11. Przypadki losu zahaczające o głupotę (po korekcie)

3.9K 111 7
                                    

– To chyba jakiś nieśmieszny żart – wyszeptałam zdenerwowana sama do siebie.

– Mógłbym powiedzieć to samo – usłyszałam cichą odpowiedzieć chłopaka.

Jakim cudem usłyszał!? Sama z ledwością zarejestrowałam, że faktycznie powiedziałam to na głos.

Moje ciało się spięło. Serce waliło jak oszalałe. Nogi z ledwością utrzymywały mój ciężar. Byłam przerażona. Skuliłam głowę w ramionach, unosząc delikatnie wzrok. Od razu natrafiłam na czarne, mrożące krew w żyłach, oczy. Wlepione we mnie.

Nie mam pojęcia, od jak dawna tak stoimy i ile czasu to jeszcze potrwa, ale nie potrafię się ruszyć. Jego obecność zadziałała na mnie paraliżująco. Czuję się tak, jakbym została oblana szybko zastygającym betonem, który ominął jedynie oczy.

W poprzednim życiu musiałam zrobić coś naprawdę okropnego, skoro w obecnym żywocie zasłużyłam na katusze. Jakie grzechy sprawiły, że otrzymałam powtórkę z rozrywki, w postaci brudzenia ubrań Janga? Bardzo słabej rozrywki, należałoby podkreślić. W tamtym momencie kompletnie nie rozumiałam, skąd wziął się mój ogromny pech, ale nie rozumiałam również jeszcze jednej rzeczy. Nie wiedziałam, dlaczego w moim wnętrzu pojawiło się znajome uczucie. W każdym razie...

Byłam niekwestionowaną pokraką i niezdarą. Zabrudzenie ubrań tej samej osoby w ciągu zaledwie kilku godzin z pewnością nie było przypadkiem. To była głupota. A dokładniej moja głupota. Jeśli w poprzednim wcieleniu kogoś zamordowałam, to na stołówce chciałam, żeby ktoś zamordował mnie. Wtedy nie musiałabym przynajmniej stać przed Jangiem.

Okej, Rory, tylko nie panikuj. I najlepiej nic nie mów. Lepiej udawaj głupią.

Choć istnieje opcja, że nie muszę udawać.

Nie wiem, czy to moja znieruchomiała poza i brak komentarza podziałały, ale było lepiej niż mogłam przypuszczać. Od momentu, gdy uniosłam spojrzenie na czarnowłosy postrach szkoły, chłopak nic nie powiedział i nic nie zrobił. Podobnie jak ja, nie poruszył się od dobrych czterech minut nawet o cal. Może nie było doskonale, bo ciągle patrzyła na nas większość szkoły, ale było nieźle.

Miałam wrażenie, że żadne z nas nie potrafiło przerwać kontaktu wzrokowego. Ja nie umiałam, bo byłam tchórzem. On, prawdę mówiąc, nie mam pojęcia, dlaczego nic nie robił. Może chciał się nacieszyć widokiem szarej myszki, zanim ją przydusi butem do podłoża i zakończy jej marny żywot.

Czy psychopaci potrafią czytać w myślach? Bo właśnie tak zachował się Jang. Gdy tylko zaczęłam się zastanawiać, dlaczego nie odwraca wzroku, zamrugał kilkukrotnie i rozejrzał się po całej stołówce.

– Co tu jeszcze robicie!? Wyraziliśmy się wcześniej wystarczająco dosadnie, że nie życzymy sobie Waszych marnych spojrzeń. Albo wszyscy natychmiast opuszczą stołówkę, albo osobiście zapewnię widowiskowe wyjścia śmiałkom, którzy odważą się zostać w pomieszczeniu! – Ryknął Timothy z taką mocą, że ze strachu skuliłam głowę jeszcze mocniej.

Uczniowie, niczym poddani króla, jedynie przelotnie zerknęli na poczerwieniałą ze złości twarz chłopaka i z prędkością światła zaczęli przepychać się do wyjścia na korytarz. Skoro król szkoły rozkazał, aby wszyscy wyszli, posłusznie podniosłam z podłogi swój plecak, który zleciał z mojego ramienia w czasie uderzenia w Janga i z tacką w ręce ruszyłam w stronę wyjścia.

Po wykonaniu zaledwie kilku kroków, poczułam szarpnięcie, nie będąc w stanie kontynuować dalszego marszu poddanej. Czułam, jak nogi się poruszały, ale wciąż stałam w miejscu. Z irytacją odwróciłam głowę za siebie i nagle zobaczyłam, że czarnooki złapał rączkę mojego plecaka, przytrzymując tym samym moje ciało w powietrzu.

TIME of lies [W TRAKCIE KOREKTY]Where stories live. Discover now