Rozdział 32

2.3K 59 10
                                    

- Przecież to absurd - wydusiłam, wciąż kręcąc głową.

James objął moje ramiona, jakby w ten sposób chciał mnie przytrzymać. Jakby to miało uratować mnie przed upadkiem.

Nadal wpatrywałam się pusto w ekran telefonu. Chociaż bardzo chciałam odnaleźć coś, co będzie wskazywało na pomyłkę, nie potrafiłam. Uniosłam wzrok na zmartwioną twarz Ashley. Nie tylko mnie to wszystko dziwiło. Uśmiechnęła się do mnie smutno, ale wyszedł jej dzięki temu tylko dziwny grymas. Pewnie sama nie wiedziała, co powiedzieć.

- Muszę z nim porozmawiać - powiedziałam niemal sama do siebie.

Zebrałam swoje rzeczy i wyślizgnęłam się z uścisku James'a. Ruszyłam przodem, niemal biegnąc. Nie interesowało mnie już nic. W głowie miałam tylko to jedno zdanie - Harry walczy z William'em. Przestał mnie obchodzić wzrok ludzi dookoła. Nie ciążył na mnie, już tak jak wcześniej. Wiedziałam dlaczego się gapią - wszyscy już o tym wiedzieli.

Słyszałam jak moi przyjaciele mnie wołają, ale nawet na moment się nie zatrzymałam. Czułam, jak cały mój świat zaczął się powoli walić. Marzyłam tylko o tym, by spotkać się z bratem i dowiedzieć się, że to tylko głupi żart. Kawał, który źle odebrałam.

Stałam na parkingu, poszukując nerwowo wzrokiem swój samochód. Czułam, że Ashley z James'em udało się już mnie dogonić. Stanęli tuż za mną, ciężko dysząc.

- Jenny, gdzie jedziesz? - wyspała blondwłosa.

Potrząsnęłam głową, odnajdując swoje auto. Szybko poszłam w jego stronę, nie zważając na nic. Chciałam otworzyć drzwi, ale ciężka ręka Morris'a zatrzasnęła je szybciej, niż zdążyłam je uchylić.

Zmierzyłam go morderczym spojrzeniem. Cała frustracja zaczęła się coraz bardziej we mnie nawarstwiać.

- Jen, nie wiem czy to jest dobry pomysł - mówił miękko - Nie jesteś w najlepszym stanie.

Przyglądał mi się uważnie, zmartwionym wzrokiem. W każdej innej sytuacji, zmiękłabym pod ciężarem jego spojrzenia. Ale nie teraz. Nie gdy tak wiele rzeczy zaczęło runąć.

Szarpałam się z drzwiami, chcąc siłą odciągnąć bruneta. Nie miałam czasu, ani siły na rozmowy. Musiałam jak najszybciej znaleźć się w domu i porozmawiać z William'em. Wciąż miałam ogromną nadzieję, że wszystkiemu się wyprze.

- Błagam cię, James! - krzyknęłam w końcu zrezygnowana - Muszę z nim porozmawiać! Muszę się upewnić.

Mój głos był bliski płaczu. Nie miałam siły dłużej się z nim siłować. Wiedziałam, że jeszcze chwila, a rozpadnę się na kawałki. Widziałam, jak powoli się odsunął i ciężko westchnął. Od razu skorzystałam z okazji i wpakowałam się do środka. Moje serce mocno biło, gdy odpalałam samochód.

- Gdyby coś się działo, zadzwonisz, prawda? - dopytał, uchylając ostatni raz drzwi.

Pokiwałam pewnie głową, przyglądając się jego twarzy. Cieszyłam się, że mogę na nich liczyć. Nawet, gdy czasem nasze zdania są różniły i wchodziliśmy przez nie konflikty. Po wszystkim zawsze było po prostu normalnie.

Ruszyłam przed siebie, naciskając mocno pedał gazu. Myślałam o William'ie. O moim bracie, który stronił od takich rzeczy. O tym, jak opowiadał mi o ludziach, z którymi nie warto się trzymać. O niebezpiecznych dzielnicach w naszym mieście, do których nie wolno za wszelką cenę wchodzić. I o tym, jak inni jesteśmy. William nigdy nie był przemocowy. Nigdy się nie bił, nie był agresywny, nie lubił boksu. Boże, nigdy nie zrobiłby czegoś takiego nawet dla pieniędzy!

Słowa Harry'ego obijały się echem w mojej głowie. Nie miałem wyboru. Co to miało znaczyć? Czy ktoś zmusił ich do tej walki? Może powinnam porozmawiać z bratem i zaciągnąć go na policję? Może ktoś go szantażował?

LOST (ZAKOŃCZONE)Where stories live. Discover now