16. Upadek w przewrażliwienie (po korekcie)

3.8K 120 10
                                    

Przekraczając próg domu, odłożyłam torbę i plecak przy komodzie, czując odurzający zapach docierający z kuchni.

– Nareszcie jesteś! Zaczynałam się już martwić – usłyszałam okrzyki radości w chwili wejścia do kuchni.

Pomieszczenie nie było zbyt duże, ale miało swój urok. Przywodziło na myśl babcine ciepło.

Meble były w kolorze jasnego drewna z białymi wstawkami, a przy prawej ścianie znajdował się stół ze sześcioma krzesłami, dokładnie w tych samych odcieniach, co wszystkie meble. Na przeciwko wejścia do kuchni było średniej wielkości okno, a na parapecie mnóstwo kwiatów doniczkowych i świeżych ziół. Oczywiście jak na dom z babcią przystało, nie mogło zabraknąć haftowanej, białej firanki. Nie było to w żadnym stopniu luksusowe miejsce, ale niezwykle przytulne.

Najbardziej w kuchni uwielbiam to, że w pełni oddaje duszę mojej babci. Zarówno Rose Freeman, jak i kuchnia, stanowią serce naszego domu. Rodziny.

– Przepraszam. Trener przedłużył trening – odpowiedziałam.

Cóż, wydłużył tylko mi, ale to niewielki szczegół.

– Nic się nie stało, kochanie. To nie Twoja wina. Koleżankom smakowały babeczki? – Zapytała zaciekawiona.

– Tak, były zachwycone – uśmiechnęłam się pogodnie.

Nie wszystkie kłamstwa są złe.

– To świetnie! – Ucieszyła się. – Umyj ręce i siadaj do stołu. Mówiłaś coś o tym, że musisz zmienić dietę i jeść lżejsze rzeczy, więc popytałam trochę koleżanek i sprzedawczyń w markecie. Myślę, że ryba z gotowanymi ziemniaczkami i marchewką będzie w porządku.

Rose Freeman dbała o każdego. Zawsze. Nie wiem, kim bym się stała bez jej dobroci i opieki.

– W jak najlepszym porządku, babciu – przytaknęłam i wracając z łazienki, obdarowałam ją buziakiem w policzek. 

- No, to opowiadaj. Jak pierwszy dzień w szkole pierdolonych bogaczy i lizodupów? - Zapytała zaciekawiona, siadając obok mnie z kubkiem herbaty.

To by było na tyle z uprzejmości typowej starszej Pani. Babcia Rose nigdy się nie hamowała, nie zważała na powagę słów ani cięty język. Czasami miałam wrażenie, że zachowuje się tak, jakby wciąż była w moim wieku.

Przez kolejne piętnaście minut opowiadałam o całym dniu w Lowell High School. Nie szczędziłam szczegółów, bo tej kobiecie można było powiedzieć dosłownie o wszystkim. Zawsze uważnie słuchała, nigdy nie oceniała, pomagała, gdy tylko mogła.

Jest najszczerszą osobą, jaką znam.

– To przypomina zakład dla obłąkanych, a nie prestiżowe liceum – stwierdziła po wysłuchaniu wszystkiego.

– Tak, pomyślałam dokładnie o tym samym – odpowiedziałam z ustami pełnymi jedzenia, wskazując widelcem na twarz kobiety.

– Jak skończysz jeść, to dam Ci lód na kostkę i pójdziesz się położyć. Zawsze musisz coś sobie zrobić, niezdaro – szturchnęła mnie lekko w ramię i ruszyła w stronę zamrażalnika.

– Hej, to nie moja wina, że mam w życiu pecha! – Uniosłam się zirytowana.

Babcia jedynie lekko się zaśmiała, po czym przygotowała obkład na obolałą kostkę. Pięć minut później byłam już w swoim pokoju, leżąc na łóżku. Mój telefon, nawet po spędzeniu całej nocy i połowy dnia w ryżu, nie zadziałał. Wzięłam więc od babci Rose komórkę, żebym mogła się w końcu skontaktować z Simonem.

TIME of lies [W TRAKCIE KOREKTY]Where stories live. Discover now