14. Przegrzany iloraz inteligencji (po korekcie)

3.8K 107 4
                                    

Doszczętnie skołowana i zdezorientowana, po kilku minutach pustego wpatrywania się przed siebie, z równie mętnym spojrzeniem, chwyciłam za klamkę i przeszłam do kolejnego korytarza. Zgodnie z wcześniejszą instrukcją Sophie, szukałam czwartej szatni. Minęłam trzy pierwsze drzwi, po czym stanęłam, odwróciłam się w ich kierunku, wzięłam dwa głębokie oddechy i weszłam do środka. Starałam się zachowywać tak, jakbym nie była ani trochę zestresowana i doskonale wiedziała, co robię.

Tak zwana pozorna pewność siebie.

Wcześniejsze zapiski z tablicy nie chciały opuścić mojej głowy. Usiadłam na pierwszej lepszej ławce, odkładając przy obok siebie sportową torbę. Spojrzałam mimochodem na zegarek ścienny, który wskazywał trzecią dwadzieścia. Miałam jeszcze dziesięć minut do rozpoczęcia treningu, więc mogłam przez chwilę posiedzieć i pomyśleć o całym otaczającym mnie cyrku, którego nie byłam w stanie pojąć.

– Zwariuję w tej szkole! – Powiedziałam nieco głośniejszym szeptem.

Podrapałam się zirytowana po głowie, spuszczając ją w dół. Nie miałam najmniejszej ochoty uwalniać twarzy z dłoni.

Znów pozwoliłam sobie na utratę kontaktu z rzeczywistością. Od dłuższego czasu tkwiłam w jednej pozycji, z zamkniętymi oczami.

–Ykhm... – w odmętach podświadomości usłyszałam odchrząknięcie.

Nie będąc pewną, czy rzeczywiście usłyszałam jakiś głos, podniosłam leniwie głowę, aby upewnić się, że nie zwariowałam. Odgarnęłam z twarzy kosmyki włosów, tym samym umożliwiając sobie lepszą widoczność. Zamrugałam kilkakrotnie, dzięki czemu obraz w końcu zaczął się wyostrzać.

Zdezorientowana i nieco otempiała, rozejrzałam się po szatni. Bardzo szybko pożałowałam swojej decyzji.

Mój wzrok skupił się na ciele, które z całą pewnością nie przypominało płci żeńskiej. Zmrużyłam oczy, otwierając przy tym usta. Przesuwałam wzrok z umięśnionych łydek, na równie wysportowane uda, starając się ominąć coś, co znajdowało się pomiędzy nimi, na szczęście pod czarnymi sportowymi spodenkami. Przechodząc wyżej, napotkałam gołą klatkę piersiową z wyraźnie zarysowanymi mięśniami. W końcu dotarłam do wystających obojczyków, napiętej szyi i twarzy.

Nie wiem, czy moim życiem zarządza zwykły przypadek losu, czy może ktoś z góry, ale to ewidentna kpina.

Z jednoczesnym podziwem i konsternacją obserwowałam ciało psychopaty Janga. Przewiercał mnie wzrokiem, krążąc po całym ciele. A ja zamarłam. Chciałam przetrzeć oczy, ale zdałam sobie sprawę, że rozmazałabym cały tusz do rzęs. Byłam zatem zmuszona polegać wyłącznie na szybkim mruganiu. Miałam nadzieję, że to moja wyobraźnia, która zaczęła platać mi figle, bo zbyt długo myślałam o cholernej czwórce czwartoklasistów, ale nie.

Wciąż był przede mną. Nie znikał.

Najpierw naoglądałam się jego drogich ubrań, potem patrzyłam na ciało bez nich. Nie przypuszczałam, że spotka mnie jednocześnie kara i nagroda. Nie miałam już czym, ani czego ubrudzić, więc mogłam czuć się stosunkowo spokojnie ze swoją niezdarnością. Jego ciało robiło tak ogromne wrażenie, że stanowiło jedną wielką sprzeczność. W mojej głowie, dokładniej mówiąc. Bez wątpienia nagrodą była możliwość zobaczenia idealnie wyrzeźbionej sylwetki z tak bliska. To znaczy... karą! Ten widok był ogromną karą! Tak! Dwie kary! Cóż za niezwykle irytujący typ człowieka... I nie mam w głowie żadnej sprzeczności!

Z coraz szerzej otwartymi ustami, wciąż siedziałam na ławce i wpatrywałam się w bruneta. Nie potrafiłam się ruszyć ani odwrócić spojrzenia. Zupełnie tak, jakby moje ciało i mózg zostały sparaliżowane.

TIME of lies [W TRAKCIE KOREKTY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz