5. Przyjemny krzyk zagłuszający nieznośną ciszę (po korekcie)

5.4K 133 23
                                    

– Nadal nie wierzę, że zgodziłaś się pojechać z tym gościem. To kompletnie niepodobne do Ciebie – powiedziała Ruby, kładąc się na łóżku obok mnie.

– Sama jestem w szoku. Nie mam pojęcia, co we mnie nagle wstąpiło. Może to jakiś skutek uboczny napicia się wody z jeziora – zastanawiałam się na głos.

Może to wina orzechowych oczu, które mogłyby przeszyć całą moją duszę w ułamek sekundy?

O ile już tego nie zrobiły.

Przez ostatnie dwadzieścia minut opowiadałam swojej przyjaciółce historię z dzisiejszego poranka. Ruby była tak zaintrygowana, że przez całą wypowiedź jedynie chodziła po pokoju i przytakiwała głową na znak przetworzenia usłyszanych informacji. Całą sytuację oczywiście przedstawiłam z każdym, najdrobniejszym szczegółem. Torres to moja najlepsza i zarazem jedyna przyjaciółka, więc nie wyobrażam sobie pominąć nawet nic nieznaczących sytuacji z mojego codziennego dnia, a co dopiero takich rewelacji.

Rodzice nie obdarzyli mnie rodzeństwem, dlatego czarnowłosa dziewczyna o latynoskiej urodzie i niespełna stu pięćdziesięciu pięciu centymetrach wzrostu odgrywa rolę mojej przybranej siostry. I trzeba przyznać, że robi to perfekcyjnie.

Ruby Marcia Torres pojawiła się w moim życiu kompletnym przypadkiem, na placu zabaw, gdy miałam cztery lata. Moja mama poszła zrobić zakupy spożywcze, ale nie chciała, żeby cała okolica znowu słyszała, jak płaczem upominam się o płatki cynamonowe, więc kazała mi grzecznie poczekać obok marketu. Tak, zostawiła czterolatkę samą na placu. Nigdy nie była nad wyraz opiekuńcza, za to ja nigdy nie sprawiałam kłopotów. Oprócz płakania za płatkami, rzecz jasna.

Gdy już poszła, zajęłam wolną huśtawkę, ciesząc się przyjemnym wietrzykiem we włosach. Już jako małe dziecko uwielbiałam ciszę i własne towarzystwo. Tamtego dnia, niestety, albo stety, usłyszałam ogromny płacz dziewczynki siedzącej na ławce nieopodal. Nigdy wcześniej nie słyszałam kogoś tak głośnego. Nawet upominanie o płatki nie było w stanie tego przebić. Jak się okazało, Roo upuściła akurat swojego ulubionego loda o smaku białej czekolady. Patrząc na tę scenę, zrobiło mi się przykro i nie chciałam dłużej słuchać tego okropnego hałasu, więc postanowiłam podejść i spróbować uspokoić to głośne stworzenie.

Po kilku minutach pocieszania wróciła moja mama, która akurat kupiła mi lody. Dokładnie takie, jakie upuściła wcześniej Ruby. To był naprawdę dziwny zbieg okoliczności, bo ta kobieta pamiętała o moich potrzebach nie więcej niż raz na rok. Dzięki temu mogłam wykonać, jeden z nielicznych w swoim życiu, odruchów człowieczeństwa, dzieląc się z zapłakaną dziewczynką swoimi lodami.

Od tamtej chwili Torres wprowadza do mojego życia sporo chaosu, ale jest to przyjemny krzyk, który potrafił zagłuszyć moją nieznośną ciszę. Warto wycierpieć jej nieujarzmione piski dla wspólnego jedzenia ulubionych lodów i spędzania życia z bratnią duszą.

– Naprawdę jest aż tak przystojny? Wiem, że powiedział zaledwie jedno krótkie zdanie, ale już sam jego głoś brzmiał atrakcyjnie – rozpłynęła się na chwilę we wspomnieniu. – Chociaż odniosłam wrażenie, że gdzieś już go słyszałam – zaczęła się zastanawiać.

– Nie mam pojęcia, czy gdzieś go już widziałaś, ale ja z pewnością tak.

– Naprawdę? Gdzie? – Zdziwiła się Ruby, podnosząc się na łokciach.

– W niebie. Albo piekle. A może w kosmosie. Nie wiem, ale na ziemi na pewno nie ma takich pięknych ludzi – odparłam rozmarzona, patrząc niezmiennie w sufit.

Moja odpowiedź musiała najwidoczniej rozczarować Ruby, bo jedynie położyła się z powrotem na łóżko, przeciągając swoje westchnienie.

– Ale to nie zmienia faktu, że prawie dostałam zawału, gdy motocykl zaczął przyśpieszać.

TIME of lies [W TRAKCIE KOREKTY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz