Rozdział 20

288 11 0
                                    

- Skąd w ogóle wiedziałeś gdzie mnie szukać? - spytałam, kiedy siedzieliśmy w jego pokoju. Wyglądał jak normalny pokój chłopaka. Minimalistyczny z dużym łóżkiem, telewizorem, konsolą z szafą i łazienką. Niby nic nadzwyczajnego, a jednak poczułam się tu dobrze, naturalnie. Matt siedział obok mnie na łóżku, oparty o jego bezgłowie i bawił się paczką papierosów.
- Nie wiedziałem. Po prostu pojechałem przed siebie spod tej kawiarni - wzruszył ramionami i spojrzał na mnie, unosząc lekko kącik ust do góry.
- Dziękuję - nie patrzyłam na niego, nie miałam odwagi. Nie lubiłam, kiedy ludzie widzieli moje słabości.
- Możesz na mnie liczyć - powiedział poważnie, łapiąc mój podróbek swoimi palcami i odwracając w swoją stronę. - Mogę zadać ci pytanie? - patrzyłam na niego w milczeniu, nie będąc pewna, czy to dobry pomysł. Obawiałam się, że zechce poruszyć tematy, które są dla mnie nieprzyjemne i bolesne. W końcu kiwnęłam ledwo zauważalnie głową. - Dlaczego nie pozwalasz sobie pomóc? - to pytanie kompletnie zbiło mnie z tropu i spojrzałam na niego zaskoczona. Nie tego się spodziewałam.
- Nie rozumiem - mruknęłam cicho, odgarniając nerwowo włosy z twarzy.
- Odtrącasz od siebie ludzi, którzy chcą ci pomóc, dlaczego? - spytał, patrząc intensywnie w moje oczy.
- Bo... - nie miałam pojęcia, co odpowiedzieć, jak mu wytłumaczyć, że po prostu tak jest łatwiej. Chociaż on się myli. Dopuściłam go do siebie i Emily i chłopców. - ...bo tak po prostu już jest - wzruszyłam ramionami i odwróciłam głowę. Zapadła długa cisza i żadne z nas jej nie przerywało, do czasu.
- Zagrajmy w pytania - powiedział z uśmiechem i usiadł po turecku naprzeciwko mnie. Mechanicznie zrobiłam to samo, co on, a na moje usta też wkradł się mały uśmiech. Jak to jest, że przy nim zapominam o całym świecie?
- W takim razie zaczynaj - uśmiechnął się tylko tajemniczo, a ja w tej chwili bardzo chciałam wiedzieć, co też kryje się w jego głowie.
- Jesteś dziewicą? - spytał, a ja miałam ochotę go uderzyć.
- Matthew! - fuknęłam i założyłam ręce na klatce piersiowej.
- No co? To zwykłe pytanie, a ja oczekuję zwykłej odpowiedzi - zaśmiał się z mojego zażenowania, ale mi nie było do śmiechu.
- Jestem - mruknęłam i czułam jak oblewam się rumieńcem. Żeby nie było, to nie uważam, że bycie dziewicą jest krępujące, a wręcz przeciwnie. Po prostu jakoś dziwnie mi rozmawiać o tym z Matt'em. No bo, proszę was! To chłopak, który pieprzy się z kim popadnie (podobno). W jego oczach coś błysnęło, ale zaraz zniknęło, a na twarzy widniał figlarny uśmieszek.
- A miałaś chociaż chłopaka? - i znowu zadał takie trudne pytanie. Ugh, nie nie miałam. Nie dlatego, że nikt mnie nie chciał. Wielu chłopaków zapraszało mnie na randki, ale ja ich za każdym razem zbywałam. Sama nie wiem dlaczego, ale tak było. Poza tym po odejściu ojca, straciłam całą wiarę w facetów, a po śmierci Megan również chęci do życia. 
- Nie miałam. Ej, teraz moja kolej! - wskazałam na niego oskarżycielsko palcem, na co uniósł ręce w geście poddania, oczywiście z uśmiechem na ustach. Co by mu tu wymyślić? - A ty miałeś dziewczynę? - chłopak prychnął i przewrócił oczami.
- Ja? No co ty!
- Nigdy nie byłeś zakochany? - spytałam z lekkim niedowierzeniem.
- A ty? - uniósł wyzywająco brew i się do mnie zbliżył.
- Spytałam pierwsza - uśmiechnęłam się do niego delikatnie.
- Nie pamiętam.
- Zakochałam to może za mocne słowa, ale na pewno się zauroczyłam - skubałam nitkę wystającą z rękawa mojej bluzki, patrząc raz po raz na bruneta przede mną.
- Całowałaś się kiedyś? - znów ten sam błysk w oczach i nieznany mi dotąd uśmiech na twarzy. Pokręciłam zarumieniona głową. - No, proszę proszę - mruknął, a ja mu wytknęłam język. Tak wiem, bardzo dojrzałe.
- Dupek - dodałam, a chłopak uniósł jedną brew do góry.
- Co ty powiedziałaś? - zmienił pozycję i zaczął na mnie napierać, przez co automatycznie się położyłam. Nie chciałam jednak dawać mu za wygraną. Nie tym razem.
- Słyszałeś. Powiedziałam D U P E K - przeliterowałam mu to słowo jak dziecku, co go rozbawiło. Na ustach widniał figlarny uśmieszek, a po chwili jego ręce znalazły się na moim ciele. Wiłam się pod wpływem tortury jaką mi zafundował, a on śmiał się w niebogłosy, razem ze mną oczywiście. Niestety, ale mam łaskotki w każdym możliwym miejscu, co działa na moją niekorzyść, zwłaszcza w tej sytuacji.
- Przeproś, a przestanę - powiedział, a w jego oczach igrały wesołe ogniki. Pokręciłam głową i poczułam jak łzy spowodowane ze śmiechu, spływają mi po twarzy, a następnie na granatową pościel bruneta. O matko! Dłużej już nie wytrzymam!
- Przepraszam, przepraszam! - krzyknęłam, a ręce chłopaka przestały mnie dręczyć. Oddychałam płytko i próbowałam się uspokoić. - Jesteś okropny - westchnęłam, a chłopak odrzucił głowę do tyłu, wybuchając śmiechem. Kiedy w końcu unormowałam swój oddech, a serce przestało bić jak oszalałe podniosłam się do pozycji siedzącej i poprawiłam swoje włosy.
- Zostaw i tak wyglądasz pięknie - Matt wstał z łóżka, ale odwrócił się i puścił mi oko. Zaśmiałam się po cichu i pokręciłam z niedowierzaniem głową. Czuję się przy nim dziwnie dobrze, a on sam wydaje się zupełnie inny, jakby w szkole zakładał maskę, a teraz, ze mną, ją zdjął. Ja, przecież robię tak samo. Codziennie rano zakładam tą maskę i choć jest to męczące, to tak powinno być. To nasza bariera ochronna. Trzeba zachować pozory, żeby mogły się mylić. To dlatego nie ma nic dziwnego w tym, że dopuszczasz do siebie tylko niektóre osoby i pokazujesz im swoją twarz bez tej maski. Tymczasem chłopak wszedł do łazienki, a ja zostałam na chwilę sama. Westchnęłam i znów rzuciłam się na poduszki, przymykając oczy. Byłam wycieńczona psychicznie, ale cieszyłam się, że Matt ze mną jest. Myliłam się co do niego. Mój telefon znowu dał o sobie znać, a ja przeklęłam w myślach. Ostatnio to głupie urządzenie dzwoniło bez przerwy i miałam już tego powoli dość. Nie otwierając oczu, przejechałam palcem po ekranie i przyłożyłam telefon do ucha.
- Słucham - mruknęłam, wzdychając. Usłyszałam lekki śmiech po drugiej stronie, więc zmarszczyłam brwi.
- Aż takie ciężkie jest twoje życie, Vee? - zaśmiał się chłopak, a ja natychmiast podniosłam się do pozycji siedzącej.
- Tony? Coś się stało? - z łazienki wyszedł Matt i patrzył na mnie przenikliwie.
- Nie, ale postanowiłem, że cię odwiedzę, więc jak, przyjmiesz mnie? W sumie to już nie masz wyjścia, twoja mama się zgodziła - mimowolnie się uśmiechnęłam. Lubiłam brata Megan, a po jej śmierci niestety nasze kontakty nie należały do najlepszych. Dlatego tym bardziej się cieszę, że przyjedzie. Chciałabym poprawić te relacje.
- Oczywiście, że tak. Głupie pytanie. Na ile przyjechałeś? - spytałam, poprawiając niesforny kosmyk, który pojawił się na mojej twarzy.
- Jeśli by ci to nie przeszkadzało, wyjechałbym kilka dni przed świętami - Matt zajął miejsce obok mnie i nadal patrzył tym nieodgadnionym wzrokiem, przegryzając jednocześnie wargę.
- A gdzie teraz jesteś?
- Właściwie to na lotnisku - mruknął zakłopotany, natomiast ja szybko się poderwałam i zaczęłam szukać swojej torebki.
- W takim razie czekaj tam na mnie. Będę najszybciej jak się da - powiedziałam i w końcu znalazłam moją zgubę. Schowałam do niej telefon i spojrzałam przelotnie na bruneta.
- Przepraszam, ale muszę już iść. Dziękuję za poprawienie humoru - uśmiechnęłam się lekko, ale chłopak tego nie odwzajemnił.
- Coś się stało? - spytał z wyczuwalną ironią w głosie.
- Przyjeżdża mój przyjaciel, muszę po niego jechać - przygryzłam niepewna wargę. Oh, do cholery! Po co mu się tłumaczę?!
- Rozumiem - odburknął i wstał. - Odprowadzę cię - kiwnęłam tylko głową. W między czasie zadzwoniłam do Luke'a czy nie mógłby mnie zawieźć na lotnisko. Całe szczęście miał wolną chwilę, więc się zgodził. Daddario nie odezwał się do mnie ani słowem, a ja miałam powoli tego dosyć.
- O co znowu ci chodzi? - spytałam lekko już podirytowana, kiedy zakładałam płaszcz. Ten przewrócił oczami i oparł się nonszalancko o ścianę. Ja jednak widziałam w jego oczach złość.
- Spędzamy miło czas, a tu nagle dzwoni jakiś idiota i od razu do niego lecisz - prychnął, a we mnie się zagotowało.
- Tony nie jest idiotą, jasne? A ty mógłbyś przestać się zachowywać jak zazdrosny dupek! - wyrzuciłam ręce w powietrze, a brunet cały się spiął. I znowu się kłócimy. My chyba naprawdę nie potrafimy się ze sobą normalnie dogadać.
- Proszę cię! Ja? Zazdrosny? Niby o kogo? - czemu mnie te słowa zabolały? Westchnęłam zrezygnowana, po czym rzuciłam mu ostatnie, pełne rozczarowania spojrzenie i wyszłam na dwór. Luke już na mnie czekał, więc wsiadłam i oparłam głowę o szybę.
- Wszystko w porządku? - spytał zaniepokojony, a ja skinęłam lekko.
- Tak, jestem po prostu zmęczona - wiem, że to słaba wymówka, ale nie chcę mu tego wszystkiego tłumaczyć, bo najpierw musiałby ktoś to wszystko wytłumaczyć mnie. Jak to jest, że spędzamy miło czas, a potem kończymy to wszystko kłótnią? I dlaczego tak bardzo jest mi w tym momencie przykro? Ani Luke ani ja nie odzywaliśmy się dopóki nie dojechaliśmy na miejsce.
- Poczekam tutaj - uśmiechnął się lekko, a ja szybko wyszłam z samochodu i ruszyłam do sali przylotów. Było tam mnóstwo ludzi i bardzo ciężko mi było znaleźć te bujną blond czuprynę z uroczymi loczkami. W końcu go zobaczyłam. Stał w spranych jeansach, przylegających do jego nóg, zimowej kurtce i z tym swoim dużym uśmiechem. Pomachałam do niego i od razu podeszłam.
- Wdziałem cię zaledwie kilka miesięcy temu, a wyglądasz jeszcze lepiej niż wtedy - zaśmiał się i mnie przytulił.
- Szarmancki jak zawsze - przewróciłam rozbawiona oczami, a chłopak puścił mi oko. - Chodź, Luke na nas czeka - uśmiechnęłam się i ramię w ramię wyszliśmy na zewnątrz.
- Jak ci w ogóle minęła podróż? - spytałam już w samochodzie, po tym jak Luke przywitał się z chłopakiem.
- Siedziałem obok dzieciaka, które naprzemian jęczało i płakało przez cały lot - fuknął, co wywołało u nas śmiech.
- A jak zdrowie, Tony? - głos Luke był uprzejmy.
- Nie narzekam - westchnęłam z ulgą. Reszta drogi minęła nam na miłej rozmowie i śmiechu.

Nowe JutroWhere stories live. Discover now