Rozdział 23

246 9 0
                                    

Ostatni tydzień był jedną wielką definicją chaosu, więc nie dziwne, że z wielką ulgą szykowałam się w tejże chwili na Bal Zimowy. W końcu będę mogła odetchnąć i dobrze bawić się w towarzystwie moich przyjaciół. Jak to świetnie brzmi ,,moich przyjaciół". Wydaje się jakby od mojego przybycia tutaj minęły całe wieki, a nie prawie cztery miesiące. Tyle się wydarzyło, tyle zmieniło, ale to były dobre zmiany.
- Daj, pomogę ci - powiedziała uśmiechnięta mama i podeszła by zapiąć suwak mojej białej sukienki. Spojrzałam na siebie w dużym lustrze stojącym w moim pokoju i uśmiechnęłam się do swojego odbicia.
W moich szarych oczach zamiast wcześniej czającego się tam bólu i smutku, iskrzą się radość i spokój. Zniknęły sińce i wory spowodowane koszmarami i brakiem snu, a twarz rozjaśnia w końcu uśmiech. Tak, to zdecydowanie dobre zmiany. Mama chyba też myśli o tym samym, bo staje za mną i otula swoimi ramionami.
- Mówiłam, że kiedyś przestanie boleć - komentarz tutaj był zbędny, więc po prostu przytuliłam do siebie kobietę mocniej.
- Uczeszesz mnie? - spytałam po dłuższej chwili ciszy, a mama z zapałem pociągnęła mnie do toaletki.
- Pamiętam, kiedy ja szłam na bal - uśmiechnęła się na to wspomnienie, a moje włosy z niezwykłą zwinnością przelatywały przez jej palce. 
- Nigdy o tym nie wspominałaś.
- Jakoś nie było okazji. Tak mi się tylko przypomniało - wzięła do rąk lokówkę i delikatnie zawinęła jedno pasmo.
- Opowiedz mi o tym - to takie ciekawe usłyszeć historię z młodości mojej mamy.
- Oh, byłam nieco nieśmiała, ale jakimś cudem zwróciłam uwagę szkolnego przystojniaka Chris'a Montgomery. Wynalazłam w jakimś sklepie cudowną sukienkę w kolorze liliowym. A wiesz, że chyba nawet jest gdzieś u babci? - spojrzała na mnie roześmianymi oczami, wsuwając wsuwki jedna za drugą. - Naprawdę była oszałamiająca i Chris chyba też tak myślał. Przyszedł po mnie i obowiązkowo babcia zrobiła małą sesję zdjęciową. A kiedy weszliśmy wszystkie dziewczyny patrzyły na mnie z zazdrością. Nawet nie wiesz jaka byłam zadowolona z siebie. Świetnie się ze sobą bawiliśmy, ale skończyło się na balu - powiedziała, patrząc na moją znaczącą minę. Myślałam, że może to był jej chłopak, ale chyba się pomyliłam. - Pod koniec balu powiedział mi, że woli chłopców - zaśmiała się i odkręciła mnie do lustra. Wyglądałam prześlicznie. Mama zawiązała moje długie włosy w kłos, a dwa pojedyncze pasma przy twarzy miałam lekko podkręcone. Niewinnie, uroczo i skromnie.
- Nadal macie ze sobą kontakt? - nawiązałam do jej opowieści.
- Nie widziałam go odkąd wyjechałam do Londynu. Był fajnym gościem. Daj mi swoją buźkę, lekko ją podkreślimy - no i wzięła się do malowania. Jednak ufam mamie i wiem, że nie zrobi ze mnie stracha na wróble. - Pamiętaj, żeby zawsze być sobą. Jesteś cudowna - uśmiechnęła się i musnęła mnie pędzelkiem po nosie. - I gotowe - policzki miałam lekko zaróżowione, rzęsy podkreślone, usta pomalowane bordową, matową szminkę, a na powiekach miałam delikatny odcień szarości pasujący do moich szpilek i torebki.
- I jak? - wstałam z pufy i odwróciłam się wokół własnej osi.
- Jak księżniczka - usłyszeliśmy męski głos i odwróciłyśmy się w stronę drzwi. Do pokoju wszedł Luke jeszcze w spodniach od garnituru i w koszuli z podwiniętymi do łokci rękawami. Podszedł do mamy i objął ją ramieniem, przyciągając ją do swojego boku.
- Dziękuję, a gdzie Tony? - spytałam, zakładając na nogi szpilki i szukając odpowiedniej biżuterii. Zniknął zaraz po tym, jak zamknęłam się w pokoju i korzystałam z długiej kąpieli.
- Zdaje się, że był w salonie - kiwnęłam głową i wyszłam z pokoju. Tony stał przed lustrem w przedpokoju i poprawiał swoje blond włosy.
- A podobno to dziewczyny spędzają godziny przed lustrem - zaśmiałam się i stanęłam koło niego. Spojrzał na mnie i przeskanował mnie od góry do dołu.
- No nieźle - zagwizdał. - Matt będzie musiał uważać, żeby nikt mu ciebie nie ukradł - puścił oko i chciał mnie poczochrać po włosach, ale w ostatniej chwili się powstrzymał.
- Kiedy jedziesz po Mirandę? - spytałam i oparłam się o ścianę. Mama z wielką chęcią pożyczyła blondynowi swój samochód, żeby mógł nim zabrać Mirandę. Tony wyglądał naprawdę przystojnie w dopasowanym granatowym garniturze z czerwoną muszką (pasującą do sukienki Mirandy). Chłopak spojrzał na zegarek na nadgarstku.
- Właściwie, to zaraz - uśmiechnął się i jeszcze raz poprawił swoje włosy. - Pięknie wyglądasz, Vee - mruknął i wziął swoją kurtkę z wieszaka. Uśmiechnęłam się do niego i wróciłam do pokoju, który swoją drogą był już pusty. Zaczęłam pakować potrzebne rzeczy do torebki, gdy chwilę potem usłyszałam dzwonek do drzwi. To pewnie Matt, pomyślałam, a ręce zaczęły mi się trząść ze zdenerwowania. Wiedziałam, że mama otworzyła mu drzwi, bo usłyszałam dobiegające z dołu rozmowy i śmiechy. Cholerna cholera, ale się denerwuję! Wzięłam parę głębokich wdechów, żeby się uspokoić i powoli zeszłam na dół. Zauważyłam go zanim on zauważył mnie. Miał na sobie czarny dopasowany garnitur, w którym wyglądał cholernie przystojnie. Włosy były ułożone, a nie w nieładzie jak miały w zwyczaju. Zniknął również lekki zarost, który jeszcze dziś rano gościł na jego twarzy. W rękach trzymał bukiet różowych tulipanów.
- Tylko się nią odpowiednio opiekuj - powiedział z ostrzegawczą nutą w głosie Luke. Uśmiechnęłam się, słysząc to i zeszłam na dół.
- Hej - przywitałam się i poczułam jak rumieńce wpływają na moją twarz. Matthew odwrócił wzrok od mojej rodziny i całkowicie skupił się na mnie. Na jego twarz wpłynął szeroki uśmiech, a pode mną ugięły się kolana.
- Hej - odpowiedział i nie zważając na resztę osób zebranych w przedpokoju, podszedł do mnie pewnym siebie krokiem. Podał mi kwiaty i niespodziewanie dla mnie, złożył delikatny pocałunek na moim policzku. Widziałam znaczące uśmiechy posyłane przez mamę i Luke'a. - Wyglądasz cudownie, księżniczko - nie spuszczał ze mnie swojego przenikliwego wzroku i złączył nasze ręce razem.
- No dobrze kochani, starczy tego dobrego. Zrobię wam kilka zdjęć i uciekajcie, bo się spóźnicie. Tony już dawno pojechał! - przerwała nam mama i szybko poleciała do salonu po aparat.
- O nie! - jęknęłam i oparłam głowę o tors chłopaka. Poczułam jak się trzęsie ze śmiechu pod wpływem moich słów. On jeszcze nie wie o czym mówię i niestety dla niego, ale zaraz się przekona na własnej skórze.
- Ustawcie się ładnie - i się zaczęło.

Nowe JutroWhere stories live. Discover now