Rozdział 13

250 10 0
                                    

- Powiesz mi gdzie mnie zabierasz czy chcesz mnie nadal trzymać w niepewności? - spytałam chłopaka, zerkając na jego profil. Matt podrapał się po brodzie, udając, że się zastanawia i chwilę potem powiedział:- Myślę, że ta druga opcja jest o wiele ciekawsza- posłał mi uśmiech, na co pokręciłam lekko rozbawiona głową.
- A wiesz, że nie przepadam za niespodziankami?
- Trudno - wzruszył ramionami i przystanął na czerwonym świetle. - Zabieram cię w pewne fajne miejsce. Spodoba ci się - pokiwałam głową i znowu wpatrywałam się w mijany krajobraz. Kątem oka widziałam jak Matthew próbuje coś powiedzieć, ale zrezygnował.
- Jeśli chcesz o coś zapytać, to śmiało. Najwyżej ci po prostu nie odpowiem - bił się chwilę z myślami, ale w końcu spytał: - Lubisz Alexa? - nie patrzył się w moją stronę. Trzymał ręce mocno zaciśnięte na kierownicy, a jego mięśnie się napięły. Poczułam się trochę dziwnie, bo nie wiem czemu, ale nie chciałam z nim o tym rozmawiać. Poza tym dopiero dzisiaj poznałam Alexa i szczerze mówiąc nie wiem do końca jak to z nim jest. Jednak wiem, że był dla mnie bardzo miły i mi pomógł.
- A masz jakieś inne pytania? - zerknęłam na niego, ale on nadal miał wzrok skupiony na drodze.
- To lubisz go czy nie? - jego głos zabrzmiał z większą nutą zdenerwowania.
- Cóż, to nie jest twoja sprawa. Swoją drogą podobno się kumplujecie, więc dlaczego się tak dziwnie zachowujecie? - uniosłam brew do góry i założyłam ręce na klatce piersiowej.
- Cóż, to nie twoja sprawa - próbował naśladować mój głos, ale słabo mu to wyszło. - Uważaj na niego - oderwał w końcu swój wzrok z drogi i popatrzył na mnie. W jego oczach widziałam przede wszystkim złość, a jego nadal napięte mięśnie tylko utwierdzały mnie w przekonaniu, że naprawdę jest zły.
- Pozwól, że to ja będę wybierała sobie znajomych i to ja zdecyduję kogo unikać, a kogo nie. Więc lepiej skończ ten temat, jeśli nadal chcesz mi coś pokazać - i może, zabrzmiałam trochę, ale to trochę oschlej niż powinnam. Po prostu nie lubię, kiedy ktoś zaczyna podejmować za mnie decyzje.
- Tylko potem nie przychodź do mnie z płaczem - odrobinę podniósł głos, co spowodowało, że zdenerwowanie udzieliło się też mi.
- Uwierz, że byłbyś ostatnią osobą, do której bym przyszła z płaczem - warknęłam na niego.
- Na twoim miejscu nie byłbym taki pewny - piorunował mnie wzrokiem, zwiększając prędkość.
- Och przestań! Zachowujesz się tak, jakbyś był jedynym facetem na tej planecie! Jakbyś był ideałem! Ale uwierz, że bardzo ci daleko do niego! - już nie hamowałam swoich emocji i najzwyczajniej w świecie na niego krzyczałam.
- W takim razie, co tu robisz?! Czemu do mnie zeszłaś i wsiadłaś do tego cholernego samochodu?! - zjechał na pobocze i odwrócił się w moją stronę. Gromił mnie wzrokiem tak samo, jak ja jego.
- Nie wiem! Może dlatego, że zawsze staram się dać ludziom szansę na naprawienie swoich błędów?! - atmosfera w samochodzie była tak napięta, że można było ją kroić nie nożem, a siekierą.
- W takim razie przykro mi, że cię zawiodłem! - warknął i odwrócił wzrok. Starałam się unormować mój oddech. Nie chciałam się z nim kłócić. Myślałam, że naprawdę zrozumiał swój błąd i chce to naprawić. I szło mu całkiem nieźle, gdyby nie to, że próbuje kierować moimi wyborami, choć nie ma do tego żadnego prawa. Również odwróciłam wzrok i powiedziałam już spokojnie: - Zawieź mnie do domu - i kiedy zobaczyłam, że chce zaprzeczyć dodałam - To nie jest prośba. Masz w tej chwili zawrócić i zawieźć mnie do domu - nie krzyczałam, ale mój głos nie należał do najprzyjemniejszych. Chciałam dać mu szansę, ale ten facet nie umie jej wykorzystać. Nie myślcie tylko, że coś do niego czuje albo, że mi na nim zależy. Nie, nic z tych rzeczy. Ja po prostu gdzieś w środku naiwnie wierzyłam, że on jest inny. Znaczy, że w szkole jest jaki jest, ale poza nią, poza swoją paczką jest normalny. Niestety chyba się pomyliłam i wyszłam na naiwną dziewczynkę, jedną z wielu. Matthew odpalił z powrotem samochód, zawrócił i jechał do mojego domu. Żadne z nas się nie odzywało. Byliśmy pogrążeni w swoich własnych myślach. Panowała niezręczna i wręcz nieprzyjemna cisza, ale ani ja, ani brunet nie chcieliśmy jej przerywać, bo niby co mieliśmy powiedzieć? Kilkanaście minut później zaparkował auto przed moim domem. Chwyciłam klamkę i chciałam wyjść, kiedy chłopak złapał mnie za nadgarstek.
- Alex nie jest typem za jakiego uważasz, więc... - nie dałam mu dokończyć. Wyrwałam rękę i warknęłam: - Daruj już sobie - zatrzasnęłam za sobą drzwi i ruszyłam do mojego domu. Kiedy byłam przed wejściem przeklęłam w myślach za moją głupotę, bo przecież nie mam kluczy. Musiałam jakoś wejść do pokoju balkonem. Przeklinałam w myślach Daddaria i powoli i z trudem w końcu wylądowałam na swoim balkonie. Szybko zdjęłam z siebie ubrania i narzuciwszy jakąś za dużą bluzkę, położyłam się do łóżka, szybko zasypiając.
***
Do końca tygodnia siedziałam w domu i nigdzie nie wychodziłam. Nie dlatego, że pokłóciłam się z Matthew czy dlatego, że się do mnie w ogóle nie odezwał, ale po prostu mi się nie chciało. Mama pracowała od rana do nocy. Am chodziła do szkoły i wytrwale i ciężko ćwiczyła, gdyż wielkimi krokami zbliżał się jej występ. Kilka razy wpadł do nas Luke. Siedzieliśmy na przykład przed telewizorem i po prostu oglądaliśmy seriale i wpychaliśmy w siebie niezdrowe jedzenie. Zaskoczyło mnie to, jak dobrze się z nim dogadywałam. Była właśnie szósta rano nowego tygodnia, kiedy wchodziłam na dół, żeby się czegoś napić przed bieganiem. Luke siedział przy blacie kuchennym, popijał kawę i czytał gazetę. Wczoraj przyszedł na kolację i mama nie chciała, by wracał o później porze do domu, więc został u nas. Przywitałam się z nim, za co zostałam nagrodzona uśmiechem.
- Wyspałaś się? - spytał. Wstał, wziął mój ulubiony kubek i nalał do niego kawy, podsuwając mi pod nos. - Śniadanie?
- Nie, chciałam pobiegać. - powiedziałam i wzięłam łyk napoju. Usłyszałam śmiech mężczyzny i posłałam mu zdezorientowane spojrzenie. Wskazał mi okno, a ja uderzyłam się z otwartej dłoni w czoło za moją głupotę.
- Myślę, że jest odrobinę za mokro na bieganie - miał niestety rację, a ja głupia zamiast od razu wybierać się biegać, powinnam sprawdzić pogodę. Na dworze lało niemiłosiernie, na co westchnęłam zrezygnowana i powiedziałam: - To jednak poproszę to śniadanie - Luke puścił mi oko i rozbawiony zajął się przygotowaniem posiłku.
- Jadę dzisiaj w okolice twojej szkoły, bo muszę coś załatwić, podwieźć cię?
- Jasne, czemu nie? - pokiwał głową. Za to ja w między czasie pobiegłam na górę po telefon, żeby uprzedzić Em, że z nią nie jadę. Emily jak to Emily, zaczęła opowiadać o wszystkim, co przyszło jej do głowy, a ja śmiałam się z tego, czekając na śniadanie.
Pół godziny później byliśmy razem z Luke'm w drodze do szkoły. Uwierzcie, że nie miałam najmniejszej ochoty tam wracać, ale mus to mus. Podziękowałam mężczyźnie i ruszyłam szybko do środka, żeby nie zmoknąć. Otworzyłam szafkę, a w środku zobaczyłam jedną różę z karteczką obok. Rozejrzałam się zdezorientowana po korytarzu, ale nikt nie zwrócił mojej uwagi. Miałam właśnie przeczytać dołączony liścik, ale przeszkodziły mi w tym kilka par ramion owijających się wokół mnie. Usłyszałam śmiech chłopaków i odwróciłam się do nich, starając się odwzajemnić uścisk.
- Jak ja się za tobą stęskniłem - powiedział Sam i poczochrał moje włosy.
- Ej! - uderzyłam go w rękę, a on udał, że to go bardzo bolało. Zrobił minę smutnego szczeniaka, co wywołało u mnie śmiech podobnie jak u reszty. - Oj no dobrze. Ja za tobą też.
- A co to za okazywanie sobie uczuć beze mnie? - odwróciliśmy się w stronę, skąd dochodził głos i zauważyliśmy Em z surową miną. Max podbiegł do niej i przyciągnął do nas, ściskając z całych sił.
- Czy ty chcesz mnie udusić głąbie? - warknęła na niego dziewczyna. - Dobra koniec tego dobrego. Zaraz mamy lekcję, zapomnieliście? Zaraz, zaraz. Venus co to jest? - spytała, sięgając po kwiatka i karteczkę. Wzruszyłam ramionami.
- Szczerze mówiąc, sama nie wiem. Nie zdążyłam tego obejrzeć -chłopcy zaczęli gwizdać i rzucać różne teksty. - Ale ktokolwiek to był, nie wie jednej, najważniejszej rzeczy. Ja nie lubię róż - włożyłam wreszcie swoje książki do szafki, zostawiając w torbie tylko podręcznik od matematyki. - Och, no nie patrzcie tak na mnie. Nie lubię i już - powiedziałam, kiedy widziałam odrobinę zdziwionych przyjaciół.
- Ale dlaczego? Przecież to są róże. Każda dziewczyna je kocha - Em wąchała kwiatek i gładziła jego płatki. Ludzie przechodzący obok nas, patrzyli się jakby zobaczyli coś niesamowitego. Zajmijcie się w końcu swoimi sprawami!
- Są denne i przereklamowane. Dobra, a więc co jest na tej karteczce?
- 18:00, kolacja, dzisiaj, u mnie? Alex - przeczytała Em, a chłopcy słysząc to, zaczęli gwizdać, zwracając uwagę innych na korytarzu. Jednak zaraz szybko przestali, kiedy przyjaciółka zgromiła ich wzrokiem. - Chyba nie masz zamiaru nigdzie z nim iść, prawda? - oddała karteczkę i kwiat. W tym momencie zadzwonił dzwonek na lekcję. Chłopcy pożegnali się z nami, mówiąc, że widzimy się na lunchu i zniknęli. My natomiast ruszyłyśmy do klasy matematycznej.
- Em, on nie zaprasza tylko mnie, a wszystkich. W sensie moją mamę, Amandę i mnie. Przecież ci mówiłam, że ostatnio nie mogłyśmy.
- Vee, uważaj na niego, proszę cię - powiedziała poważnie, kładąc książki na ławce. - On... - nie dokończyła, bo do klasy wszedł profesor Fitz.
- Kochana klaso, w związku z tym, że pan Woodrow jest chory, będziemy zmuszeni mieć łączoną lekcję z trzecią klasą - po klasie rozeszły się szmery. Dziewczyny panicznie zaczęły poprawiać włosy i makijaż, a Em uśmiechnęła się od ucha do ucha wielce ucieszona faktem, że nie będzie dzisiaj matematyki. Chwilę potem do klasy weszli trzecioklasiści. I kiedy zobaczyłam Daddaria i Alexa, stwierdziłam, że naprawdę mam jakiegoś pecha. Matthew omiótł pomieszczenie wzrokiem i gdy zobaczył, że za nami jest wolne miejsce, ruszył tam i powiedział pewny siebie: - No proszę, ja to jednak mam szczęście - przewróciłam oczami, a Em szturchnęła mnie, wbijając swój łokieć w moje żebra.
- O co chodzi? - szepnęła mi do ucha, a ja pokręciłam głową i odszepnęłam, że nie mam pojęcia. W naszą stronę zmierzał wysoki, również wysportowany i z zielonymi oczami chłopak. Najbardziej jednak uwagę przykuwały jego włosy. Były fioletowe! Wyglądał na wyluzowanego chłopaka, a te włosy mu pasowały.
- Kto to? - spytałam Em.
- To Zack Carter, przyjaciel Daddario. Jego włosy są super - dodała, co wywołało u nas śmiech. - Jest tym fajniejszym i milszym - spojrzałam na Zack'a, a on się do mnie wyszczerzył i pomachał. Zaśmiałam się i mu odmachałam. Wydawał się równie pozytywny jak Emily.
- Cześć Emily. Cześć koleżanko Emily, której jeszcze nie znam, ale chętnie poznam osobiście, bo w sumie dużo o tobie słyszałem - spojrzał znacząco na Matthew, a ten zgromił go wzrokiem. Ja za to zaśmiałam się i powiedziałam: - Cześć przyjacielu Matt'a, którego nie znam i w ogóle o nim nie słyszałam - Zack zaśmiał się i podał mi rękę.
- Zack Carter, a ty jesteś Venus, tak?
- Zgadza się - usiadł obok swojego przyjaciela. Pan Fitz zaczął lekcję, a ja czułam na sobie czyjś wzrok i to nie był wcale Daddario, bo on od samego początku się patrzył jakby chciał wywiercić w moich plecach dziurę. Rozejrzałam się po klasie i moją uwagę przykuł Alex. Kiedy spostrzegł, że na niego spojrzałam, pomachał do mnie i puścił oko. Odmachałam mu ledwo niezauważalnie, na co się uśmiechnął. Odwróciłam wzrok, gdy usłyszałam przyciszony głos Em - Uważaj Vee.
- Okey, okey.
- Widzisz, nawet twoja przyjaciółka wie, że to pozer- powiedział zadowolony z siebie Matt.
- Oh, zamknij się - warknęłam.
- Czy ja aby państwu nie przeszkadzam? - usłyszeliśmy surowy głos pana profesora.
- Przepraszamy, już nie będziemy - powiedziałam skruszona, ale u profesora Fitza to nie przejdzie. Na pewno znacie taki typ nauczyciela, który mimo przeproszenia, nadal ma do was pretensje i nie odpuści wam tego. Jeśli nie, to poznajcie pana profesora Gegory'iego Fitz'a.
- O, nie. Podzielcie się proszę tematem waszej rozmowy. Jestem pewien, że klasa chętnie posłucha - spojrzał na nas karcąco zza okularów. Chciałam zaprzeczyć i przeprosić, ale przerwał mi ten kretyn.
- Panie profesorze, właśnie tłumaczyłem Venus, że powinna właściwie dobierać sobie towarzystwo, bo inaczej nie wyjdzie na tym dobrze - widziałam jaki był z siebie dumny. Profesor nie był zaskoczony tym, co usłyszał. O nie. On był zły. Ja też i chociaż starałam się powstrzymywać to w końcu się poddałam. Odwróciłam się do Matt'a.
- Właśnie się staram, ale pewien uparty osioł nadal mnie męczy - warknęłam, a uśmiech zszedł z jego twarzy.
- Ten uparty osioł przynajmniej nie ugania się za jakimś kretynem  - gdy to powiedział, spojrzał znacząco na Alexa. Miałam go serdecznie dość. Całkowicie zignorowaliśmy nauczyciela. Cała klasa w ciszy przyglądała się nam i wsłuchiwała w naszą wymianę zdań.
- Kiedy ty w końcu dasz mi spokój?
- Kiedy przestaniesz być taka uparta i zrozumiesz, że mam rację. Nawet twoja przyjaciółka wie, że to skończony patafian - złość we mnie niebezpiecznie rosła. Em nic nie mówiła, tylko patrzyła na nas w osłupieniu.
- Nie mieszaj jej do tego... - przerwał mi pan Fitz, uderzając ręką o biurko.
- Dosyć tego! Gdyby nie to, że was lubię, to wysłałbym was natychmiast do dyrektora - spuściłam zawstydzona głowę, bo dopiero zdałam sobie sprawę, gdzie jesteśmy i z kim. - Przez dwa tygodnie będziecie zostawać w kozie.
- Ale psorze, mamy mecz w tą środę. Muszę być na treningach - zaoponował Matt.
- Trzeba było pomyśleć o tym zanim zaczęliście tą bezsensowną dyskusję i to na mojej lekcji.
- Ale...- chłopak próbował ratować swoją sytuację, jednak profesor był nieugięty i przerwał mu machnięciem ręki.
- Skoro pan Daddario tak bardzo chce, to zamiast godziny będziecie siedzieć dwie - myślałam, że zaraz wyjdę z siebie i uduszę na miejscu tego kretyna. - A teraz wracamy do II wojny światowej moi państwo - spojrzał na nas karcąco i powrócił do pisania na tablicy.
- Co. To. Było? - spytała oniemiała Emily. Westchnęłam tylko.
- Tak zwana powtórka z rozrywki - zmarszczyła zdezorientowana brwi, a ja dopiero sobie przypomniałam, że o niczym jej nie powiedziałam.
- Opowiem ci wszystko później, dobra? - spytałam szeptem. Powoli kiwnęła głową, ale do końca lekcji widziałam jak na mnie spoglądała. Zresztą nie tylko ona. Wszyscy w klasie patrzyli na nas jakbyśmy co najmniej walczyli w błocie. Rozbrzmiał w końcu długo oczekiwany dzwonek i chciałam już wyjść, kiedy profesor powiedział: - Matthew, Venus,  zapraszam do mnie - westchnęłam i niechętnie podeszłam do biurka.
- Panie profesorze naprawdę mi przykro. Przepraszam za dzisiejszą sytuację. Obiecuję, że to się nigdy więcej nie powtórzy - było mi strasznie głupio i starałam się jakoś naprawić tą irracjonalną sytuację.
- Mam nadzieję. A pan, panie Daddario nie ma nic do powiedzenia? - spojrzał na niego znacząco.
- Bardzo przepraszam. A czy ta koza jest potrzebna? - widać było, że zależy mu na tym, aby być na treningach.
- Niech pan na to nie liczy. A jeżeli jeszcze będzie pan chciał dyskutować, to ja chętnie posiedzę z państwem dodatkową godzinę.
- Nie! Nie, naprawdę przepraszamy. Pójdziemy już - dwie godziny dziennie przez dwa tygodnie z tym osobnikiem w zupełności mi wystarczy. Wręcz wypchnęłam chłopaka za drzwi. Przed moim wyjściem zatrzymał mnie jeszcze głos pana Fitz'a - Niech pani na niego uważa. Tacy jak on zakochują się bardzo szybko - nie miałam zielonego pojęcia jak na to zareagować, naprawdę. Zwaliło mnie to totalnie z nóg. Pożegnałam się więc tylko i wyszłam.
- Venus! Venus zaczekaj! - Alex krzyczał na cały korytarz. Nie chciałam z nim rozmawiać. Właściwie to nie miałam ochoty z nikim rozmawiać, szłam więc dalej, starając się go zignorować. On jednak nie dawał za wygraną i w końcu mnie dogonił.
- Hej.
- Hej - odpowiedziałam, nadal na niego nie patrząc.
- Co to w ogóle było na historii? - przystanęłam i powiedziałam: - Nie wiem, ale jeśli pozwolisz to chciałabym już iść na lekcję. Pa - ominęłam go i poszłam na następne zajęcia.
Siedzieliśmy wszyscy razem przy naszym stoliku i beztrosko spędzaliśmy czas. Chłopcy już wiedzieli co się stało na historii, zresztą cała szkoła wiedziała. Chwilę powypytywali i w końcu przestali. Widzieli, że nie mam ochoty ani o tym rozmawiać, ani myśleć, więc po prostu sobie odpuścili. Nagle przy nas pojawiła się Ruth i jej świta.
- Ostrzegałam cię, ale ty najwyraźniej nie kumasz. Zostaw go w spokoju albo zniszczę ci życie w tej szkole - warknęła, opierając się o blat stołu. Miałam na dzisiaj dosyć awantur, więc starałam się ją zignorować. Jednak moi przyjaciele mieli inne zdanie. Każdy po kolei wstał, a Sam powiedział: - Ruth daj sobie spokój i się nie kompromituj. A jeżeli spróbujesz zrobić cokolwiek, co zaszkodzi Venus, to będziesz miała do czynienia z nami - dziewczynę zatkało, tak samo jak jej koleżanki. Nie ukrywam, że również i mnie. Rozczulili mnie swoim zachowaniem i teraz wiem, że mogę na nich zawsze liczyć. Ruth mruknęła coś pod nosem, spiorunowała nas wszystkich po kolei wzrokiem i odeszła.
- Wywłoka - odwróciliśmy się zaskoczeni do Em i w jednym momencie wybuchnęliśmy śmiechem. Kiedy już trochę się uspokoiliśmy, Max powiedział: - Idziecie dzisiaj do nas na trening? Proszę.
- Ja nie mogę. Mam przecież karę - westchnęłam i wepchnęłam łyżkę budyniu waniliowego.
- A no tak. A ty Emily?
- Ja nie wiem. Wiecie w ogóle, gdzie jest Andrew? - spytała smutna.
- Nie mam pojęcia, ale coś dziwnego się z nim dzieje. Ej nie martw się, naprawimy go - pocieszył ją Mike. Po dzwonku wszyscy rozeszliśmy się na resztę lekcji.

- Dasz radę. Tylko pamiętaj z kim masz do czynienia i uważaj, żeby cię znowu nie poniosło - powiedziała Em i mnie przytuliła na pożegnanie. - Zadzwonię wieczorem - i poszła na trening chłopaków, bo nie była w stanie im odmówić. Podobno trener się nieźle zdenerwował na Daddaria. Dobrze mu tak. Doprowadza mnie do szału. Wzięłam głęboki wdech, żeby psychicznie przygotować się na te dwie godziny, ale doszłam do wniosku, że nie da się na to przygotować. Weszłam do klasy historycznej, gdzie siedział już profesor Fitz.
- Niech pani siada, gdzie tylko chce - powiedział i wrócił do sprawdzania prac. Usiadłam przy oknie na jednej z ostatnich ławek. Wyjęłam książkę i zaczęłam czytać. Po dziesięciu minutach w drzwiach pojawił się Matthew. Zmierzał już w moim kierunku, kiedy zatrzymał go nauczyciel.
- A pan dokąd? Zapraszam na drugi koniec sali - westchnął zrezygnowany i usiadł po przeciwnej stronie. Poczułam wibracje telefonu i spojrzałam na wyświetlacz. Dzwonił Luke.
- Panie profesorze, czy mogłabym odebrać telefon? Proszę, to ważne - mężczyzna kiwnął tylko głową i za bardzo nie zwracał na nas uwagi. Za to Matt wpatrywał się we mnie nieustannie.
- Hej Luke, co jest?
- Podjechać po ciebie?
- Kończę za dwie godziny.
- Myślałem, że już skończyłaś - powiedział podejrzliwie.
- Cóż, wytłumaczę ci to wszystko jak po mnie przyjedziesz, dobrze? - przygryzłam ze zdenerwowania wargę i usłyszałam chrząknięcie. Spojrzałam w stronę Matt'a, który wiercił się niespokojnie na swoim krześle. Postanowiłam go zignorować.
- A, zapomniałbym Isabelle mówiła o jakiejś kolacji dzisiaj wieczorem - westchnęłam, bo miałam dzisiaj wszystkiego dosyć. Mężczyzna zaśmiał się i dodał:- Chyba za bardzo nie masz ochoty iść do państwa Petersonów, prawda?
- Żebyś wiedział. Na dzisiaj mam dosyć atrakcji.
- To pojedziemy po szkole gdzieś na jakieś dobre ciasto i gorącą czekoladę, okey?
- Z nieba mi spadłeś. Zadzwonię jak skończę. Pa pa - rozłączyłam się i wróciłam do czytania książki. Spędziłam tak długie dwie godziny, kiedy w końcu pan Fitz pozwolił nam wyjść. Rzuciłam szybko ,,do widzenia" i wyszłam z sali. Wzięłam potrzebne książki, kurtkę i zadzwoniłam po Luke'a.
- Czekaj! - krzyczał Matt, ale nie chciałam z nim gadać.
- Zostaw mnie. Spieszę się - rozejrzałam się po parkingu i kiedy zobaczyłam samochód, poszłam w tamtym kierunku. Mężczyzna ubrany był w garnitur, co oznacza, że jeszcze nie był w domu i wraca prosto z pracy. Widziałam po nim zmęczenie i miałam lekkie wyrzuty sumienia, że tak narzekam i go w pewnym sensie wykorzystuje.
- Od jednego do dziesięciu jak okropny był twój dzień? - spytał i ruszył z parkingu.
- Zdecydowanie mocne osiem. A twój?
- Wiesz organizacja trzytygodniowego wyjazdu do Tokio nie należy do łatwych. Ale jeśli mam być szczery to cieszę się, że Isabelle jedzie ze mną - uśmiechnął się, kiedy mówił o mojej mamie, a ja byłam taka szczęśliwa, że w końcu znalazła mężczyznę, który naprawdę ją kocha. - Żeby cię jakoś pocieszyć, to Petersonowie przełożyli kolację na kiedy indziej, bo dzisiaj wypadło im coś ważnego - odetchnęłam z ulgą.
- Dobre i to - nie miałam najmniejszej ochoty widzieć się dzisiaj z Alex'em. Po tym wszystkim, co dzisiaj usłyszał i jak go olałam, nie mogłabym spojrzeć mu w oczy.
- Ugh, nienawidzę Matt'a Daddario! - krzyknęłam, a Luke spojrzał na mnie zaskoczony, ale potem zagwizdał.
- Czyli czekolada to dobry pomysł? - zaśmiał się i zaparkował przy jakiejś małej, uroczej kawiarence.
- Idealny. Jesteś super, serio- weszliśmy do środka i zajęliśmy miejsce przy oknie. Mężczyzna zamówił dla nas po gorącej czekoladzie i po szarlotce z lodami. Opowiedziałam mu tak mniej więcej dzisiejszą sytuację. Oczywiście pomijając niektóre fakty.
- Czyli przez dwa tygodnie musisz zostawać w kozie? No nieźle - zagwizdał Luke. - Mama się wścieknie- westchnęłam zrezygnowana, bo doskonale zdaję sobie z tego sprawę. - Wiesz, nie chcę jej okłamywać, ale nie chcę też, żeby się zdenerwowała. Nie powiem jej- kamień spadł mi z serca. Wiem, że robię źle, okłamując ją i wciągając w to Luke'a, ale będzie wściekła jak się dowie o karze. Spędziliśmy miło popołudnie rozmawiając i żartując. Mężczyzna stwierdził, że nie zostanie dzisiaj, bo i tak za często u nas bywa, co było bzdurą, ale nie zdołałam go przekonać. Mama wróciła późno, a Am odrabiała lekcje razem z panią Rivert. Powiedziała, że dzisiaj zostaje u nas na noc, więc zajmie się moją siostrą. Kazałam czuć się jej jak u siebie w domu, a sama poszłam do swojego pokoju. Rzuciłam telefon na łóżko, całkowicie zapominając o jego naładowaniu i poszłam się wykąpać. Zabrałam się za odrabianie lekcji. Miałam do napisania dwa referaty i w tej chwili bardzo mocna żałowałam tej kłótni na historii i tego, że zamiast pisać prace, czytałam książkę. W końcu po dwóch godzinach skończyłam je pisać i zmęczona położyłam się spać.
***
Hej, hej. Jak się macie? Bo ja niestety leżę chora w łóżku. 😓🤒Jednak są tego plusy, bo mogłam napisać w końcu 13 rozdział. Piszcie w komentarzach czy wam się podoba. A więc miłego weekendu i do zobaczenia za niedługo. 😊😘

Irena.

Nowe JutroOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz