Rozdział 19

2.6K 72 6
                                    

Gdy byłam mała, często kładłam się z mamą na trawniku za domem. Nocą wygodnie rozkładałyśmy ręce i nogi, wyglądając przy tym jak dwie rozgwiazdy. Potrafiłyśmy w ten sposób patrzeć godzinami w niebo.

Mama miała bzika na punkcie gwiazd. Uczyła mnie rozpoznawać konstelacje, nazywać gwiazdozbiory. Kosmos jednak nigdy nie fascynował mnie tak jak ją. Gdy ona wskazywała palcem na mały wóz, ja wpatrywałam się w jej profil. W mały, zadarty nos, wystające kości policzkowe, wachlarz rzęs. Zgadzałam się z nią tak leżeć godzinami, tylko po to żeby spędzić z nią czas. Poza tym intymnym momentem, który był przeznaczony tylko dla nas, niewiele czasu spędzałyśmy razem. Czerpałam więc z tego tyle ile się dało.

Uczyłam się gwiazdozbiorów i chętnie wskazywałam je na niebie. Mama z radością unosiła głowę, krzycząc "Tak, brawo Jenny!", a ja uśmiechałam się szeroko, szczęśliwa, że sprawiłam jej radość.

Odkąd zmarła moja mama, nigdy więcej tego nie robiłam. Czasem wpatrywałam się w nocne niebo, szukając jej między gwiazdami ale pomimo moich starań, nie potrafiłam jej odnaleźć. Nigdy już jednak nie kładłam się wygodnie na trawie, rozstawiając ręce po bokach i cicho nazywając gwiazdozbiory. Mały wóz, duży wóz... - to już przestało mieć znaczenie.

We wtorkową noc, wierciłam się niespokojnie w swoim łóżku. Nie potrafiłam zasnąć. Spojrzałam na zegar ścienny. Było wpół do drugiej. Westchnęłam ciężko, zrzucając z siebie pogniecioną kołdrę. Powoli spuściłam na podłogę nogi, lekko się wzdrygając, gdy zimno otuliło moje stopy. Na palcach podeszłam do drzwi i powoli je otworzyłam. Zeszłam po schodach na dół i udałam się do kuchni. Telefon w mojej ręce, który wtedy służył mi za latarkę upadał z hukiem na ziemię. Pisknęłam głośno, przykładając ręce do twarzy. Ciemna postać stała odwrócona do mnie tyłem. Widziałam jak na hałas, który stworzyłam, spojrzała prosto na mnie. Westchnęłam ciężko, rozpoznając twarz obcego. William.

- Boże, prawie dostałam zawału - wyspałam.

Schyliłam się po swój telefon. Obracałam go w dłoniach, sprawdzając czy nic nie zostało uszkodzone.

- To ja prawie umarłem. Nie możesz tak zachodzić mnie od tyłu - powiedział z wyrzutem.

Podeszłam do włącznika światła i go zapaliłam. Jasność sprawiła, że na chwilę zmrużyłam oczy.

- Dlaczego siedzisz po ciemku? - prychnęłam.

Podeszłam do lodówki i wyciągnęłam z niej mleko. Upiłam łyk prosto z butelki i odłożyłam ją ciężko na blat.

- Też nie możesz spać? - zapytał William, siadając przy wyspie.

Ułożyłam usta w dziwnym grymasie, potakując głową. Spojrzałam na swojego brata, przyglądając mu się uważnie. Miał podkrążone oczy i zmęczoną twarz. Nie wyglądał najlepiej.

- A Ty, dlaczego nie śpisz?

Widziałam, jak wpatruje się w swoje dłonie. Minęła chwila, zanim uniósł wzrok, by na mnie spojrzeć.

- Śniła mi się mama - jego głos był cichy.

Otworzyłam usta, by coś powiedzieć, ale zaraz je zamknęłam. Wszystkie słowa nagle wydawały się nieodpowiednie.

- Miałem podobny sen do tych, które męczyły cię po jej śmierci.

Czułam jak coś ścisnęło się w moim żołądku, na wspomnienie tamtych koszmarów. Nogi nagle mi zmiękły, świat stał się lekko rozmazany.

- Ale zamiast wchodzić do wody, wychodziła z niej - kontynuował.

Nadal nic się nie odzywałam. Wpatrywałam się pusto przed siebie, próbując opanować oddech. Tak dawno już do tego nie wracaliśmy. Zdążyłam zapomnieć o snach, które towarzyszyły mi miesiącami co noc, po śmierci matki.

LOST (ZAKOŃCZONE)Where stories live. Discover now