6. Początek kształtującego dobra, a może... (po korekcie)

4.6K 121 8
                                    

01.09.2017 r.

Podobno nic nie dzieje się bez powodu. Uczymy się mówić, żeby móc rozmawiać z innymi. Uczymy się wiązać sznurówki w butach, aby wyruszyć w daleką podróż zwaną życiem. W odpowiednim czasie ratujemy porzucone zwierzę albo zapobiegamy wypadkowi. Jest tak wiele rzeczy, które jakimś cudem się wydarzyły i tym samym nas ukształtowały. Jednak to przede wszystkim złe doświadczenia mają moc kształtowania. Odejście bliskiej osoby, zdrada, utrata pracy, problemy zdrowotne. Zabawne, jak wiele dobrych rzeczy nie ma na nas wpływu i w żaden sposób nie kształtuje tego, kim się stajemy.

Tuż po przebudzeniu miałam dziwne przeczucie, że pójście do nowej szkoły będzie właśnie jedną ze złych sytuacji. Wiem, że mimo wszystko znowu będę silniejsza. Znów mogłabym udawać, że wszystko jest w porządku, ale tak bardzo tego nie chcę. Chciałabym, aby moje złe przeczucie okazało się jedną wielką pomyłką. Mam serdecznie dość negatywnych wydarzeń, które ukształtowały całe moje życie. Chciałabym zacząć od nowa i właśnie dlatego, postaram się, aby pierwszy dzień w Lowell High School był początkiem czegoś pozytywnego. Początkiem kształtującego dobra.

Wstałam z łóżka, wykonałam poranną toaletę i wszystkie niezbędne przygotowania. Po niecałej godzinie byłam gotowa do wyjścia. Gotowa wyłącznie pod względem zewnętrznym, bo moje wnętrze aż się gotowało od natłoku myśli i stresu. Mam ogromną nadzieję, że wtopię się w tłum i spokojnie przetrwam kolejne dwa lata szkoły. To naprawdę dziwne stresować się pójściem do trzeciej klasy. Stresuję się jakieś sto razy bardziej niż pierwszym dniem w liceum.

Stanęłam przed lustrem znajdującym się w lewym roku mojego pokoju. Ujrzałam dziewczynę ubraną w zamszową spódnicę brązowego koloru, cienki biały sweterek, czarne rajstopy i tego samego koloru szykowne botki. Widziałam przeciętną dziewczynę z klasy niższej w niepasujących do jej statusu ubraniach. Patrzyłam na swoje odbicie, ale nie rozpoznałam ujrzanej postaci. Rozpoznałam te same włosy w odcieniu złota sięgające do pasa, zadarty nos i lekkie sińce pod oczami, ale nie rozpoznałam wyrazu twarzy. Dostrzegłam dziewczynę, która, chcąc sprawić radość swojej przyjaciółce, postanowiła wyjść z własnej strefy komfortu. I dziwnym trafem jej bursztynowe oczy na krótki moment delikatnie rozbłysły. Dokładnie tak, jakby przestała się o wszystko martwić i zaczęła żyć na nowo. Szkoda, że to niemożliwe, a iskierki zgasły sekundę później.

Po chwilowym pogrążeniu w myślach, chwyciłam plecak oraz sportową torbę. Upewniłam się, że spakowałam wszystkie książki i potrzebne rzeczy na trening, po czym ruszyłam do wyjścia z pokoju. Jednym z plusów zmiany szkoły jest możliwość jeżdżenia razem z Ruby. Rok temu, na szesnaste urodziny, dostała w prezencie od rodziców nowego Mini Coopera. Tymczasem ja nawet nie mam prawa jazdy. I tak, nie jesteśmy z Roo w tym samym wieku.

Mimo tego, będziemy chodzić do tej samej klasy. Kilka lat temu moja przyjaciółka przechodziła naprawdę okropne chwile, co spowodowało rok przerwy w nauce. Ruby zaczęła liceum z opóźnieniem, ale najważniejsze jest to, że w końcu mogła wrócić do szkoły. 

– O której dzisiaj kończysz? – dobiegł głos z kuchni, gdy zeszłam ze schodów.

– Cześć, babciu – powiedziałam, stając w progu pomieszczenia – Od razu po lekcjach mam trening, więc wrócę około siedemnastej.

– Nie jadłaś śniadania. Zrobię Ci coś do jedzenia, żebyś miała siły na tyle godzin – powiedziała, posyłając mi serdeczny uśmiech.

– Przecież jest tam stołówka, więc zjem później obiad. Poza tym, Ruby będzie pod naszym domem za jakieś trzy minuty.

– Niech też przyjdzie zjeść, przecież nie pierwszy raz będę karmić swoją przyszywaną wnuczkę.

– Daj spokój, babciu. Dobrze wiesz, że nie lubimy tak wcześnie jeść – przewróciłam oczami.

TIME of lies [W TRAKCIE KOREKTY]Where stories live. Discover now