Rozdział 15

262 11 0
                                    

   - Zamawiamy chińszczyznę, pizzę czy meksykańskie?! - krzyknęłam z dołu do Amy, trzymając w ręku trzy różne ulotki. Był piątkowy wieczór i razem siedziałyśmy w domu, bo mama była jeszcze w pracy. Moja siostra zbiegła szybko ze schodów i pojawiła się w kuchni.
- Nie mogę. Zamówisz mi jakąś sałatkę? Pani powiedziała, że powinnyśmy trzymać dietę- przewróciłam oczami, bo to jest jeszcze dziecko, a ta nauczycielka odrobinę przesadza.
- Na pewno nie skusisz się na pyszną pizzę z podwójnym serem, salami i mnóstwem sosu pomidorowego? - podpuszczałam dziewczynkę, ale ta pokręciła tylko głową.
- Nie ma mowy.
- Dobra. Oglądamy jakiś film? - spytałam, wybierając numer do pizzerii.
- Idę wybrać- zniknęła w salonie, a ja oczekiwałam aż ktoś odbierze.
Nagle po domu rozległ się dzwonek do drzwi, a ja poszłam otworzyć, jednocześnie składając zamówienie. Na progu zobaczyłam Emily z torbą w ręku i wielkim uśmiechem na ustach. Ubrana była w dresy i bluzę nakładaną przez głowę z adidasa.
- Jednak poproszę dwie pizze- powiedziałam do słuchawki i wpuściłam dziewczynę, która przytuliła mnie przelotnie i weszła do salonu, witając się z Amy.
- Przygarniesz mnie na noc? - zapytała ,,słodko" się uśmiechając. Udałam, że się zastanawiam, za co dostałam w twarz poduszką. Przewróciłam oczami i poszłam do kuchni po talerze i picie.

Pół godziny pózniej kończyłyśmy naszą pizzę, a moja siostra siedziała w pokoju i się chyba bawiła.
- Nie mogę uwierzyć, że Andrew okazał się takim idiotą! - tylko czekałam na ten wybuch. Dzisiaj Andy przyszedł do szkoły w towarzystwie jakiejś laluni ze świty Ruth. Olał naszą paczkę całkowicie i usiadł do stolika elity. Przez większą część przerwy niemalże połykał jej twarz i z wzajemnością. Widziałam, że Emily cierpi, choć starała się udawać niewzruszoną.
- Ja też. Chociaż prawie go nie znałam. Bardzo ci przykro? - spytałam, spoglądając smutno na dziewczynę.
- Szczerze? Nie tak bardzo, jak myślałam, że będzie- wzruszyła ramionami i wepchnęła ogromny kawałek pizzy do buzi. - Mam go gdzieś Vee. Lepiej mi powiedz czy któryś z twoich wielbicieli się do ciebie odezwał - poruszyła zabawnie brwiami. Wywróciłam oczami i westchnęłam.
- Żaden. I tak jak ty, mam ich gdzieś. Serio. Alex powinien dostać porządnego kopa za to, że mnie tam zostawił, a Matt? -
No właśnie, co z Mattem? Ten chłopak jest tak bipolarny, że nie sposób za nim nadążyć.
- Dobra! - dziewczyna klasnęła w ręce, podnosząc się do góry. - Zapominamy o chłopakach i robimy sobie babski wieczór - powiedziała i podbiegła do torby. - Patrz co mam! - zaświergotała, machając dwoma butelkami wina. Pokręciłam rozbawiona głową, zebrałam brudne naczynia i resztki i zaniosłam do kuchni. Z szafki wyjęłam kieliszki, ale zatrzymała mnie ręka Em.
- Przestań, nie będziemy brudzić. Jedna jest dla ciebie, a druga dla mnie - podała butelki i jeszcze po drodze zabrała torbę prawdopodobnie z rzeczami i poszła razem ze mną do pokoju. Mój telefon powiadomił mnie o wiadomości, więc ją otworzyłam.
Mama❤️:
Kochanie, przenocuję dzisiaj u Luke'a. Śpijcie dobrze, a w razie czego dzwoń. Kocham was!
- Co jest? - spytała Em i rzuciła się na moje łóżko.
- Mama zostaje dzisiaj u Luke'a, więc mamy wolną chatę- zaśmiałam się i zrobiłam to samo, co dziewczyna.
***
Byłyśmy w połowie naszych butelek i śmiałyśmy się z historii Em z dzieciństwa.
- Myślałam, że mnie mama zabije - łzy leciały z jej oczu, a ja byłam w podobnym stanie. Nasze humory były poprawione dzięki procentom. Nie jestem z tych osób, które lubią się upijać, ale miałam ochotę w końcu się rozerwać.
- Wiesz co? - spytała dziewczyna, unosząc swoją głowę do góry. Spojrzałam na nią, zachęcając do mówienia.- Nigdy nie miałam takiej prawdziwiej przyjaciółki i strasznie się cieszę, że wtedy na ciebie wpadłam - pociągnęła nosem i zobaczyłam, że płacze. Rozczuliła mnie tym i przyczołgałam się bliżej niej i ją przytuliłam.
- Moja przyjaciółka z Londynu, ta ze zdjęcia, oddała swoje serce swojemu bratu. Potrzebował pilnie przeszczepu, a ona bez chwili wahania mu je oddała. Dowiedziałam się o tym dopiero po fakcie - tak, płakałam. Tak, powiedziałam jej w końcu o Megan. I tak, dobrze mi z tym.
- Oh słoneczko- przytuliła mnie bardziej, a ja się smutno uśmiechnęłam.
- Też tak do mnie mówiła.
- Przepraszam, już nie będę.
- Nie. W porządku - oparłam głowę o jej ramię i siedziałyśmy na podłodze oparte o moje łóżko.
- To dlatego jesteś taka... - szukała odpowiedniego słowa i patrzyła niepewnie na mnie.
- Dziwna? - zaśmiałam się. Dziewczyna pokręciła głową.
- Zraniona, nieufna, smutna- wymieniła wszystkie określenia, które przyszły jej do głowy.
- Byłam. Nie rozumiałam jej, wiesz? Naprawdę jej nie rozumiałam, ale to przeszło. Teraz wiem, że zrobiła coś bohaterskiego. Obiecuję, że cię kiedyś zapoznam z Tony'm. Jest naprawdę świetny - uśmiechnęłam się, po czym upiłam łyk wina.
- Kształtują nas przeżycia, słowa i miejsca. Do jednych chcesz wracać, a drugie to ciężar - powiedziała i stuknęła butelkę o moją.
- Jakie głębokie.
- Tak głębokie, że można się utopić - zaśmiała się i ziewnęła.
- Idziemy spać? - kiwnęła głową, podniosła się i wzięła piżamę na przebranie. Ja sama zrobiła to samo, tylko że przebrałam się w moim pokoju. Po kilku minutach Em wyszła z łazienki i ułożyła się koło mnie.
- Dobranoc Vee - powiedziała sennie i przekręciła się na bok. Po chwili słyszałam jej miarowy oddech, więc sama odpłynęłam.
***
- Wyłącz to słońce! - jęknęła Em, przykrywając twarz kołdrą. Okey, moja głowa nie jest zbyt mocna i odrobinę mnie boli, ale tragedii nie ma. Za to chyba Emily nie może powiedzieć tego samego. Wyjęłam z szafki lek przeciwbólowy i podałam dziewczynie.
- Gdzie ten optymizm piękności budzącej się w promieniach górującego w południe słońca z niewielkim kacem nocy poprzedniej? - zaśmiałam się.
- Uciekł - usłyszałam jej przytłumiony głos i wybuchnęłam śmiechem. Zeszłam na dół i zaczęłam przygotowywać nam śniadanie.
- Kogo znowu tu niesie? - warknęłam i poszłam otworzyć drzwi, w które ktoś uporczywie dzwonił.
- Hej- usłyszałam głos Alexa i otworzyłam trochę zdziwiona oczy. Nie było go w szkole do końca tygodnia podobnie jak Daddaria. Nie napisał, nie zadzwonił, nie przeprosił. I okey może i przesadzam z tymi przeprosinami, ale skoro zaprasza mnie na randkę, zabiera mnie na tą cudowną imprezę, to powinien mnie chociaż odwieźć lub ewentualnie napisać, że był wkurzony i dlatego mnie nie odwiózł. Niestety nie zrobił kompletnie nic.
- Cześć. Coś chciałeś? - zabrzmiałam odrobinę chłodniej niż zamierzałam, ale trudno.
- Przeprosić. Głupio wyszło- powiedział, ale zbytnio skruchy u niego nie widziałam, za to pare siniaków na twarzy.
- Masz rację. Głupio wyszło, a teraz sorki, ale mamy ważne sprawy do załatwienia- nie wiadomo skąd obok mnie pojawiła się Emily, która posłała mu sztuczny uśmiech i zamknęła drzwi przed nosem. - Palant- warknęła i poszła do kuchni. - Zrobiłaś naleśniki!
- Czy ktoś tu powiedział naleśniki?! - krzyknęła Amy, szybko zbiegając po schodach.
- A co z twoją dietą? - podpuszczałam ją, na co wywróciła oczami.
- Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal- wzruszyła ramionami i razem z Em zaczęły jeść śniadanie.
***
Było późne popołudnie, a ja razem z mamą kończyłam sprzątać w kuchni. Emily poszła niedługo po śniadaniu, a Amy pojechała do jakiejś koleżanki.
- Kiedy jedziecie do Tokio?
- W tą środę. Amy zawiozę do dziadków, ty też chcesz? - spytała, opierając się o blat kuchni.
- Myślę, że do nich będę wpadać, ale zostanę w domu. Jestem już duża - zaśmiałam się, a razem ze mną kobieta. - Co u Luke'a?
- Przyjdzie dzisiaj wieczorem to się zapytasz.
- A właśnie, czemu nie zaproponujesz mu, żeby wprowadził się do nas? - mama zachłysnęła się wodą, którą piła. - No co?
- Myślałam, że ty, no wiesz, nie chcesz, żeby tak było- powiedziała niepewnie.
- No co ty! Luke to świetny facet, a poza tym najważniejsze, że jesteś szczęśliwa- uśmiechnęłam się do niej. Kobieta do mnie podeszła i się przytuliła.
- Kiedy ty mi wyrosłaś na taką piękną i inteligentną kobietę?
- Mamo tylko się nie rozpłacz- zaśmiałam się, słysząc jak załamuje się jej głos ze wzruszenia.
- Spytam go dzisiaj. Co ty na to?
- Jestem jak najbardziej za. Wydaje mi się też, że zniknę razem z Amy dzisiejszego wieczoru- poruszyłam sugestywnie brwiami, za co mama zgromiła mnie wzrokiem. Usłyszałyśmy dźwięk dzwonka do drzwi, a mama powiedziała, że pójdzie otworzyć. Tymczasem ja wróciłam do swojego pokoju, żeby się przebrać. Nie zawracałam sobie głowy zamykaniem drzwi, co było dużym błędem. Właśnie, kiedy zdejmowałam bluzkę, zostając tym samym w staniku, usłyszałam ciche syknięcie. No i zgadnijcie kto to! Matthew Daddario we własnej osobie. Automatycznie zakryłam możliwie jak najbardziej moją klatkę piersiową.
- Co ty tutaj robisz?- warknęłam na niego, szybko nakładając bluzkę. On jakby całkowicie mnie ignorując, pokonał dzielącą nas odległość i przycisnął mnie do ściany. Znów poczułam jego zapach drogich perfum, mięty i papierosów.
- Nawet nie wiesz jak w tym momencie mam ochotę cię pocałować- wychrypiał, a jego oczy pociemniały. Nie mogłam nic powiedzieć, bo kompletnie zaschło mi w gardle, więc tylko się na niego patrzyłam, będąc w swego rodzaju transie. Gdzieś z tyłu głowy migała mi lampka, żebym przestała i przerwała tą sytuację, ale ją zignorowałam. - Mam dosyć tego, że nie traktujesz mnie tak, jak ja ciebie. Mam dosyć tego, że nie chcesz mi zaufać- słuchałam go, a do głowy przychodziły mi różne myśli.
- Nie ufam ci, bo prawie cię nie znam- wyszeptałam jakby z obawą, że każde słowo wypowiedziane choć odrobinę głośniej może zniszczyć tą chwilę. Wiem, co mówiła Emily, że to typowy bad boy, który łamie dziewczynom serca, traktuje je jak zabawki, sypia z nimi, by potem zostawić je samych sobie. Ale przez głowę przeszła mi chora myśl, że może Matthew Daddario tak naprawdę jest kimś innym, kimś dobrym. Jestem naiwna?
- W takim razie pozwól mi cię poznać Vee, a wtedy poznasz też i mnie. Zaczniemy od dzisiaj- odsunął się ode mnie, a ja w końcu mogłam wziąć normalny oddech, który przy nim nie był możliwy. Ten chłopak coraz bardziej mieszał mi w głowie. Powinnam go unikać jak ognia, bać się każdej bliższej relacji z nim, zachowywać odpowiedni dystans, a tymczasem ubierałam się w łazience w cieplejsze ciuchy, bo On chce mnie gdzieś zabrać i coś pokazać. Wyszłam z pokoju i zobaczyłam jak Matt przegląda swój telefon, leżąc na moim łożku.
- Nie za dobrze się tu czujesz? - spytałam lekko rozbawiona. Chłopak widząc mnie, przeniósł oczy z ekranu swojego smartfona na moją osobę i otaksował mnie od góry do dołu. Pod tym spojrzeniem poczułam się trochę niekomfortowo. Miałam na sobie tak jak zwykle czarne dżinsy i również czarną bluzkę z napisem ,, Fuck the people, love pandas".
- Uh, nie gap się tak na mnie.
- Przykro mi i tak będę. Weź tylko jakąś kurtkę czy coś, bo może ci być zimno- wstał i poprawił swoją bluzę. Ja sama wzięłam telefon i nie czekając na niego, zeszłam na dół. Mama szykowała kolację, a kiedy mnie zobaczyła uśmiechnęła się tajemniczo, ale nic nie powiedziała.
- Pani Lewis, mogę porwać na kilka godzin pani córkę? - spytał, posyłając jej ten swój firmowy uśmieszek. Przewróciłam na to oczami, co nie uszło jego uwadze.
- Tylko nie wróć za późno- zwróciła się do mnie.
- Jasne. Zabiorę przy okazji Amy od...
- Nie, nie trzeba, Amanda zostaje dzisiaj u Camile na noc- przerwała mi.
- W takim razie napiszę ci sms'a, kiedy będę blisko domu, wiesz, żebyście zdążyli...- i znowu mi przerwała, tym razem gromiąc mnie wzrokiem.- Dobra nic nie mówiłam. Pa- pocałowałam  ją w policzek, a chłopak również się pożegnał i wyszliśmy z domu w stronę Bentley'a Matt'a. Otworzył mi drzwi od strony pasażera, a ja cicho podziękowałam. Chłopak usiadł i wyjechał z mojego podjazdu. Spojrzałam w stronę domu Alexa i zobaczyłam go na podwórku, kiedy zamykał bramę. Wiedziałam, że nas widział, bo jego zaciśnięte pieści i szczękę widziałam z samochodu. Westchnęłam tylko i oparłam się o szybę.
- To gdzie mnie zabierasz? - spytałam, spoglądając na jego profil. Z całą pewnością Matthew był przystojny, a nawet bardzo. Jego ostre rysy twarzy, lekki zarost i figlarny uśmieszek widniejący na ustach bezapelacyjnie nadawały mu męskości. Mięśnie mogłam dostrzec nawet pomimo bluzy. I bardzo bym skłamała, że nie wyglądał w tym momencie seksownie. Zrani mnie, czułam to, jednak gdzieś w środku naiwnie chciałam, żeby to uczucie okazało się omylne.
- Zobaczysz. Swoją drogą myślałem, że jesteś na mnie zła- spojrzał na mnie przelotnie, formując swoje usta w ironicznym uśmiechu. - Przecież widziałeś co robiłem na imprezie.
- To twoje życie Matt. Rób co chcesz. Powiedziałam, że dam ci szansę, więc ci ją daje. Tyle- wzruszyłam ramionami, przyglądając się światłom, które oświecały już ciemne niebo. - Nie oczekuj też ode mnie nie wiadomo czego. Nie jestem jedną z tych dziewczyn, które bez namysłu wskoczą ci do łóżka, żeby potem zostać odrzuconą. Jedyna relacja, która może nas łączyć to relacja kumpel-kumpela. Na nic więcej nie licz Daddario- powiedziałam, a z jego twarzy zszedł uśmiech, a szczeka się nieco zacisnęła.
- W takim razie kumple- powiedział entuzjastycznie po kilku minutach milczenia. Zaparkował samochód przed jakimś budynkiem, który nie wyglądał zachęcająco. Spojrzałam niepewnie na Matt'a, ale on już wysiadał z samochodu. Zrobiłam, więc to samo i patrzyłam jak wyjmuje z bagażnika torbę i zarzuca ją sobie na ramię. Skierował się do dużych drzwi.
- Chodź, tylko trzymaj się blisko mnie- powiedział, a ja przesunęłam się do niego. Weszliśmy do ogromnego pomieszczenia. Na samym środku był ring, a wokoło worki treningowe i różne inne sprzęty. Na ciemnoniebieskich ścianach wisiały lustra i zdjęcia z autografami. W tym momencie na ringu nie było nikogo, ale na ławkach znajdujących się obok siedziało sporo chłopaków w wieku może piętnastu czy czternastu lat, którzy z wielką uwagą słuchali starszego mężczyzny odwróconego do nas plecami. Jego umięśnione ciało było pokryte niesamowitymi tatuażami, których nie widziałam zbyt dużo przez zakrywający je strój sportowy. Krótkie, blond włosy były w nieładzie.
- No proszę, a ty jak zawsze w swoim żywiole- zaśmiał się Matthew i podszedł do zdezorientowanego mężczyzny.
- Kogo to moje oczy widzą? Zgubiłeś się czy jak? - mężczyzna się odwrócił, a ja mogłam dostrzec jego twarz. Widniał na niej kilkudniowy zarost, a w kilku miejscach blizny. Jednak jego niebieskie oczy wyglądały przyjaźnie. -No chodź tu. Co tak stoisz? - zaśmiał się i przyciągnął chłopaka do męskiego uścisku. Usłyszałam tylko ,,dobrze cię znowu widzieć" i nic więcej. Chłopcy przyglądali się najpierw im, a gdy mnie zobaczyli, zaczęli między sobą szeptać. Poczułam się niekomfortowo i nie na miejscu.
- O nie wierzę! To dziewczyna- powiedział mężczyzna i do mnie podszedł. - Nie wiem jak to zrobiłaś, że go usiedliłaś, ale jestem pod wrażeniem - spojrzałam zmieszana najpierw na mężczyznę, a potem na Daddaria. Ten pokręcił głową rozbawiony i powiedział - To jest Venus, moja kumpela - wymawiając ostatnie słowo spojrzał na mnie wymownie. - Vee, to jest Carter, mój trener i w sumie rodzina.
- Miło mi poznać- podałam niepewnie rękę, którą Cartet od razu uścisnął.
- Skoro tak, to czuj się tu jak u siebie w domu Venus - uśmiechnął się.
- No to my idziemy się przebrać i zaraz wracamy- powiedział Matt i wziął mnie za rękę.
- Jak to my? Przecież ja nie mam w co się przebrać, mózgu.
- Masz, bo wziąłem rzeczy od siostry- usłyszałam dumę w jego głosie i pokręciłam zrezygnowana głową.
- Nie mogłeś mi po prostu powiedzieć, że jedziemy tutaj i żebym coś wzięła? - spojrzałam na niego jak na idiotę, którym zresztą był. Chłopak przewrócił zirytowany oczami.
- I gdzie tu zabawa? - spytał, szczerząc się do mnie.
- Dobra dawaj te rzeczy- westchnęłam i wyciągnęłam rękę. Podał mi ciuchy, a ja zbytnio nie zwracając uwagi na to, co dostałam, poszłam się przebrać do żeńskiej szatni. Wziął mi leginsy i stanik sportowy, a ja miałam ochotę z zimną krwią zabić tego człowieka.
- Uduszę cię- było pierwszym zdaniem jakie skierowałam do chłopaka po wyjściu z szatni. Czekał na mnie w sportowej, przylegającej do jego mięśni koszulce i krótkich spodenkach oparty o ścianę. Przeskanował mnie uważnie wzrokiem i oblizał usta.
- Wyglądasz cudownie, a teraz chodź wyciśniemy trochę potu z tego ociekającego seksem ciała- puściłam jego uwagę mimo uszu i poszłam na główną salę. Dopiero w połowie drogi zorientowałam się dlaczego Matt puścił mnie przodem. Bezwstydne patrzył się na mój tyłek, więc zgromiłam go wzrokiem.
- Patrz tak dalej, a zaraz stracisz przyrząd, którym tak zachwycają się dziewczyny- chłopak wybuchnął śmiechem i spojrzałam na mnie z tym charakterystycznym błyskiem w oczach.
- Mówisz, że dziewczyny zachwycają się moim sprzętem?- uniósł rozbawiony brwi i spojrzał na mnie wyzywająco, ale widziałam, że powstrzymuje się od kolejnego wybuchnięcia śmiechem.
- Dobra, przestań. Twoje ego zaraz urośnie do granic możliwości i będziesz jeszcze bardziej nieznośny niż teraz jesteś- wyminęłam go, ale słyszałam cichy chichot za moimi plecami. Nie mogłam się powstrzymać i pokazałam mu fucka.
- Uwielbiam twój zadziorny charakterek- zaśmiał się i dołączył do mnie.

Siedzieliśmy w parku i jedliśmy kurczaki z frytkami z KFC. Spędziliśmy na sali dobre dwie godziny, po których czułam się jak po przebiegnięciu conajmniej  maratonu. Zdecydowanie Matt dał mi porządny wycisk. Byłam bardzo zaskoczona, bo naprawdę mi się to spodobało i jakimś cudem chłopak namówił mnie na kolejne zajęcia. Tam na ringu brunet był zupełnie innym człowiekiem niż w szkole. Skupił się na pokazaniu mi ruchów, ciosów, a nie podrywaniu czy innych bzdurach. Polubiłam go i zaczęłam postrzegać zupełnie inaczej. Oboje byliśmy głodni, więc jednoznacznie stwierdziliśmy, że koniecznie musimy zjeść coś bardzo kalorycznego.
- Słowo daję jesteś jak Melody - zaśmiał się, ścierając z mojego policzka ketchup.
- Kto?- spytałam zaskoczona i strzepnęłam jego dłoń.
- Moja siostrzenica- wyjaśnił, wkładając frytki do buzi.
- Dobra nie łapię. Albo masz jeszcze jedną siostrę albo Miranda ma dziecko, co jest niemalże niemożliwe.
- Tak, mam jeszcze jedną siostrę, Susan. Mówiłem ci o niej na imprezie- posłał mi uśmiech i widząc, że mi zimno, zdjął swoją kurtkę i założył ją na moje ramionami. Uśmiechnęłam się w podziękowaniu. Chłopak patrzył na mnie, a jego twarz była coraz bliżej mojej. Nie chciałam, żeby mnie pocałował, to znaczy chciałam, ale ugh to jest Matthew Daddario, pieprzył prawie każdą dziewczynę w szkole, traktuje je jak przedmioty i zachowuje się jakby miał wszystko gdzieś. Nie chciałam tego pocałunku, bo nie mogę sobie pozwolić, żeby się w nim zakochać, a wiem, że bym mogła.
- A ile lat ma twoja druga siostra? - odchrząknęłam, odsuwając się od bruneta. Przewrócił oczami i powiedział: - Prawie 25, za niedługo ma urodziny. Venus...- nie skończył, bo zadzwonił jego telefon. Spojrzał na wyświetlacz i westchnął, naciskając zieloną słuchawkę.
- Tak? ... Co?...Nie, nie wiem...- rozmawiał, kiedy ja wstałam strzepując spodnie z niewidzialnych brudów. Miałam ogromną ochotę pójść teraz na dach tego samego budynku, na którym ostatnio byłam. Chciałam znów zobaczyć to piękne miasto z wysoka. W parku nie było za dużo ludzi, lecz nie ma co się dziwić. Było już późno, a poza tym był już prawie listopad, więc było dosyć chłodno. W poniedziałek ma być dyskoteka Halloweenowa i wierzcie lub nie, ale strasznie nie chce mi się tam iść. Halloween to jedno z najbardziej przereklamowanych i tandentnych ,,świąt". Te wszystkie beznadziejne przebieranki, dekoracje. To wszystko było jednym wielkim kiczem. Jednak muszę iść na tą dyskotekę, ponieważ już obiecałam to Emily, ale przebierać się nie mam zamiaru, nie ma nawet takiej opcji.
- Muszę coś niestety załatwić, więc odwiozę cię do domu- powiedział, szukając kluczy w kieszeniach spodni.
- Wiesz co? Chyba się przejdę- naprawdę wolałam wrócić na piechotę, a przy okazji poszłabym na ten dach.
- Nie wygłupiaj się. Jest późno i nie puszczę cię samej i nawet nie dyskutuj- nie dał mi dojść do słowa, kiedy już chciałam zaprzeczyć.
- No dobra- westchnęłam i ruszyłam za chłopakiem w stronę jego samochodu. W samochodzie panowała cisza, którą zakłócało jedynie radio z cicho lecącą piosenką. Wydawało mi się, że Matt był jakby spięty, ale postanowiłam, że nie będę się mieszać, bo to nie moja sprawa.
- Dzięki za dzisiaj- powiedziałam i wyszłam z samochodu.
- Narazie Vee- pożegnał się i odjechał. Mówiłam już, że jest bipolarny? Westchnęłam i weszłam do domu. Dopiero tam zorientowałam się, że nie oddałam mu kurtki. Trudno, oddam jutro czy przy najbliższej okazji.
- Już jestem! - krzyknęłam, ale w domu panowała cisza. Zmarszczyłam zdziwiona brwi i weszłam do salonu. Uśmiechnęłam się rozczulona widokiem jaki tam zastałam. Na stole stały puste kieliszki po winie, a obok pusta butelka. Natomiast na kanapie siedział Luke, a mama leżała na jego ramieniu. Wzięłam z fotela koc i ich przykryłam. Pozbierałam brudne naczynia ze stolika i zaniosłam do kuchni. Nastawiłam zmywarkę i zmęczona poszłam do swojego pokoju. Wzięłam długi, relaksujący prysznic, zmywając z siebie pot i ogólnie cały dzisiejszy dzień. Nałożyłam moją koszulkę służącą za piżamę i położyłam się do łóżka. Leżałam tak z 15 minut, przewracając się z boku na bok, ale nie mogłam zasnąć. Co za bezsens?! Byłam zmęczona, a nie mogłam w ogóle spać!
Miałam ogromny mętlik w głowie. Wzięłam kołdrę i owinęłam się nią, żeby wyjść na balkon. Stałam tak na chłodzie i patrzyłam się w niebo, które było przyozdobione tysiącem gwiazd. To była zdecydowanie piękna noc.
***
Hej kochani! W końcu po wystawieniu ocen, więc mogę bez przeszkód kontynuować to opowiadanie! Jak się podobał dzisiejszy rozdział? Gwiazdkujcie, komentujcie i do zobaczenia następnym razem. 😘😊

Irena.

Nowe JutroOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz