Rozdział 9

300 11 0
                                    

Siedziałyśmy z mamą i Amy na kanapie, zadając żelki i oglądając "Barbie". Żadna z nas nie miała ochoty nigdzie wychodzić. Za oknem padał deszcz, a ciemne chmury wisiały nisko nad Nowym Jorkiem. Tak, więc spędzałyśmy leniwie niedzielny poranek w piżamach, gdy rozległ się dzwonek do drzwi. Czy ludzie nie mogą dać chwili spokoju, nawet w sobotę rano?!Jęknęłam i postanowiłam tego kogoś olać, mama chyba też, bo nawet nie drgnęła podczas czesania Am.
- Vee, otwórz proszę - poprosiła, gdy zdała sobie sprawę, że ten ktoś nie odpuści, a ja jęknęłam po raz drugi. Wyplątałam się z koca i naciągając koszulkę bardziej na uda, poczłapałam, by otworzyć. Głupia ja nie pomyślała, żeby chociaż sprawdzić przez wizjer kto przyszedł i mocno tego pożałowała. W wejściu stał Matthew Daddario we własnej osobie. Stał tam w dresach, zwykłej czarnej koszulce i bluzie. Nawet w takiej wersji był przystojny, ale nie zmienia to faktu, że nie miałam pojęcia co tutaj robił. Patrzył się na mnie z przygryzioną wargą, zatrzymując swój wzrok dłużej niż powinien na moich udach. Oblałam się rumieńcem i nasunęłam koszulkę bardziej, lecz to nic nie dało.
- Co ty tu robisz? - spytałam zdezorientowana.
- Dzień dobry. Takie widoki to ja mógłbym mieć codziennie. Przyniosłem śniadanie. Nie zaprosisz mnie do środka? - szczerzył się i pomachał mi torbą. Usłyszałam krzyk mamy z salonu: - Kochanie, kto to?! - chłopak posłał mi uśmiech i również krzyknął: - Dzień dobry! - usłyszałam tylko stukot miski stawianej na stoliku i szybkie kroki. Matthew był rozbawiony tą sytuacją, a ja miałam ochotę wydrapać mu oczy. W zaskakująco szybkim tempie, mama i moja siostra znalazły się naprzeciwko nas z ciekawskimi spojrzeniami. Zlustrowały wzrokiem gościa, a Am, go rozpoznając, powiedziała:- O, cześć Matthew! - pomachała mu i posłała uśmiech. Chłopak również do niej pomachał i odpowiedział: - Cześć, baletnico -mama patrzyła na mnie, próbując powstrzymać uśmiech, ale jej to w ogóle nie wychodziło.
- A dlaczego ja cię jeszcze nie znam? - spytała, uważnie patrząc na moją reakcję. A co ja mogłam zrobić czy powiedzieć?
- Nie mieliśmy okazji się poznać. Matthew Daddario, miło mi. Jestem przyjacielem pani córki - mama na te słowa spojrzała na mnie zdziwiona, a ja myślałam nad tym, czy najpierw wydrapać mu oczy czy lepiej od razu udusić.
- Przyjacielem? To dziwne, bo od pewnego czasu Vee nie nazywa tak swoich znajomych - powiedziała mama, a ja posłałam jej spojrzenie mówiące, żeby przestała rozwijać temat. Matt spojrzał na mnie uważnie i przybrał ponownie na twarz uśmiech.
- Oh, zapomniałbym, wstąpiłem do piekarni i przyniosłem śniadanie - podał mojej mamie torebkę, ale Amanda przechwyciła ją i zajrzała do środka. Zaśmiałam się, bo to takie podobne do mojej siostry.
- Kupiłeś croissanty! Jej ulubione - tu wskazała na mnie, a na twarzy chłopaka zagościł dumny uśmiech.
- W takim razie zapraszam Matthew. Kawy, herbaty? - spytała mama, a po jej minie stwierdziłam, że go polubiła. Wkupuje się w łaski mojej rodziny! Pytanie brzmi: co on kombinuje?
- Idę się przebrać, zaraz wracam - powiedziałam i szybko wbiegłam do pokoju. Nakładałam właśnie bluzę, gdy zaczepiłam się o kolczyk.
- Po prostu świetnie! - krzyknęłam i próbowałam wyszarpać bluzę, ale to tylko sprawiało mi ból. Usłyszałam skrzypienie drzwi i ciche kroki. Będąc pewna, że to moja siostra, powiedziałam: - Amy, aniołku pomóż mi, proszę - poczułam palce wyplatające kolczyk z bluzy, a potem zobaczyłam osobę zupełnie niepodobną do mojej siostry, Matt. Dobrze, że miałam na sobie bokserkę.
- Mnie tak ładnie nie nazywasz - wydął dolną wargę, sprawiając, że nie mogłam powstrzymać się od śmiechu. Jednak w jednej sekundzie spoważniałam.
- Dobra, czego tu chcesz? - stał bardzo blisko mnie, znowu. Czy on nie wie co to przestrzeń osobista?! Wziął kosmyk moich włosów, który wyszedł z kucyka i założył za ucho, delikatnie muskając palcami mój policzek.
- Nasz wspólny tydzień zaczyna się teraz księżniczko. Swoją drogą ciekaw jestem czemu nie przyszłaś. Tak bardzo chciałaś spędzić ze mną czas? - uśmiechał się niewinnie, ale ja mu nie wierzę. Wiem, że coś knuje.
- Nie pochlebiaj sobie. To moja sprawa co robiłam - prychnęłam i odsunęłam się od niego, by założyć skarpetki.
- Czyli jednak mam rację - zaśmiał się, uważnie przyglądając się moim poczynaniom.
- A ty nie masz kaca czy coś? Albo nie musisz sprzątać syfu, który na pewno masz w domu? - spytałam, zerkając jak przygląda się zdjęciom. No proszę, czuje się jak u siebie w domu.
- Nie piłem. Poza tym impreza skończyła się wcześniej, a od sprzątania mam ludzi - pokręciłam głową, no bo jakżeby inaczej. Lepiej wykorzystać ludzi do posprzątania swojego bałaganu niż zrobić to samemu.
- Ładne, kto to? - spytał, pokazując zdjęcie zrobione w dniu moich 14 urodzin. Byłam na nim z Meg i szeroko się uśmiechałyśmy do aparatu, jednocześnie się przytulając. Uśmiech wkradł się na moją twarz, a łzy napłynęły do oczu. Wzięłam od niego zdjęcie i przyglądałam mu się przez chwilę, po czym je odstawiłam i powiedziałam: - Nieważne. Skoro już tu jesteś, to chodź na to śniadanie - zaśmiał się i zszedł zaraz za mną do kuchni, gdzie na stole czekało już cztery nakrycia. Mama już przebrana, podobnie jak Amy siedziały i o czymś szeptały. Gdy tylko weszliśmy z Matthew do pomieszczenia, przestały i zaczęły chichotać. To naprawdę moja rodzina?
- Świetnie, że jesteście. Siadajcie -zrobiliśmy tak, jak powiedziała mama i zaczęliśmy jeść, popijając kawę.
- Oh, zapomniałabym. Dzwoniła babcia i zapraszała nas dzisiaj do siebie. Skoro nie musicie chodzić do szkoły, to się zgodziłam - posłałam mamie zdezorientowane spojrzenie. - Pani sekretarka dzwoniła i powiedziała, że jest jakaś awaria w szkole, którą trzeba naprawić. Macie cały tydzień laby - kiedy to usłyszałam, spojrzałam na Matthew, który powstrzymywał się od wybuchnięcia śmiechem. Jęknęłam i walnęłam głową o blat stołu. Chłopak już nie wytrzymał i zaczął się śmiać.
- Nic nie mów, Daddario. Po prostu nic - wskazałam na niego palcem, a on uniósł ręce w geście obronnym. Mama i Amy patrzyły na nas zaskoczone, ale widziałam jak również mają ochotę zaśmiać się z tej całej sytuacji. Czy on to wszystko zaplanował? Gdy się już uspokoił odezwał się: - Pani Lewis...- nie dokończył, bo przerwała mu moja mama: - Mów mi Izzy - a moją szczękę można było zbierać z podłogi. Co ta kobieta wyprawia?!
- W takim razie Izzy, czy mógłbym zabrać gdzieś twoją córkę na tydzień? Razem z przyjaciółmi wyjeżdżamy do domku letniskowego niedaleko Nowego Jorku. Chcieliśmy wyjechać na weekend, ale skoro mamy wolne dłużej to czemu nie? Jak uważasz? - spytał, patrząc z uśmiechem na moją reakcję. Zanim mama zdążyła cokolwiek powiedzieć, zapytałam: - A co z meczem?
- Mecz jest w następnym tygodniu, to oczywiste - mina mi zrzedła. Nie miałam innych logicznych argumentów poza tym jednym, że nie chciałam nigdzie jechać, bo tak. Ale to za dziecinne nawet jak na mnie.
- Uważam, że to dobry pomysł. Odpoczniesz, poznasz nowych ludzi. Na pewno dobrze ci to zrobi - uśmiechnęła się do mnie kobieta, a w tym czasie Amanda, podeszła do chłopaka i wyszeptała mu coś na ucho. On kiwnął głową i się zaśmiał i posadził ją na swoje kolana. Matko...
- Dziadkom będzie przykro, nie mogę ich zawieść - szukałam wymówek, ale wiem, że jeżeli mama jest przekonana do jakiegoś pomysłu, to łatwo nie ustąpi.
- Nie pogniewają się. Poza tym dziadek zaplanował dla was jakiś wyjazd, wtedy to nadrobicie. To, kiedy wyjeżdżacie? - spytała zadowolona z siebie. Wiem, że chce dla mnie dobrze i żebym znalazła tutaj przyjaciół i zapomniała o wszystkim, ale ja tego nie zrobię. Zawsze będę pamiętać. - My w sumie możemy już. Chodź królewno, spakujemy się i pojedziemy do dziadków - dziewczynka niechętnie zeszła z kolan Matthew i poszła razem z mamą. Chłopak chciał już coś powiedzieć, ale mu na to nie pozwoliłam.
- Nic nie mów, jeśli chcesz dożyć jutra - pogroziłam mu i zaczęłam sprzątać po posiłku. Zaśmiał się i mimo tego powiedział: - Ej, no księżniczko. Nie martw się, wcale nie jedziemy gdzieś za miasto z przyjaciółmi, tylko sami - kiedy to usłyszałam kubek omal nie wyleciał mi z rąk.
- Że co?! - krzyknęłam, a ten podszedł do mnie i zakrył mi usta dłonią i wyszeptał. - Spokojnie, przecież ci nic nie zrobię. Poza tym, taki był układ, nie pamiętasz? - odepchnęłam jego rękę i wycedziłam: - Nienawidzę cię. - on się zaśmiał i zaczął mi pomagać. Próbował mnie zagadywać, ale go usilnie ignorowałam.
- Vee, telefon ci dzwoni! - usłyszałam krzyk mamy i poszłam na górę. Brunet oczywiście ruszył za mną. Weszłam do pokoju i nie patrząc na wyświetlacz, odebrałam: - Tak?
- Cześć Vee, tu Tony. - odezwał się głos chłopaka. Wymieniliśmy się wczoraj numerami w razie czego.
- O, cześć. Coś się stało? - Matthew położył się na moim łóżku i z rękoma pod głową, uważnie mnie obserwował.
- Nie, nie. Masz ochotę gdzieś wyjść? Za bardzo nie znam Nowego Jorku, a nie bardzo marzy mi się tutaj zabłądzić - zaśmiałam się na słowa chłopaka, a brunet zmarszczył brwi.
- Ja...- nie zdążyłam nic powiedzieć, bo telefon został mi zabrany przez tego delikwenta. Zanim go powstrzymałam powiedział: - Niestety, ale Venus jest chwilowo niedostępna, proszę spróbować później - i się rozłączył.
- Co ty sobie wyobrażasz?! Postradałeś rozum?! Oddawaj mi ten telefon! - krzyczałam na niego i byłam pewna, że mama to słyszy, jeśli tylko jest na górze.
- Oddam równo za tydzień. Zbieraj się mała, jedziemy - powiedział i schował MÓJ telefon do kieszonki. Obiecuję, że go zabiję. Założyłam ręce na klatce piersiowej i powiedziałam: - Nigdzie z tobą nie jadę - Matthew wzruszył ramionami i zaczął otwierać wszystkie drzwi, kiedy w końcu trafił na te właściwe, które okazały się garderobą, wyciągnął walizkę i zaczął pakować tam ubrania.
- Co ty myślisz, że robisz? - spytałam bliska wybuchu.
- Pakuję cię. Swoją drogą masz niezły gust. Arctic Monkeys? - pokazał mi koszulkę, którą  pochwaliła Miranda i wepchnął ją do walizki. Nie ruszyłam się z miejsca, bo nie chciałam dać mu za wygraną.
- Bielizna zresztą też niczego sobie - prychnęłam i przestąpiłam z nogi na nogę, zakładając w między czasie ręce na klatce piersiowej. Zaśmiał się i kontynuował. - A gdzie masz jakieś kosmetyki czy inne takie?
- Nie używam kosmetyków - warknęłam.
- No i dobrze. Lubię naturalne dziewczyny - wszedł do łazienki, a po dłuższej chwili wyszedł z płynem, balsamem i szczoteczką i pastą. Wąchał wszystkie moje perfumy, które stały na toaletce i w końcu wybrał jedne i również je wrzucił. Swoją drogą, to moje ulubione.
- Oczywiście, że lubisz. Ruth jest na to doskonałym przykładem - powiedziałam z ironią wyczuwalną na kilometr. Zaśmiał się tylko i powiedział: - Powiedziałem, że lubię. A Ruth nie znoszę.
- Ale z ciebie hipokryta - prychnęłam i patrzyłam jak zasuwa moją walizkę.
- No, gotowe. Możemy jechać - już miałam odpowiedzieć, kiedy usłyszałam jak mama woła nas na dół. Zeszłam, a za mną Matthew, jakżeby inaczej... Kobieta ubierała płaszcz, a Amy robiła to samo.
- Dobra kochanie. My już jedziemy. W razie czego, będziemy jutro wieczorem w domu. Położyłam ci pieniądze na stole. Uważaj na siebie i pisz smsy, że żyjesz - powiedziała i pocałowała mnie w czoło. - A ty...- tu wskazała na Matt'a - masz opiekować się moją córką, zrozumiano? - chłopak pokiwał głową.
- Oczywiście. Ze mną jest całkowicie bezpieczna - mama słysząc te słowa, uśmiechnęła się i jeszcze mnie przytuliła i wyszła. Amanda podbiegła i również mnie mocno uścisnęła, a co najdziwniejsze, chłopaka też. Dostałam jeszcze buziaka i już chciała wyjść, kiedy ją zatrzymałam.
- Gdyby jeszcze raz zaszła taka sytuacja jak ostatnio, to masz do mnie dzwonić, jasne? - kiwnęła główką i wyszła. Westchnęłam i kompletnie olewając chłopaka, usiadłam na kanapie i włączyłam telewizor. Usiadł koło mnie, nie spuszczając ze mnie wzroku. W końcu nie wytrzymałam.
- Co?
- Nic. Czemu nie chcesz ze mną jechać?
- Bo nie jestem zabawką, którą kiedy się znudzisz, możesz wyrzucić. Jeśli chcesz grać w te swoje gierki, to graj, ale nie ze mną. Ja mam dosyć - powiedziałam i wytrącona z równowagi wyłączyłam urządzenie i poszłam do pokoju. Minęła minuta, może dwie, kiedy Matthew wpadł do pomieszczenia. Uśmiechał się tym swoim aroganckim uśmiechem i zaczął do mnie podchodzić. Zmarszczyłam brwi i zanim zdążyłam cokolwiek jeszcze zrobić, on zarzucił mnie na swoje ramię i biorąc moją walizkę w drugą rękę, zszedł na dół. Biłam go i wyzywałam, ale on nic sobie z tego nie robił. Dlaczego ten chłopak nie mógł po prostu sobie odpuścić?
- Co ty sobie wyobrażasz?! Puść mnie, no! - zaśmiał się tylko i biorąc klucze z szafki z przedpokoju, zamknął drzwi na klucz i wrzucił do swojej kieszonki. Otworzył drzwi od strony pasażera i posadził na siedzenie. Zapiął pasy i rzucił walizkę na tył jego drogiego samochodu i sam zajął miejsce kierowcy. Odpalił auto i z piskiem opon ruszył spod mojego wjazdu.
- Jesteś...ugh...! - nawet nie miałam już na niego żadnych słów, a on odpowiadał tylko: - Tak, wszystko się zgadza. - Postanowiłam dać sobie spokój i go ignorować. Włączyłam radio i akurat leciała piosenka All Time Low. Dobra, ma u mnie małego plusa za gust muzyczny. Jechaliśmy już dłuższy czas, ale ani ja, ani Matthew się nie odzywaliśmy. Obserwowałam spadający deszcz i mijane za oknem krajobrazy, kiedy moje oczy zrobiły się ciężkie i usnęłam. Poczułam tylko jak coś ciepłego ląduje na moim ciele i nie zwracając na to już dłużej mojej uwagi, spałam dalej.

Nowe JutroOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz