Rozdział 6

2.7K 71 13
                                    

Przetarłam dłonią zmęczoną twarz i wróciłam do patrzenia na ulicę. Było już ciemno, a droga prowadząca do mojego domu była słabo oświetlona. Jechałam wolno, próbując jak najbardziej skupić się na prowadzeniu auta. Ale pomimo starań, moje myśli wciąż powracały do spotkań z Harry'm. Do jego brązowych kręconych włosów, intrygujących zielonych oczu... Pokręciłam głową, próbując odepchnąć od siebie te myśli. Mimo iż miał w sobie coś, co mnie nawet intrygowało, przede wszystkim sprawiał, że buzowała we mnie złość. Był tak cholernie arogancki, bezczelny!

Zacisnęłam mocniej dłonie na kierownicy, gdy przypomniałam sobie te wszystkie dziwne, krótkie rozmowy jakie przeprowadziliśmy. Tą popieprzoną głupią grę, w której nie znałam zasad. Matko, mógł mieć sobie wygląd nawet samego boga, ale jego sposób bycia sprawiał, że miałam ochotę wyrwać sobie wszystkie włosy z głowy. Moje uczucia mieszały się ze złością i strachem. Nie zapomniałam kim był, wręcz gdy James nas w tym uświadomił, odczuwałam wobec niego jeszcze większy lęk. Kto mógł wiedzieć, co takiemu człowiekowi mogło przyjść do głowy? Dlaczego wciąż tak dziwnie mnie zaczepiał?

Westchnęłam ciężko. Mój telefon zaczął dzwonić, a moje myśli na chwilę się uspokoiły. Powoli sięgnęłam ręką na fotel obok i wbiłam wzrok w wyświetlacz. James. Nie byłam pewna, czy chcę odbierać. Tłumaczyć się, że jestem zmęczona i wracam do domu. Nie wiedziałam, czy rozmowa już z pijanym przyjacielem ma sens. 

Niepewnie przeciągnęłam zieloną słuchawkę i włączyłam tryb głośnomówiący. W słuchawce od razu usłyszałam głośną muzykę i przekrzykujących się ludzi. Przewróciłam oczami. 

- Cześć, James.

Po dłuższej chwili, gdy chłopak nie odpowiadał, zaczęłam się zastanawiać, czy może nie zadzwonił do mnie przez przypadek. Jednak moje wątpliwości szybko zostały rozwiane.

- Jenny?! Jenny przyjedź tu szybko! - jego głos był pełen przejęcia.

Zmarszczyłam brwi, spoglądając na telefon.

- Słuchaj, jestem zmęczona, nie mam siły na imprezy... - zaczęłam, ale mi przerwał.

- Jenny, Tom tu jest! - krzyczał - Ashley dostała szału! Potrzebuję twojej pomocy! 

Zamarłam na moment, wlepiając wzrok w drogę przed sobą. Jak to Ashley dostała szału? Przełknęłam ciężko ślinę.

- Już jadę - odpowiedziałam tylko i się rozłączyłam.

Szybko zawróciłam, mocniej przyciskając pedał gazu. A myślałam, że dziś nie może być już gorzej.

Minęło piętnaście minut, gdy znalazłam się pod domem naszego znajomego ze szkoły. Duży biały dom rozświetlały światła na trawniku. Sporo ludzi stało przed posesją, trzymając w rękach kubki z alkoholem i paląc papierosy. Zaparkowałam bliżej domu obok i wysiadłam pospiesznie z auta. Muzyka była tak głośna, że zdziwiło mnie, że jeszcze nikt nie zadzwonił na policję. Osiedle było bardzo spokojne, a sąsiedzi nie do końca wyrozumiali.

Szybko przeszłam przez ulicę, okrywając się ciaśniej płaszczem. Zdawałam sobie sprawę, że nie wyglądam najlepiej. Miałam rozczochrane włosy, rozmyty makijaż i strój, który nie do końca pasował na imprezę. Zignorowałam to jednak, próbując jak najszybciej odnaleźć swoich przyjaciół. Rozejrzałam się po ogródku, ale nigdzie ich nie dostrzegłam. Postanowiłam wejść do środka i gdy tylko otworzyłam drzwi od razu dobiegły mnie krzyki. Przejechałam wzrokiem po pomieszczeniu, próbując odnaleźć źródło tego hałasu. Prawie od razu odnalazłam grupkę osób, ciasno stojących obok siebie i z zaciekawianiem spoglądających w jedną stronę.

Jak najszybciej podeszłam do tłumu i przedarłam się między ludźmi. Moja szczęka całkowicie mi opadła, gdy moim oczom ukazała się Ashley stojąca ze szklanką w dłoni, uniesionej nad głową. Owen, który był organizatorem imprezy wyglądał jakby miał zaraz się popłakać. Stał przy blacie i z ogromnym grymasem na twarzy przyglądał się podłodze, która była pełna rozbitego szkła. James stał w bezpiecznej odległości od blondwłosej i z rękami wystawionymi w geście obronnym prosił ją by odłożyła szklankę i się uspokoiła. Ta zdawała się jednak nie zwracać na nic uwagi. Patrzyła tylko przed siebie z gniewem w oczach. Podążyłam za jej wzrokiem i zobaczyłam w rogu kuchni Tom'a. Był kompletnie pijany, a na twarzy błąkał mu się kpiący uśmieszek. Zdawało się, że kompletnie nie przejęła go ta sytuacja, a wręcz w pewien sposób bawiła. 

- Daję dziesięć dolców, że tym razem go trafi - usłyszałam za sobą.

Te słowa wyrwały mnie z zamyślenia i lekko otrzeźwiły. Zebrałam się w sobie i niepewnie postawiłam kilka kroków w stronę przyjaciółki. Bałam się, że mogę oberwać rykoszetem, bo zdawałam sobie sprawę w jak wielkim amoku była, ale musiałam coś zrobić. Przerwać ten cyrk, zanim komuś naprawdę stanie się krzywda. 

- Ashley, to ja - podniosłam głos by mnie usłyszała, ale nadal starałam się brzmieć jak najmilej.

Dziewczyna nawet na mnie nie spojrzała, gdy coraz bardziej się do niej zbliżałam. Powoli, z uniesionymi rękami podeszłam do blondynki. Zatrzymałam się dopiero, gdy dzieliło nas tylko kilka stóp.

- Ashley, kochanie - zaczęłam miękko - Proszę cię, odłóż tą szklankę. Nie warto.

Widziałam jak powoli przenosi na mnie swój wzrok. Ręce jej się trzęsły, a szczękę miała zaciśniętą

- Zabiję go! - wysyczała.

Przełknęłam ciężko ślinę, decydując się jednak do niej zbliżyć. Patrzyłam jej prosto w oczy najcieplej jak potrafiłam i ostrożnie sięgnęłam do jej dłoni, w której trzymała szkliwo. Wyciągnęłam jej szklankę z pomiędzy zaciśniętych palców i odetchnęłam ciężko. Ashley chwilę jeszcze stała bez ruchu, aż w końcu jej wzrok lekko się zmienił i można było w jej oczach dostrzec żal i smutek. Objęła mnie drżącymi dłońmi, a ja odłożyłam szkliwo na blat. 

- Chodźmy stąd - powiedziałam w jej włosy, a ona prawie niezauważalnie kiwnęła głową.

Odsunęłyśmy się od siebie i gdy już miałyśmy odchodzić, głośny śmiech Tom'a sprawił, że zamarłam, moja przyjaciółka również. Niepewnie odwróciłam się w jego stronę. Stał oparty o ścianę, z założonymi rękami na piersi. Jego śmiech był pełen kpiny, a na ten dźwięk zrobiło mi się niedobrze. 

- Jesteś taka żałosna, Ashley - ton jakim to powiedział, przyprawił mnie o ciarki.

Widziałam jak blondwłosa znów się spina, zaciskając mocniej szczękę i pięści. Wbiła w niego wzrok i zrobiła szybki krok do przodu. Nie udało jej się jednak dalej odejść, bo mocno zacisnęłam ręce na jej ramionach. Obok nas zjawił się też James, kręcąc przecząco głową. Pociągnęłam dziewczynę za sobą, ignorując komentarze ludzi dookoła. 

Ulżyło mi, gdy w końcu stanęliśmy na dworze. Spoglądałam uważnie to na James'a, to na Ashley, ale ich miny niewiele zdradzały.

- Co tam się właściwie stało?! - prawie krzyknęłam.

Obydwoje unikali mojego wzroku, spoglądając na wszystko tylko nie na mnie. Czułam jak tracę cierpliwość, gdy mijały minuty, a oni nadal nie zdecydowali się odezwać.

- Wytłumaczcie mi! 

- Jenny, ty nawet nie zdajesz sobie sprawy co tam... - James zamilkł, z wielkimi oczami spoglądając gdzieś za mną.

Zmarszczyłam zdziwiona brwi i się odwróciłam. Nie, to było niemożliwe. To nie mogło się dziać naprawdę. Nie teraz. Nie znów.

- Zadzwoniłam po nich - usłyszałam cichy szept swojej przyjaciółki.

Spojrzała na nią wzrokiem pełnym złości.

- Co ty zrobiłaś?!

Wróciłam wzrokiem za siebie. Ku nam szedł pewny siebie Mike, Harry i Ethan. Rozglądali się z obojętną miną dookoła. Czułam jak robi mi się coraz to bardziej gorąco, mimo iż na dworze było naprawdę zimno. W trójkę przyglądaliśmy się idącym do nas chłopakom. I chociaż marzyłam o tym, by okazało się, to tylko snem, to działo się naprawdę.

- Cześć dziewczyny - Mike uśmiechnął się do nas szeroko, pokazując swoje śnieżnobiałe zęby.

Otworzyłam szerzej oczy. Boże, co ona zrobiła...


__________

Podziel się swoją opinią w komentarzu :)

LOST (ZAKOŃCZONE)Where stories live. Discover now