38. Aura potrafi oślepić

5.4K 138 65
                                    

– Dzień dobry – powiedziałam miło, wchodząc do kuchni.

Niedzielny poranek to jeden z nielicznych momentów, kiedy w domu są obecne wszystkie kobiety Freeman. Babcia Rose i moja matka siedziały przy stole, wyglądając niemal jak klony. Miały założoną na kolano tą samą nogę, w tym samym czasie sięgały po kubek z kawą. Nawet równocześnie przewracały strony w swoich ulubionych czasopismach.

Ktoś obcy mógłby z całą pewnością pomyśleć, że są niczym matka z córką.

– Dawno się nie widziałyśmy – odparła babcia, zamykając gazetę.

– Jest długi weekend, więc wpisałam się w kawiarni na dwunastogodzinne zmiany. Dzisiaj też idę – westchnęłam, zalewając kubek z kawą.

– Przynajmniej w końcu zarobisz na swoje utrzymanie – powiedziała ozięble druga z kobiet, nie odrywając wzroku od gazety.

– Robię to odkąd skończyłam piętnaście lat. Tak tylko mówię. Na wypadek, gdybyś zapomniała – odparłam sarkastycznie.

– Możecie się chociaż nie kłócić w niedzielę? – Zapytała staruszka, patrząc na nas karcąco.

W tej samej chwili wzruszyłyśmy ramionami, nie mówiąc ani słowa więcej. Usiadłam nieprzejęty przy stole, popijając magiczny eliksir, zwany kawą rozpuszczalną.

– Może porozmawiamy w końcu o... – zaczęła niepewnie babcia Rose.

– O Twoim kłamstwie? A bardziej niepowiedzeniu o czymś istotnym? – Popatrzyłam na nią wyzywająco.

– To nie tak. Ja tylko...

– Chciałaś dla mnie dobrze? – Ponownie się wtrąciłam, na co ta nieśmiało przytaknęła głową. – Domyśliłam się, że mi nie powiedziałaś, bo nie chciałaś, abym czuła jakieś wyrzuty sumienia. W pewnym sensie zrezygnowałaś dla mnie z pracy, więc mogłabym czuć się winna.

Taka wersja zdarzeń wydaje się znacznie bardziej sensowna, niż jakieś gdybanie, że babcia Rose zrezygnowała z pracy, żeby mnie adoptować.

To brzmi irracjonalnie.

Jednak bez względu na powód i tak czuję się winna.

– Dlaczego miałaby czuć wyrzuty sumienia? – Zapytała zdziwiona matka, odkładając czasopismo.

– W Święto Dziękczynienia byli przyjaciele Aurory i rozmawialiśmy o mojej pracy – wyjaśniła.

– Czyli Aurora wie, że... – zaczęła speszona, a jej postawa widocznie się spięła.

– Że zwolniłam się z pracy, aby móc się nią zajmować – dopowiedziała babcia.

– Idę się szykować do pracy – odparła z kamienną miną, wychodząc z kuchni.

– Mimo wszystko przepraszam. Powinnaś wiedzieć o swojej babci takie rzeczy – z zamyślenia nad dziwnym zachowaniem mojej matki wyrwały mnie słowa babci.

– Lepiej późno niż wcale – wzruszyłam ramionami, biorąc kolejny łyk kawy. – I dziękuję za prezent – uśmiechnęłam się delikatnie w kierunku babci.

– Jaki prezent? – Zdezorientowana zmarszczyła brwi.

– Dałaś mi w Święta grę – przypomniałam jej.

– Dlaczego miałabym Ci dawać jakiś prezent na Święto Dziękczynienia? – patrzyła na mnie coraz bardziej zdezorientowana.

– Och, już się nie zgrywaj. Kółko i krzyżyk. Wiem, że to od Ciebie.

– Nie mam pojęcia, o czym mówisz. Niczego Ci nie dałam.

Teraz ja również zmarszczyłam brwi. Patrzyłam kobietę, jak na kogoś niespełna rozumu. Przecież nikogo więcej oprócz niej nie mogło być w moim pokoju. Moi przyjaciele beze mnie do niego nie wchodzili. Matka była w pracy.

TIME of lies [W TRAKCIE KOREKTY]Место, где живут истории. Откройте их для себя