiedział, po czym zasunął szybę. Postanowiłam dłużej nie moknąć i wsiąść.
- Dobra, a tak serio to skąd się tu wziąłeś? - spytałam, próbując ogrzać dłonie, które swoją drogą, są zawsze zimne.
- Przejeżdżałem tędy i pomyślałem, że wstąpię na kawę i może cię spotkam. I miałem szczęście, bo akurat wyszłaś - wytłumaczył, stając na czerwonym świetle. - To, do której szkoły chodzi twoja siostra?
- New York City Ballet - powiedziałam, a chłopak po zmianie światła na zielony, skręcił w lewo.
- No nieźle - zagwizdał z wrażenia. - Masz w domu baletnicę - zaśmiał się, a ja mu zawtórowałam.
- A, żebyś wiedział - rozmawialiśmy trochę o wszystkim i o niczym, dopóki nie dojechaliśmy na miejsce.
- Dzięki, znowu - powiedziałam i chwyciłam za klamkę.
- Daj spokój, przecież cię tu nie zostawię. Idź po siostrę, a ja tu zaczekam - posłał mi uśmiech i na dowód swoich słów zgasił silnik. Uśmiechnęłam się z wdzięcznością i poszłam po Amandę. Po kilku minutach znów byliśmy w drodze, a dziewczynka opowiadała z niezwykłym zapałem o zbliżającym się występie, w którym będzie miała jedną z głównych ról. Byłam z niej naprawdę dumna. Ale chyba Amy nie polubiła chłopaka, bo nawet na niego nie spojrzała, a całkowicie ignorowała.

Nowe JutroWhere stories live. Discover now