Rozdział 17

266 10 1
                                    

- Powiedzcie, że jestem genialny - powiedział Sam i z głośnym stuknięciem położył swoją tacę na naszym stoliku. Siedzieliśmy całą paczką na lunchu i jak zawsze prowadziliśmy luźną rozmowę. Dzisiaj czułam się już całkiem dobrze. Do końca tygodnia zostałam w domu i wyleżałam się za wszystkie czasy i sama się dziwię, ale chciałam już iść do szkoły. Em odwiedzała mnie codziennie, tak samo jak dziadkowie, więc miał się mną kto opiekować.
- Jesteś idiotą - powiedział poważnie Max, ale po chwili wybuchnął śmiechem, podobnie jak reszta. Sam fuknął pod nosem i usiadł obrażony na swoim miejscu.
- Mów co chcesz, ale ten idiota załatwił nam wszystkim bilety na koncert Arctic Monkeys - gdy to usłyszałam, omal nie wyplułam soku, który właśnie piłam. Emily zakrztusiła się sałatką, a Max razem z Mike'm otworzyli usta w zaskoczeniu. I dopiero po chwili spojrzałyśmy na siebie z Em i po prostu wrzasnęłyśmy, nie zważając na karcące spojrzenia reszty osób znajdujących się w stołówce. Walcie się ludzie. Wstałyśmy z naszych miejsc i podeszłyśmy, żeby go przytulić. Cała nasza paczka kochała ten zespół i oddałabym nerkę za ten bilet, a teraz Sam mówi, że je nam załatwił.
- Mówiłem, że jestem genialny - odpowiedział dumny z siebie, a ogromny uśmiech gościł na jego twarzy.
- Zwracam honor, stary - Max uniósł ręce w geście poddania i jego usta uformowały się w uśmiechu. - Jedziemy na Arctic Monkeys! - wrzasnął i przybił piątkę z chłopakami. Zostawiłyśmy w końcu Sam'a w spokoju i zajęłyśmy z powrotem nasze miejsca.
- Koncert jest za dwa miesiące i uwierzcie, ale to jest cud, że je zdobyłem tak późno i to jeszcze takie miejsca, że będziemy mogli poczuć ich pot - był z siebie ogromnie dumny, a ja zastanawiałam się skąd on wytrzasnął te bilety, więc go spytałam. - Nowa dziewczyna mojego ojca- tu przewrócił oczami - jest jakąś projektantką modową czy inne gówno. Chciała się wkupić w moje łaski i załatwiła mi dwa bilety. Rzecz jasna powiedziałem jej, że bez was nie idę, ale to dla niej nie był zbyt duży problem- wzruszył ramionami i rozsiadł się wygodnie na krześle. Wszyscy cieszyliśmy się jak dzieci na ten koncert i nie wiedziałam jak wytrwam jeszcze dwa miesiące w oczekiwaniu na to wydarzenie.
***
- Nadal nie wierzę, że Sam załatwił te bilety - powiedziała z wielkim uśmiechem Em, kiedy wychodziłyśmy ze szkoły.
- Ta, ja też. Ale tak strasznie się cieszę- cały dzień wszyscy byliśmy podekscytowani i nie mogliśmy wysiedzieć w spokoju na pozostałych lekcjach.
- Jedziesz do mnie? - spytała dziewczyna, na co pokręciłam głową i posłałam jej przepraszający uśmiech.
- Mam trochę spraw na mieście. Muszę odebrać Amandzie strój i baletki na piątkowy występ, odebrać jej prezent urodzinowy i oczywiście pomóc w organizacji przyjęcia. Na szczęście babcia mi pomaga, bo bym się chyba nie wyrobiła - zaczęłam wyliczać, poprawiając szal, bo wiatr był dzisiaj bardzo zimny, a ja miałam już dość chorowania. Amy kończy w piątek 9 lat i jest strasznie szczęśliwa. Natomiast mama przez prawie całą naszą ostatnią rozmowę mówiła, że ma okropne wyrzuty sumienia, że nie może być tego dnia z nią. Ale uwierzcie lub nie, Amy nie ma jej tego za złe. To bardzo mądra dziewczynka i mama powinna być z niej ogromnie dumna.
- Jeśli chcesz to mogę cię podwieźć i pobawić się w twojego prywatnego szofera - zaśmiała się dziewczyna i puściła mi oko, odblokowując pilotem swoje czerwone BMW.
- Nie będę cię dzisiaj wykorzystywała. Najwyżej innym razem - powiedziałam. Tak szczerze, to bardzo by mi się przydała, ale jej rodzice byli od dwóch dni w domu i chciałam, żeby spędziła z nimi czas.
- A może jednak? - zachęcała mnie, ale ja tylko popchnęłam ją w stronę samochodu i pomachałam. - Zadzwonię! - krzyknęła jeszcze zanim wsiadła i odjechała z piskiem opon. Tak, cała Emily. Jeśli chodzi o Daddaria to nie widziałam go od tego spotkania na sali Cartera. Niech robi sobie co chce, mam go dość.
- Podwieźć cię? - z rozmyśleń wyrwał mnie czyjś głos, który jak się okazało należał do Alexa.
- Mam do załatwienia trochę spraw, ale dzięki - posłałam mu lekki uśmiech.
- A ja mam sporo wolnego czasu i ochotę na fajne towarzystwo- nie dawał za wygraną. Stwierdziłam, że w sumie lepiej skorzystać z jego propozycji niż tułać się autobusami czy przepłacać za taksówkę. Weszłam do samochodu i zapięłam pasy. - Wygrałem- mruknął i się uśmiechnął. Przewróciłam rozbawiona oczami i czekałam aż chłopak ruszy. - To gdzie najpierw? - spytał, wyjeżdżając ze szkolnego parkingu.
- Studio krawieckie pani Rosmery - powiedziałam, a chłopak tylko kiwnął głową.
- To kiedy do mnie w końcu przyjdziesz? - zapytał zaczepnie, spoglądając na mnie kątem oka. Alex bardzo różnił się Matt'a. Był od niego niższy, włosy miał brązowe wpadające w blond. Jego rysy twarzy nie były tak ostre, a delikatne. Alex wydawał się zadowolonym z życia nastolatkiem, który chciał czerpać z życia, bawić się i się niczym nie przejmować. Natomiast Daddario był tajemniczy, bipolarny, arogancki, zbyt pewny siebie, miał ego wielkości Australii, ale też potrafił być zabawny i umiał się zatroszczyć o drugiego człowieka. To zabawne, ale nawet nie wiedziałam czemu porównuję Alexa właśnie do Matt'a. - Ziemia do Venus - pomachał mi ręką przed twarzą, a ja wyrwałam się z chwilowego transu. Posłałam mu przepraszający uśmiech.
- Zamyśliłam się, co mówiłeś? - spytałam, poprawiając się w fotelu.
- Pytałem, czy do mnie dzisiaj przyjdziesz - zaśmiał się, nie spuszczając wzroku z drogi. Zastanawiałam się przez chwilę, czy to dobry pomysł, ale w końcu doszłam do wniosku, że powinnam iść. Już dawno mnie zapraszał i to kilkakrotnie, a ja ciągle go zbywałam.
- Jasne - uniosłam kąciki ust do góry i spojrzałam na chłopaka. - Idziesz ze mną? - spytałam go, kiedy zaparkowałem przed budynkiem. Alex pokiwał głową i ramię w ramię weszliśmy do studia krawieckiego pani Rosmery.
***
- Zapraszam - powiedział Peterson, kiedy wchodziliśmy do jego domu. W ciagu godziny załatwiliśmy wszystko, co chciałam i jestem mu za to bardzo wdzięczna. Weszłam do holu, a zapach szarlotki roznosił się po całym domu. Matko, dopiero teraz odczułam, że jestem potwornie głodna. Brunet wprowadził mnie dalej, a moim oczom ukazał się niewielki salon urządzony w ciepłych kolorach brązu, bieli i czerni. Na półkach stało mnóstwo zdjęć, a w kątach znajdowały się różnego rodzaju kwiatki. - Chodź, zaprowadzę cię do mojego pokoju - powiedział i wskazał na drewniane schody. Jednak, nim weszliśmy na schody, usłyszeliśmy głos dobiegający prawdopodobnie z kuchni. Następnie przed nami pojawiła się średniego wzrostu brunetka o ślicznych zielonych oczach. Wygladała na 40 lat. Jej jeden policzek był ubrudzony mąką, a o fartuszku nie wspomnę. Już wiem, po kim Alex odziedziczył urodę. Jego mama była naprawdę ładna i wydawała się być miła.
- Widzę, że mamy gościa. Dzień dobry, jestem Victoria Peterson, mama Alexa - powiedziała z wielkim uśmiechem, ukazując dołeczki.
- Dzień dobry, bardzo miło mi poznać. Nazywam się Venus Lewis, mam nadzieję, że nie przeszkadzam? - spytałam niepewnie, ściskając dłoń kobiety. Zaśmiała się dźwięcznie na moje słowa i machnęła ręką.
- Nie gadaj głupstw, skarbie. Zrobiłam właśnie obiad, więc trafiliście idealnie. Zaraz wam przyniosę - była cała rozpromieniona, a jej twarz zdobił duży uśmiech.
- To my będziemy w moim pokoju - powiedział Alex i wszedł na schody, a ja zaraz za nim. Uchylił drzwi i gestem ręki wskazał, żebym weszła. Pokój pomalowano na kolor niebieski. Na ścianach wisiały plakaty z różnymi zespołami i wokalistami, część z nich znałam, a część nie. W kącie stała piękna, czarna gitara klasyczna i to ona przykuwała najbardziej uwagę. Alex usiadł na łóżku stojącym pod jedną ze ścian i przyglądał mi się uważnie z nieodgadnionym uśmieszkiem na twarzy. Na biurku było mnóstwo płyt, a mnie aż kusiło, żeby je wszystkie przejrzeć.
- Śmiało - powiedział chłopak, jakby czytał mi w myślach. Podeszłam do biurka i zaczęłam przeglądać. Miał całą kolekcję od metalu po jakichś popowych wykonawców. Robi wrażenie.
- Od jak dawna grasz? - spytałam, zajmując krzesło przy biurku i na niego zerkając.
- Od dziesięciu lat - powiedział z dumą i podparł się na łóżku, zajmując wygodniejszą dla siebie pozycję. Akurat w tym momencie weszła jego mama, przynosząc nam obiad.
- Smacznego, jeśli czegoś będziesz potrzebować, Venus, to śmiało mów - uśmiechnęła się do nas po raz ostatni i wyszła. Zabraliśmy się za zapiekankę serową, która była obłędna. - Jeśli chcesz mogę ci coś zagrać - powiedział Alex i wstał, żeby wziąć gitarę. Wziął do ręki instrument i zaczął uderzać palcami w struny z niezwykłą delikatnością. Wygrywał jakiś nieznany mi utwór, ale był naprawdę niesamowity. Od zawsze podziwiałam ludzi, którzy umieją grać na jakimś instrumencie.
Przesiedziałam u niego jeszcze z dwie godziny, podczas których rozmawialiśmy, żartowaliśmy i śpiewaliśmy. Poczułam się w jego towarzystwie naprawdę rozluźniona.
- Dziękuję za szarlotkę i obiad, było pyszne - powiedziałam do pani Victorii, kiedy wychodziłam.
- Wpadaj częściej - odpowiedziała i stanęła obok syna. Ich podobieństwo jest powalające.
- Dowidzenia- pożegnałam się i wyszłam. Szybko pokonałam drogę do swojego domu i weszłam do ciemnego korytarza. Nalałam sobie soku i poszłam do pokoju, żeby w końcu odrobić lekcje. Nienawidzę matmy.
***
Reszta tygodnia minęła w zaskakująco szybkim tempie. Dzisiaj były urodziny Amy i musiałam zrobić wszystko, żeby ten dzień był idealny. Wstałam i poszłam szybko pod prysznic. Narzuciłam na siebie czarną, prostą sukienkę z delikatnym białym kołnierzykiem i delikatną biżuterię, którą dostałam kiedyś od babci. Musiałam od razu ubrać się na występ i iść tak do szkoły, bo nie miałabym czasu wstąpić do domu po szkole. Włosy zebrałam w koka i nałożyłam na usta matową pomadkę. Gotowa wzięłam jeszcze torbę i telefon i zeszłam na dół. Zjadłam jakieś jabłko i wyszłam z domu, gdzie czekała na mnie już Emily. Ona też od razu nałożyła sukienkę, bo idzie razem ze mną na występ. Osobiście nawet dostała przedwczoraj zaproszenie od Amandy.
- Wyglądasz cudownie - powiedziała, przyglądając mi się uważniej. Uśmiechnęłam się do niej i zapięłam pas.
- Uwierz, że ty też - odpowiedziałam i ruszyłyśmy z mojego wjazdu.
- Na tylnym siedzeniu leży prezent dla Amy. Zobacz, czy jej się spodoba i czy w ogóle będzie na nią dobre - odpowiedziała, wskazując palcem na tylne siedzenia. Odwróciłam się i wzięłam dużą reklamówkę, w której była śliczna sukienka w fiołkowym kolorze. Przód ozdobiony był kwiatkami, a dół rozkloszowany z tiulem na wierzchu.
- Jaka on piękna - powiedziałam i byłam pewna, że jej się spodoba.
- A pozytywka? - spytała niepewnie i wjechała na szkolny parking. Wyjęłam pozytywkę z torebki i uśmiechnęłam się. Na samej górze ustawiona była baletnica wykonująca piruet, a obok znajdował się kluczyk do jej nakręcania. Pozytywka wygrywała melodię Jeziora Łabędziego, co z całą pewnością spodoba się mojej siostrze.
- Jest idealna - dziewczyna odetchnęła z ulgą.
- Kwiaty kupimy po drodze- skinęłam głową i razem wyszłyśmy z samochodu. Okryłam się szczelniej moją kurtką, bo dzisiaj było wyjątkowo zimno. Włożyłam do szafki niepotrzebne książki i zamknęłam ją z trzaskiem. Zanim zdołałam się odwrócić, poczułam jak ktoś podchodzi do mnie, a jego ręce lądują po obu stronach mojej głowy. Do moich nozdrzy dotarł tak dobrze mi już znany zapach, a kiedy to zrozumiałam cholerny dreszcz przeszedł po moim ciele.
- Hej, księżniczko - powiedział nieco zachrypniętym głosem Matt, a ja postanowiłam się odwrócić. Nie zdawałam nawet sobie sprawy jak blisko był. Położyłam, więc ręce na jego klatkę piersiową i próbowałam go odepchnąć, co nie przyniosło zamierzonego skutku.
- Czego chcesz Matt? - spytałam, poddając się w końcu i patrząc w górę na jego oczy. Ludzie stojący na korytarzu przyglądali nam się w oczekiwaniu na to, co ma się zdarzyć. Spadać ludzie, zajmijcie się swoimi sprawami. Kątem oka spojrzałam w prawo, gdzie stała Ruth ze swoją świtą. Widziałam jak mordują mnie wzrokiem, ale miałam to gdzieś. Ups? Było mi ich trochę w sumie żal. Mają sztuczne rzęsy, puste serca, a w kieszeniach sztuczną inteligencję.
- Pięknie wyglądasz, wiesz? - posłał mi ten swój łobuzerski uśmiech. Przewróciłam oczami podirytowana.
- Matt, nie mam czasu na twoje gierki. Ostatnio powiedziałeś, że mam nie wtrącać się w nie swoje sprawy, a teraz podchodzisz jak gdyby nigdy nic. Zdecyduj się w końcu czego ty chcesz, bo zachowujesz się jak bipolarny dupek - z jego twarzy zszedł uśmiech, a szczęka się zacisnęła.
- Nic nie rozumiesz, ale ci to kiedyś wytłumaczę. Teraz tylko mi powiedz czy twoja siostra lubi pluszaki - byłam kompletnie zbita z tropu.
- Co proszę? - spytałam, mając nadzieję, że się przesłyszałam.
- Kupiłem Amy prezent i nie wiem czy jej się spodoba, więc cię pytam - dopiero teraz zauważyłam, że zamiast zwykłej koszulki, jakie zwykle nosił, ma na sobie czarną koszulę z podwiniętymi mankietami i rozpiętymi dwoma guzikami pod szyją. On chyba nie zamierza...
- Twoja siostra zaprosiła mnie na swój dzisiejszy występ i na urodziny - wyjaśnił, kiedy zobaczył moją bardzo zdezorientowaną minę. Zabiję ją.
- Ale jak? - to było jedno z wielu pytań jakie chciałam mu teraz zadać.
- Zadzwoniła do mnie i powiedziała, że ma dla mnie zaproszenie. Willstone dzisiaj mi je dała - a to wredna małpa. Ją też uszkodzę. I kiedy to niby zrobiła?
- Żartujesz, prawda? - na moje pytanie chłopak się roześmiał.
- Do zobaczenia, księżniczko - odbił się od szafek i odszedł. Po prostu.

Nowe JutroWhere stories live. Discover now