Rozdział 2

353 16 6
                                    

Wylądowałyśmy późnym wieczorem na lotnisku. Po zabraniu naszych bagaży, udałyśmy się w stronę poczekalni, gdzie miała czekać na nas babcia.
-Oh, no gdzie jest ta kobieta? - spytała, lekko już poirytowana mama. Nienawidziła kiedy ktoś się spóźniał.
-Tam! - krzyknęła Amanda, pokazując na jakąś postać, która zmierzała szybkim krokiem w naszą stronę. Nie minęła chwila, a kobieta, już trzymała nas w swoich objęciach, ściskając z całej siły.
-Moje kochane! - krzyknęła i zwiększyła uścisk. - Ach, wybaczcie moje spóźnienie, ale w kancelarii wybuchła jakaś awantura i zostałam tam pilnie wezwana. Jakby nie mogli poradzić sobie sami... No, ale mniejsza z tym, lepiej opowiadajcie co u was! Jak podróż? Jadłyście coś? Nie było żadnych komplikacji? - babcia mówiła, jak najęta, a ja zdałam sobie sprawę, jak bardzo za tym tęskniłam. Przyjrzałam się jej dokładniej i zobaczyłam wysoką, dosyć szczupłą 56-latkę, ubraną w dopasowany komplet w kolorze pudrowego różu, co nadawało jej niezwykłej elegancji i szyku. Clarissa jest typową kobietą sukcesu. Jej troska, pozytywna energia i wrażliwość sprawia, iż człowiek zaczyna jej ufać po pierwszym spotkaniu. Zawsze dziwiłam się, dlaczego osoba tak dobra, jak ona jest prawnikiem. Kiedy miałam 10 lat i spędzałam wakacje u rodziców mojej mamy, tu, w Nowym Jorku, dziadek postanowił, że weźmie mnie na rozprawę i będę mogła, jak on to stwierdził, ,,zobaczyć babcię w akcji". I mówiąc szczerze, byłam pod ogromnym wrażeniem. Oczywiście sprawa została wygrana, a ja nie mogłam wyjść z podziwu umiejętności mojej babci. Od tego dnia, sama zapragnęłam być prawnikiem. Ani moi rodzice, ani dziadkowie nigdy nie narzucali mi zawodu i zawsze mnie wspierali w każdej chwili. Jestem im ogromnie wdzięczna za wszystko, co dla mnie zrobili, a zrobili wiele.
-A gdzie dziadek ? - spytałam, odsuwając się od babci i posyłając jej słaby uśmiech.
-Musiał zostać, kochanie, w kancelarii. Ale nie martw się, za niedługo powinien skończyć - zapewniła z uspokajającym uśmiechem.- Dobrze dosyć tego! Zabieram was do nas do domu. Wszyscy już czekają.
-Jacy wszyscy babciu?- spytała się Amanda, a ja z mamą posłałyśmy babci pytające spojrzenie. Ona tylko uśmiechnęła się tajemniczo i odpowiedziała: - Niespodzianka.
- Mamo, co ty znowu wymyśliłaś?- zapytała mama i założyła ręce na klatce piersiowej, posyłając babci zniecierpliwiony wzrok.
-Ależ nic, Isabelle. Zupełnie nic. No, już, jedziemy, pewnie jesteście zmęczone- odpowiedziała wymijająco babcia i biorąc Am za rączkę, ruszyła w kierunku wyjścia.
-To będzie długi wieczór- westchnęła mama i poszła za babcią.

***

Wysiadłam z samochodu babci, a lekki chłodny wiatr rozwiewał moje włosy. Byłam wdzięczna, że mogę już wysiąść i nacieszyć się choć chwilową ciszą, jaka panuje na osiedlu, w którym mieszkają dziadkowie. Mama i babcia ciągle się o coś sprzeczały, przez co droga wydawała się długa i nieznośna. Rozprostowałam nogi i przyjrzałam się bardziej domu, w którym spędzałam prawie każde wakacje. Od ostatniego czasu, kiedy tu byłam za bardzo nic się nie zmieniło. Może zasadzono tu więcej kwiatów i odnowiono ścieżkę, ale reszta pozostała nietknięta. I nie sądziłam, że będzie mnie to aż tak cieszyć. Na moją twarz wpłynął delikatny uśmiech, gdy przypomniałam sobie, jak cudownie się tu bawiłam. Z moich rozmyślań wyrwał mnie głos, który wołał moje imię.
-Venus! Chodź, no tu do dziadka i się przywitaj porządnie!- nie trzeba mi było dwa razy powtarzać. Ruszyłam biegiem w stronę dziadka, rzucając mu się w ramiona i wdychając jego zapach, cygara i mięty. Wreszcie poczułam się jak w domu. Mój dziadek to najwspanialszy mężczyzna na ziemi. Wysoki, szczupły, z brązowymi jak czekolada oczami i z niedużą brodą, która przyjemnie łaskocze. Ubrany jeszcze w garnitur, co znaczy, że dopiero wrócił z kancelarii. Przytula mnie tak, jak zawsze mocno, jakby trzymał swój największy skarb i tak mnie traktuje. Jesteśmy bardzo do siebie podobni. Mamy wiele wspólnych tematów i potrafimy rozmawiać godzinami, ale kiedy nie mamy ochoty po prostu milczymy, siedząc na tarasie i popijając herbatę. Uwielbiam, kiedy dziadek mnie gdzieś zabiera. Czasem to jest warsztat jego przyjaciela, w którym dla odstresowania i przyjemności pomaga, a ja wraz z nim albo do różnych starych sklepów z płytami i książkami, gdzie pozwala wybrać mi to, co tylko chcę. I to nie dlatego, że kupuje mi tyle rzeczy kocham z nim wyjeżdżać, ale za to, że poświęca mi czas. Zastępuje mi ojca, który jest jego przeciwieństwem i pojawiał się w domu raz na tydzień, czy w święta, udając dobrego tatusia. Ojciec, mój ojciec - zapracowany, wymagający, lecz okazujący raz na jakiś czas wrażliwość. Kochałam tego człowieka i choćbym chciała, tak samo jak mama, o nim zapomnieć, to jest to niemożliwe. Ilekroć spojrzę na Amy to widzę w niej ojca, bo jest tak do niego podobna z wyglądu, że to aż boli.
- Dziadku, nawet nie wiesz, jak mi ciebie brakowało - powiedziałam, po czym wtuliłam się jeszcze bardziej, ścierając jednocześnie jedną zabłąkaną łzę, którą uroniłam nie wiadomo kiedy.
-Wiem promyczku, ja za tobą też. No, pokaż się dziadkowi jaka z ciebie piękność wyrosła - odsunął mnie od siebie i mi się przyjrzał, po czym powiedział pod nosem: - Chyba muszę odkurzyć tą wiatrówkę z mojego kabinetu...
-Dziadku!-powiedziałam, śmiejąc się i odwracając do babci, która coś mówiła do swojego męża.
- Filipie, czy już wszystko gotowe? - spytała, uśmiechając się promiennie i witając dziadka buziakiem.
- Tak, tak. O! Jest moja córka i wielce utalentowana baletnica ! Chodźcie tu do mnie!- powiedział i przygarnął mamę i Am do wspólnego uścisku.
- Witaj, tato. Jak się czujesz? - spytała mama, a na jej ustach pojawił się wielki uśmiech.
- W tej chwili, najlepiej na świecie. Clarissa przygotowała dla was niespodziankę, chodźcie - ruszyliśmy kamienną ścieżką w stronę dużego, biało-szarego domu. Skierowaliśmy się na taras, z którego dało się słyszeć głośne śmiechy i rozmowy. W chwili, kiedy nasze nogi stanęły na tarasie, wszystkie twarze zwróciły się w naszą stronę. Na podwórku przy wielkim, drewnianym stole siedzieli nasi przyjaciele i znajomi.
-A oto i one!- krzyknęła niska kobieta, ubrana w niebieską sukienkę do kolan i podbiegła przytulić moja mamę- Nareszcie jesteście! Isabelle, kochanie, pięknie wyglądasz!
-Ann! Jak dobrze cię widzieć- powiedziała mama, przytulając swoją przyjaciółkę. Podeszła również do nas i przywitała się, a za nią reszta. To wspaniale było widzieć osoby, które sprawiają, że mama jest szczęśliwa. Tutaj ma rodzinę, przyjaciół, lepszą pracę i spokój i gdyby nie to, że pokochała Andre, mieszkałaby tutaj nadal. Ale jak to mówią, miłość nie wybiera i postanowiła się przeprowadzić do Londynu, do swojego ukochanego. Usiedliśmy do stołu, jedliśmy, rozmawialiśmy, śmialiśmy się. To był cudowny wieczór. Goście nadal siedzieli w ogrodzie, natomiast ja grzecznie przeprosiłam i udałam się na wieczorny spacer, uprzedzając mamę, która poprosiła, żebym nie wróciła za późno i miała przy sobie telefon
Wędrowałam ulicami Nowego Jorku, czując dość chłodne, październikowe powietrze. Zastanawiałam się, jak będzie w nowej szkole. Bycie nową w trakcie roku szkolnego jest dość trudnym okresem. Człowiek wtedy jest na językach wszystkich. Obchodzi ich jak się ubierasz i gdzie, czy mieszkasz w bogatej czy biednej dzielnicy, jak się zachowujesz i uczysz. Musisz uważać, gdyż każdy twój ruch jest odpowiednio oceniany. I gdybym była osobą, której zależy na opinii innych ludzi, to nie wiem, czy bym wytrzymała nerwowo. Nie interesuje mnie zdanie innych na mój temat, no chyba, że jest to ktoś bliski. Pomyślałam o Meg i o tym jak bardzo mi jej brakuje. Wzajemnie się uzupełniałyśmy, a w naszej przyjaźni to ona była tą odpowiedzialniejszą, jak na starszą przystało, a ja tą roztropną. Była moją rodziną i w naszym domu była tak traktowana, zawsze. Oddała swoje serce swojemu bratu, nie zważając na to, iż jednocześnie zabiera moje. Jestem z niej dumna i pełna podziwu, ale często zachowuję się jak egoistka i oskarżam ją, że mnie zostawiła. Docieram do Central Parku, w którym o tej porze nie ma za bardzo nikogo. Siadam na jednej z ławek i przyglądam się kaczkom pływającym po jeziorze. Panująca tu cisza i spokój sprawiły, iż całkowicie wyłączyłam myśli i podziwiałam piękno wokół mnie. Nie wiem ile minęło czasu, ale postanowiłam, że wrócę już do domu. Wstałam i skierowałam się w drogę powrotną. Kiedy skręcałam na ulicę, na której mieszka babcia, niespodziewanie zderzyłam się z kimś i wylądowałam na chodniku, a sądząc po dźwięku jaki wydała druga osoba, nie byłam jedyna.
- Ojej, przepraszam, nie zauważyłam cię. Byłam tak zajęta, że w ogóle nic nie widziałam. Naprawdę mi przykro - powiedziała średniego wzrostu dziewczyna, o zielonych oczach, rudych włosach i czerwonych policzkach. Była ubrana w strój sportowy. Wstała i podała mi rękę.       -Jestem Emily, a ty ?
-Venus - przyjęłam jej dłoń i również wstałam.
- Jakie ładne imię. Mieszkasz tu? Nigdy cię tu nie widziałam - mówiła tak szybko, że ledwo ją zrozumiałam.
- Nie, moi dziadkowie tu mieszkają - odpowiedziałam
-Oh, rozumiem. No, szkoda. Ja muszę już biec, ale miło było cię poznać Venus. Do zobaczenia.
-Cześć- odpowiedziałam, po czym się odwróciłam i kontynuowałam swoją drogę do domu babci i dziadka.

***

Oto i kolejny rozdział. Mam nadzieję, że się podoba :)


Irena.

Nowe JutroOnde histórias criam vida. Descubra agora