Rozdział 18

263 10 0
                                    

Siedziałam na zadaszonym tarasie w domu moich dziadków okryta ciepłą kołdrą i patrzyłam tępo na spadające krople deszczu. Słone łzy spływały raz za razem po moich zziębniętych policzkach. Nie panowałam nad nimi, leciały jakby same, automatycznie. Sprawiało to wrażenie, jakby mój mechanizm wewnętrzny pozbywał się uczuć za pomocą słonej cieczy wydostającej się na zewnątrz w postaci łez. Jednak co było najśmieszniejsze w tej całej chorej sytuacji? A mianowicie to, że może i na zewnątrz wyrażałam jakieś uczucia, ale w środku byłam pusta. Czułam się zupełnie wypłukana, wypruta z jakichkolwiek emocji. Po przeprowadzce z Londynu starałam  się za wszelką cenę odciąć się od przeszłości, przedzielić to grubą kreską, nad którą widniał napis UWAGA! ZAGROŻENIE! Takie coś na pewno powstrzymałoby mnie przed cofnięciem się i wplątaniem w ten wir okropnych zdarzeń. Oczywiście, śmierć, a raczej poświęcenie Megan, zrozumiałam dopiero tu, w Nowym Jorku. Jednak nie zmienia to faktu, że teraz postrzegam to w zupełnie innym świetle, pod innym kątem. Dlatego, kiedy zobaczyłam ojca na tym parkingu, miałam wrażenie jakby ogromna, potężna i cholernie niebezpieczna dłoń sięga po mnie z poza tej grubej linii z tym ostrzegającym o niebezpieczeństwie napisem i ciągnie do siebie, łapiąc w swoje sidła, korzystając z mojej słabości, naiwności i bólu. Zburzyła ona tym samym mój jeszcze budowany mur, który miał mnie ochraniać przed złem tego świata. Czułam jak cegła po cegle zabiera ze mnie każdą dobrą chwilę, dobrą radę czy dobre uczucie, a zastępuje tym wszystkim, co jest tego przeciwieństwem. Aczkolwiek na tym parkingu zdarzyło się jeszcze coś, co chyba powinno mnie martwić równo mocno, jak przekroczenie tej grubej linii. Wtedy, gdy był przy mnie Matt, poczułam jakby tak właśnie miało być. Moje złamane, zdeptane i zranione serce wykrzesało z siebie iskierkę nadziei, że może to on, jest tym, który wyciągnie mnie z perfidnych sideł, w które się wplątałam. Ale jakże to serce było głupie! Jakże to serce było mi nie posłuszne! Na początku owszem, Matt irytował mnie i denerwował jak nikt. Miałam co do niego jasno wyznaczony cel: unikać go za wszelką cenę i nie dać się wykorzystać. Jednak z każdym naszym spotkaniem coraz bardziej się do niego przyzwyczajałam, aż w końcu, go polubiłam i zaufałam. Cholera, jak mogłam to zrobić, wiedząc jaki jest i jak się zachowuje?! Dlaczego obdarzyłam zaufaniem osobę, która na to nie zasługuje, osobę, której nawet za dobrze nie znam, jeśli w ogóle?! Z drugiej jednak strony nie mogłam wierzyć we wszystkie plotki jakie na jego temat usłyszałam. Nie mam zielonego pojęcia co mam robić. Rozsądek każe mi, żebym się opanowała i zakończyła to, czymkolwiek to jest. Natomiast serce obdarzyło go jakimś minimalnym uczuciem i każe mi podążać za nim.
- Myślałem, że już śpisz - usłyszałam zachrypnięty głos dziadka, na co podskoczyłam na swoim miejscu. Byłam tak pochłonięta kłębiącymi się w mojej głowie myślami, że nie usłyszałam żadnych kroków. Obejrzałam się na mężczyznę. Nadal miał na sobie spodnie od garnituru, a rękawy błękitnej koszuli podwinięte były do łokci. Z powrotem odwróciłam się i patrzyłam przed siebie.
- Widziałam go - odpowiedziałam po chwili milczenia. Dziadek zawsze cierpliwie czekał na odpowiedź swojego rozmówcy i nigdy nie naciskał. Za to go między innymi kochałam. Szanował i nie wyciągał pochopnych wniosków. - Widziałam ojca - dodałam i widziałam jak jego mięśnie się spinają, a na twarz wpływa poczucie winy.
- Venus... - dziadek zajął miejsce obok mnie, ale nie dałam mu dokończyć.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś, wtedy na parkingu? - spytałam z wyrzutem, patrząc w jego stronę. Mężczyzna westchnął i przetarł zmęczoną twarz dłońmi.
- Nie chciałem cię denerwować. Pamiętam jak zareagowałaś, kiedy powiedziałem ci o telefonie od niego- fakt, od razu po przyjeździe do Nowego Jorku, dziadek powiedział mi, że jego partnerka do niego dzwoniła i ojciec nas szuka. Ale nie wiedziałam, że tak szybko przyjedzie, a tym bardziej, że w ogóle to zrobi. Ten człowiek bez mrugnięcia okiem zostawił z dnia na dzień swoją rodzinę! I czego on jeszcze do cholery od nas chce?!
- To niczego nie wyjaśnia - prychnęłam i odwróciłam głowę. Mój głos był zimny i pełen wyrzutów. Nie chciałam w taki sposób rozmawiać z dziadkiem. Od zawsze był moim superbohaterem. Zawsze pogodny, pełen ciepła i zrozumienia. Był powiernikiem moich snów, marzeń i lęków. Z pewnością w tym momencie było mu przykro z powodu mojego zachowania, ale nie potrafiłam inaczej.
- Dobrze wiemy, że Andre zranił zarówno Isabelle, Amandę, jak i ciebie. Myślałem, że po naszej rozmowie odpuści i nie wróci. Najwyraźniej się myliłem. Przepraszam, Venus - słyszałam wyraźnie wyrzuty sumienia w jego głosie. Spojrzałam na twarz mężczyzny i zauważyłam coś, czego wcześniej starałam się nie zauważać. Na jego twarzy widniało o wiele więcej zmarszczek niż ostatnio. A może po prostu nie chciałam dopuszczać do siebie myśli, że nieuchronna starość, dotknęła także i jego. Lecz oczy nadal były te same, energiczne, z charakterystycznym błyskiem. Westchnęłam ciężko i postanowiłam oprzeć swoją głowę na jego ramieniu. Pachniał jak zawsze cygarem i swoim specyficznym zapachem. W tym konkretnym momencie poczułam się bezpiecznie.
- Mama nie może się o tym dowiedzieć. Amy też - powiedziałam, na co dziadek się spiął.
- Nie możemy tego przed nią ukrywać i dobrze o tym wiesz. Nie do nas należy ta decyzja - rozumiałam o co mu chodziło. Jednak ja nie mogłam dopuścić do ponownego cierpienia mamy. Pamiętam doskonale, ile łez przez niego wypłakała. Ułożyła sobie życie od nowa i my z Amandą również staramy się zrobić to samo.
- Dziadku, zrozum mnie, ja nie chcę znowu widzieć mamy w takim stanie. Teraz ma przy sobie Luke'a. Nie możemy jej tego zrobić. Nie w tej chwili - byłam całkowicie pewna tego, co mówię i dziadek zdawał sobie z tego sprawę. - Babcia też powinna o tym wiedzieć.
- Chcę, żebyś wiedziała, że możesz na mnie liczyć bez względu na wszystko. I skoro prosisz mnie o taką przysługę, to postaram się cię nie zawieźć. Ale pamiętaj, mama ma prawo wiedzieć - wstał i zaczął powoli wracać. Był mną zawiedziony. Nie tego się spodziewał po Venus Lewis. - Nie siedź tylko za długo - powiedział przez ramię i wyszedł. Cholera jasna! Ja naprawdę go zawiodłam! Uderzyłam z całej siły ręką w podłogę, by wyładować jakoś swoją frustrację.
- Whoa, spokojnie - usłyszałam za sobą głos i odwróciłam się zdezorientowana, czując pulsujący ból ręki. Matt stał i opierał się o framugę z założonymi na klatce piersiowej rękoma. Nie, on nie powinien tu przychodzić. Nie, kiedy mam tak okropny mętlik w głowie.
- Nie powinieneś teraz spać czy coś? - mruknęłam, nie odrywając się od spoglądania w jego oczy. Hipnotyzowały mnie, a ja nie potrafiłam tego okiełznać. Wzruszył ramionami i podszedł do mnie jak zawsze pewny siebie. Przysunął się do mnie jak najbliżej i okrył się kołdrą. W miejscu, gdzie dotknęły się nasze ciała, poczułam rozchodzącą się gęsią skórkę i dreszcze. To jest niedorzeczne.
- Co się stało, że wyżywasz się na Bogu winnej podłodze? - spytał, unosząc kącik ust do gór. Zacisnęłam zęby i odwróciłam od niego twarz. Nie mogę z nim rozmawiać na ten temat. Widział i słyszał zdecydowanie za dużo. Nie mogę wpuścić go w moje życie, bo wiem, że jeśli to zrobię, od tego nie będzie powrotu, a przynajmniej dla mnie.
- Zobaczyłam robaka czy coś - mruknęłam na odczepne. Chyba tego nie kupił, bo usłyszałam prychnięcie.
- Jasne, a jednorożec właśnie chodzi po ogródku twoich dziadków - przewróciłam oczami na jego słaby tekst i nakryłam się bardziej kołdrą. - Możesz mi powiedzieć o co chodzi, przecież wiesz - dodał już poważniejszym tonem.
- No właśnie nie wiem! Nie rozumiesz, że po prostu nie chcę z tobą rozmawiać?! Mam dosyć twojego zachowania! Nic z niego nie rozumiem! Mieszasz mi w głowie i mam tego serdecznie dosyć! Wiem, że o coś musi chodzić, bo inaczej byś się do mnie nie przyczepił! Mam dość twoich gierek, Daddario! Słyszysz?! Mam cholernie tego dość! - nie wytrzymałam i wybuchłam. Moje nerwy były dzisiaj na skraju załamania, a fakt, że Matt w coś sobie ze mną pogrywa, wcale mi nie pomaga. W trakcie mojego monologu podniosłam się i zrzuciłam z sobie nakrycie. Na początku twarz bruneta wyrażała zaskoczenie, ale następnie, kiedy się podnosił, widziałam złość.
- Chciałem do cholery ci tylko pomóc, ale skoro nie chcesz, to proszę bardzo! - warknął przez zaciśnięte zęby. Odwrócił się i chciał odejść, ale oczywiście musiałam dorzucić swoje trzy grosze.
- Proszę bardzo, idź! Idź do Ruth i innych swoich panienek na jedną noc, a mnie zostaw w spokoju! Myślisz, że jestem głupia? Przecież od początku chodziło ci tylko o to, żeby mnie przelecieć, prawda?! - o matko! Ja naprawdę to powiedziałam?! Na początku tak, wiedziałam, że chciał tylko seksu, ale później zmieniłam spojrzenie na jego osobę. No dobra, może nie całkowicie, ale odrobinę. Matt odwrócił się powoli do mnie, a ja miałam ochotę się rozpłakać. Na jego twarzy błąkała się wsciekłość, ale i zawód.
- Skoro tego chcesz to pójdę - warknął i wyszedł.
- A idź do diabła! - krzyknęłam jeszcze za nim. Świetnie! Brawo Venus, podpisałaś się! I jeżeli wcześniej nie czułam nic, to teraz poczułam i to dwa razy mocniej. Wybuchłam płaczem i usiadłam bezsilna na podłodze. Jestem beznadziejna.
***
- Dzień dobry - przywitała mnie z uśmiechem babcia, kiedy zeszłam na śniadanie. Wyglądałam i czułam się okropnie. Miałam sine wory pod oczami, bo spałam może ze trzy godziny, no i oczywiście oczy napuchnięte były od płaczu.
- Dobry - mruknęłam i zajęłam swoje miejsce. Amy uśmiechnęła się do mnie, ale nie miałam siły jej odpowiedzieć.
- Co się stało, Vee? - spytała, podchodząc do mnie.
- Nic, aniołku. Siadaj i jedz. Matt już wstał? - zbyłam siostrę i zwróciłam się z pytaniem do dziadków.
- Matthew wstał bardzo wcześnie, podziękował i powiedział, żebym przeprosiła Amy, ale nie może dzisiaj być na przyjęciu - powiedziała niepewnie babcia, spoglądając na moją minę. To przeze mnie Matt tak zrobił. Cholerny tchórz! Ja naprawdę chciałam go dzisiaj przeprosić, ale skoro tak, to niech mu będzie.
- Rozumiem. Idę się ubrać - wstałam od stołu, nie zaszczycając nikogo swoim spojrzeniem.
- A śniadanie?! - zawołała za mną babcia, ale ją zignorowałam.
***
Koło 20 wróciłam do domu. Amy była szczęśliwa, że mogła spędzić ten dzień ze swoimi koleżankami. Wszystkim zajmowali się dziadkowie, a ja chyba byłam tam tylko ozdobą. Na całe szczęście nikt się o nic nie pytał i nie starał na siłę poprawić mi humor. Zrzuciłam z sobie dzisiejsze ubrania i poszłam łazienki, gdzie nalałam sobie do wanny gorącej wody i jakichś olejków i postanowiłam się zrelaksować.
Spędziłam tam ze dwie godziny i kiedy zauważyłam, że moje ciało jest już pomarszczone od wody, opatuliłam się ręcznikiem i wyszłam z łazienki. Chwilę potem zadzwoniła mama. Porozmawiałyśmy na Skypie dobrą godzinę. Mama wypytywała się mnie o wszystko, a ja posłusznie udzielałam odpowiedzi. Zmęczona i już w piżamie zgasiłam światło i położyłam się do łóżka.
Ze snu wybudził mnie natarczywie dzwoniący telefon. Przeklęłam pod nosem i po omacku szukałam urządzenia na szafce nocnej. Jęknęłam, kiedy telefon zaświecił mi prosto w oczy, ale nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Halo - mruknęłam zaspana, a w tle usłyszałam jakieś krzyki i głośną muzykę.
- Przeleciałem już trzy dziewczyny i żadna nie jest taka jak ty- wybełkotał ktoś, a ja zdezorientowana wstałam do pozycji siedzącej.  Spojrzałam na wyświetlacz, który wskazywał 2:50, a dzwonił Daddario.
- Jesteś pijany Matt. Daj mi spokój- westchnęłam i oparłam głowę o ścianę za mną.
- Nie jestem. Co ja robię źle? - on nie był tylko pijany, był już mocno zalany. Usłyszałam jakieś szmery i miałam wrażenie jakby ktoś się przepychał.
- Nie ja chcę... Hej, Vee, tu Zack. Słuchaj, wiem, że już późno, ale nie przyjechałabyś po nas? - spytał niepewnie.
- Dlaczego niby ja? - westchnęłam i zaczęłam się ubierać. Powinnam zostać w łóżku i dalej spać, ale nie potrafiłam. Ugh, pieprzony Daddario!
- Ja, no cóż wypiłem już i nie dam rady dostarczyć go do domu - przebrałam piżamę i narzuciłam na siebie jakiś ciepły sweter i próbowałam nałożyć spodnie.
- Podaj adres - kolejny raz westchnęłam z rezygnacją.
- Wyślę ci sms'em - powiedział z ulgą i się rozłączył. Ja natomiast zadzwoniłam po taksówkę, w między czasie zakładając kurtkę i buty. Po 10 minutach jechałam pod podany adres. Byłam zła na siebie. Do cholery, mogłam go tam zostawić i mieć go gdzieś! Ale nie! Ja wsiadłam w taksówkę i po niego jechałam! Brawo Vee! Przed klubem było sporo osób, a muzyka okropnie dudniła. Wiele osób stało na dworzu, czekając na transport albo zwracając do śmietnika lub gdzie popadnie wszystko, co mieli w żołądkach. Wysiadłam z samochodu, dając znać kierowcy, żeby chwilę poczekał. Kazałam Zack'owi wyciągnąć tego debila na dwór i tam na mnie czekać. Nie jestem pewna, czy mnie posłuchał. Szukałam ich wzrokiem i dopiero po dłuższej chwili ich zobaczyłam. Daddario wymachiwał rękoma w stronę przyjaciela, a ten wyglądał na nieźle zirytowanego. Kiedy mnie zobaczył, westchnął z ulgą i powiedział coś do bruneta.
- Jesteś naszą wybawicielką - uśmiechnął się Zack, gdy do nich podeszłam.
- Venus, a co ty tu robisz? Powinnaś spać. Grzeczne dziewczynki już śpią, prawda? A ty jesteś grzeczna i ładna i taka... - olałam go całkowicie, pomagając Zack'owi go doprowadzić do taksówki.
- Jest pijany - wyjaśnił i posłał przepraszający uśmiech.
- Brawo geniuszu - przewróciłam oczami i wepchnęłam tego idiotę do samochodu.
- Ale ja nie chcę! Ja chcę tańczyć i pić! - krzyknął i próbował się wydostać.
- Albo siadasz grzecznie do taksówki i nie robisz tu scen albo osobiście cię pobiję - warknęłam, patrząc na niego zirytowana i zła. Zachowywał się jak 5- latek. Założył naburmuszony ręce na klatce piersiowej i usiadł na siedzenie. Westchnęłam z ulgą i również zrobiłam to samo.
- A właśnie, bo tak jakby on nie może wrócić w takim stanie do domu, bo są jego dziadkowie i będzie miał lekko mówiąc przekichane, a ja też nie mogę, bo siostra przyjechała z dzieckiem i wiesz, byłoby niedobrze gdybym przyszedł pijany do domu i do tego jeszcze z nim - wskazał na Matt'a, a ja zmarszczyłam brwi. Cały czas staliśmy przed klubem, bo taksówkarz czekał aż podam mu adres.
- Więc gdzie mam was zawieźć? - uniosłam brew do góry, ale miałam ochotę walnąć się porządnie w głowę, widząc jego minę.
- Zack...
- Proszę cię, Vee. To tylko jedna noc. Obiecuję, że będę go pilnował i nic nie zrobimy. Błagam cię - popełniłam wielki błąd, przyjeżdżając tutaj, ogromny.
- A nie macie kolegów czy coś? - mruknęłam, ale wiedziałam już, że przegrałam.
- Vee, nasi koledzy robią w tej chwili to samo co my - zaśmiał się i wskazał na siebie i Matt'a, który chyba przysypiał.
- Czyli proszą naiwną dziewczynę, żeby wpuściła do swojego domu dwóch pijanych idiotów? - sarknęłam, ale Zack nie wyglądał na urażonego.
- Nie, miałem na myśli, że zalewają się w trupa. To jak będzie? - popatrzył na mnie błagalnie, a ja warknęłam pod nosem i podałam adres kierowcy, który po chwili ruszył.
- Jesteśmy twoimi dłużnikami - powiedział zadowolony i westchnął.
Zapłaciłam taksówkarzowi i z wielkim trudem wyciągnęliśmy tego kretyna z auta. Daddario naprawdę usnął i chyba w życiu tak się nie namęczyłam jak przy wyciąganiu go. Otworzyłam dom i zdjąłem mu kurtkę, a Zack buty. Alkohol czuć było na kilometr i bardzo starałam się, żeby nie wyrzucić bruneta na dwór.
- Położę was na kanapie, dobra? - spytałam Zack'a, na co ten kiwnął z wdzięcznością głową. Szybko rozłożyłam im kanapę i pościeliłam. Zaczęłam zdejmować Matthew koszulkę, która była spocona i przesiąknięta klubem, alkoholem i damskimi perfumami? Czyli on serio przeleciał te dziewczyny. To wcale mnie nie zabolało, wcale.
- Lubię jak mnie rozbierzesz - mruknął, a Zack wybuchł śmiechem. Zgromiłam go wzrokiem i rzuciłam zirytowana, żeby sam to dokończył.
- Ja idę spać. Zniszczycie coś, a będzie po was - mruknęłam i poszłam na górę.
- Chodź casanova, rozbiorę cię - usłyszałam śmiech i zamknęłam za sobą drzwi.
***
Wstałam po 6 i miałam ogromną ochotę iść i pobiegać. Ubrałam się szybko i zeszłam na dół. Kiedy minęłam salon, miałam ochotę się roześmiać. Chłopcy spali na kanapie przytuleni do siebie z otwartymi ustami. O matko! Pokręciłam rozbawiona głową i wyszłam na zewnątrz. Pogoda była dzisiaj dosyć ładna jak na listopad. Słońce delikatnie świeciło i nie było zimnego wiatru. Włożyłam słuchawki i pobiegłam przed siebie. Co mnie podkusiło, że po nich wczoraj pojechałam? Dlaczego nie zostawiłam ich na pastwę losu? Słowo daję, jestem popieprzona. Wróciłam dopiero po 8, ale w domu nadal panowała cisza, a chłopcy nadal smacznie spali. Poszłam do swojej łazienki i wzięłam długi, relaksujący prysznic. Mój telefon zadzwonił, więc go odebrałam, widząc, że dzwoni Em.
- Hej kochana, śpisz? - spytała wesoło.
- Hej, nie. A chciałaś coś? - wytarłam włosy ręcznikiem i usiadłam na łóżku.
- Skoro nie śpisz, to zaraz do ciebie wpadnę - i zanim zdążyłam jej powiedzieć o gościach w moim salonie, Emily się rozłączyła. Ubrałam się w spodnie i koszulkę i zeszłam na dół, żeby zrobić jakieś śniadanie. Niestety nie miałam dużego pola do popisu, gdyż moja lodówka zaczynała powoli świecić pustkami. I z tego właśnie powodu postanowiłam zrobić naleśniki. Już miałam nalewać ciasto na patelnię, kiedy po domu rozległ się dzwonek do drzwi. Chłopcy nawet się nie ruszyli.
- Hejka - przywitała się uśmiechnięta Em i przytuliła mnie na powitanie. Jednak stanęła jak wryta, kiedy zobaczyła w salonie Zack'a i Matt'a. Posłała mi zdezorientowane spojrzenia, a ja westchnęłam.
- Chodź, wszystko ci opowiem - mruknęłam i pociągnęłam dziewczynę do kuchni.
- Powinnaś była go zostawić w tym klubie - powiedziała po usłyszeniu całej historii.
- Właśnie wiem - siedziałyśmy i jadłyśmy naleśniki z owocami i nutellą, popijając kawę. Usłyszałyśmy jęk z salonu i udałyśmy się tam.
- Moja głowa - jęknął Zack, trzymając ręce na twarzy.
- Zamknij ryj - warknął Matt i otworzył oczy.
- Trzeba było tyle nie pić - prychnęłam i zostawiłam ich wszystkich w salonie. Zabrałam się za zmywanie naczyń, ale nie na długo cieszyłam się ciszą i samotnością. Do kuchni wszedł Daddario ubrany tylko w spodnie.
- Masz coś przeciwbólowego? - spytał, a ja przewróciłam oczami i wytarłam ręce  o ścierkę, którą po chwili rzuciłam na blat. Podałam mu aspirynę i wodę, za co cicho podziękował.
- Ładne chociaż były? - spytałam, patrząc na niego kątem oka, kiedy kontynuowałam przerwaną czynność. Najpierw zmarszczył zdziwiony brwi, ale potem chyba zrozumiał o co chodzi, bo na twarz wpłynął mu arogancki uśmiech.
- Nie tylko ładne, ale i z odpowiednimi umiejętnościami - mruknął i podszedł bliżej.
- Cieszę się twoim szczęściem - warknęłam i mocniej ścisnęłam gąbkę. Nie powinnam w ogóle zaczynać tego tematu, ale nie mogłam się powstrzymać.
- Właśnie widzę - mruknął i podszedł jeszcze bliżej.
- Oh, daj spokój! - rzuciłam zirytowana i odebrałam dzwoniący telefon. Czy to cholerne urządzenie może przestać choć na kilka godzin dawać się we znaki?!
- Słucham - mruknęłam niechętnie, patrząc na poczynania bruneta, który zbliżał się coraz bardziej do mnie, podczas gdy ja, starałam się trzymać jak najdalej od niego.
- Venus - usłyszałam głęboki, męski głos.
- Czego ty znowu ode mnie chcesz?! - warknęłam do ojca, całkowicie w tej chwili ignorując wszystko dookoła.
- Chcę z tobą porozmawiać. Proszę daj mi szansę, a wszystko ci wytłumaczę. Tylko się ze mną spotkaj - on mnie wręcz błagał, a we mnie aż się gotowało w środku.
- Nie będę z tobą rozmawiała ani dziś, ani nigdy więcej. Odczep się ode mnie i od wszystkich - rozłączyłam się i przymknęłam oczy, żeby się uspokoić.
- Wszystko w porządku? - spytał Matt, a na jego twarzy malowała się troska.
- Tak, myślę, że już na ciebie czas - wyminęłam go i poszłam do salonu. Em i Zack siedzieli na złożonej już kanapie i się z czegoś śmiali. Między nimi coś się dzieje, to jest pewne.
- Matt, już idziesz? - spytała dziewczyna i spojrzała na nas.
- Tak, zasiedziałem się - mruknął i założył bluzkę. - Idziesz Zack? - spytał, nie patrząc na mnie.
- Jasne - chłopak wstał i podszedł mnie przytulić. - Dzięki Vee za wszystko.
- Nie polecam się - zaśmiałam się, a wraz ze mną chłopak. Mrugnął do Emily i razem z Matt'em wyszli z domu. Rzecz jasna ten drugi nawet nic nie powiedział.
- Dobra, co się dzieje? - Em wstała i podeszła bliżej mnie.
- Ty mi powiedz. Co to za żarciki z Zack'em? - poruszyłam zabawnie brwiami, chcąc odwrocić uwagę od mojego dzisiejszego humoru, a raczej jego braku.
- Nie zmieniaj tematu - wskazała na mnie palcem i stanęła, podpierając się na biodrach.
- Nic, Em - mruknęłam i ruszyłam do swojego pokoju.
- Venus, do cholery jasnej, jestem twoją przyjaciółką, więc powiedz mi co się dzieje! - krzyknęła i stanęła na środku schodów jakby w akcie protestu.
- Mój ojciec jest tutaj! - wyrzuciłam ręce w powietrze z irytacji i złości. Na twarzy dziewczyny pojawiło się zrozumienie i współczucie.
- Oh, słońce, bardzo mi przykro - podeszła do mnie bliżej i mnie przytuliła. Nawet nie wiem kiedy zaczęłam płakać - Ćśś, już dobrze. - zaprowadziła mnie do pokoju i razem usiadłyśmy na łóżku. - Kiedy go widziałaś? - spytała, gładząc mnie po plecach.
- Jak poszłam po kwiaty, a przed chwilą do mnie dzwonił. Chce, żebym się z nim spotkała - pokręciłam głową i położyłam ją na jej ramieniu. Tak bardzo się cieszę, że ona tu jest.
- Mama wie? - spytała niepewnie.
- Nie i chcę, żeby tak zostało - mruknęłam. - Nie wiem co mam robić, Em - załkałam.
- Poradzimy sobie, zobaczysz - mówiła pocieszająco i nadal głaskała mnie po ramieniu. - Dobra, dosyć tych smutków! - zarządziła i wstała tak gwałtownie, że uderzyła mnie w głowę. Jęknęłam i chwyciłam się za bolące miejsce. - Ups, nie chciałam - spojrzała na mnie skruszona i nie patrząc na mój ból, pociągnęła na dół.
- Emily, co ty robisz? - machnęła tylko ręką i nie zważała na moje protesty. - Emily Willstone, masz się natychmiast ogarnąć i powiedzieć o co chodzi! - krzyknęłam i zaparłam się nogami.
- Uh, zabiorę cię w fajne miejsce, spodoba ci się - westchnęła zirytowana i tupała niecierpliwie nogą.
- Najpierw to muszę się ogarnąć - odwróciłam się i wróciłam do pokoju, gdzie doprowadziłam się do względnego porządku.
***
Jak się okazało, Emily zabrała mnie do Sam'a. Zadzwoniła też po Max'a i Mike'a. Dom był ogromny, ale naprawdę bardzo przytulny. Obejrzeliśmy z pięć komedii, zjedliśmy z dziesięć paczek popcornu, żelek ciasteczek i wypiliśmy sporo coli, a chłopcy piwa. Naprawdę dawno, ale to dawno nie spędziłam tak fantastycznego dnia.
- Sam, zejdź ze mnie - jęknęłam i próbowałam zepchnąć chłopaka, który leżał na mnie, kiedy oglądaliśmy ,,Dlaczego On?".
- Jesteś taka wygodna - wymruczał jak kot, co wywołało u nas śmiech. Ja opierałam się na Mike'u, który leżał na Em, która leżała na Maksie. Tak, jesteśmy dziwni. Leżeliśmy tak wszyscy na bardzo wygodnym i wielkim łożku Sam'a w jego pokoju. Chłopcy nie pytali co się stało i dlaczego byłam w takim stanie, oni po prostu zrobili wszystko, żebym zapomniała o wszystkich, nawet najmniejszych troskach i dobrze się bawiła. Są naprawdę kochani i wiem, że mogę na nich liczyć.
- Muszę już iść - westchnęłam, zerkając na zegarek, który wskazywał już 20:38. Sam jęknął i spojrzał na mnie jak na idiotkę.
- Vee, no weź! Zostań jeszcze - poprosił, a reszta mu przytaknęła.
- Jutro szkoła, a ja jeszcze nie odrobiłam żadnych lekcji - ten weekend był dosyć chaotyczny i choćbym chciała, to nie znalazłabym na to czasu.
- To nie pójdziesz i już - Mike wzruszył ramionami i uśmiechnął się, ukazując swoje dołeczki.
- Em, zawieziesz mnie? - spytałam dziewczynę, która w tym momencie wpychała w siebie żelki.
- Jasne - powiedziała z pełną buzią i wstała gwałtownie, spychając z siebie Mike'a.
- Ty zła kobieto! - wskazał na nią oskarżycielsko palcem i potarł swoje plecy, na których wylądował.
- Przesadzasz - przewróciła oczami i wyciągnęła do mnie dłoń. Żegnaliśmy się chyba z pół godziny, przez co wróciłam do domu dopiero po 21.
Praco domowa, nadchodzę!
***
Hej miśki. Tak, wiem, trochę długo mnie nie było, ale wyjechałam z rodziną i mam nadzieję, że rozumiecie, że chciałam z nimi spędzić ten czas. Kolejny rozdział postaram się dodać jak najszybciej. Dziękuje za kolejne wyświetlenia i gwiazdki! To naprawdę motywuje i napawa mnie dumą i przeświadczeniem, że to, co robię nie jest złe! Także dziękuje! Trzymajcie się ciepło! 😘😊💕

Irenaaa❤️

Nowe JutroWhere stories live. Discover now