𝘾𝙃𝘼𝙋𝙏𝙀𝙍 𝙇;

423 25 17
                                    

   -Zastanawiałeś się kiedyś Peter, jaki był cel tego wszystkiego?

   Pytanie terapeutki lekko wybiło mnie z rytmu. Pierwszy raz oderwałem wzrok od szyby i spojrzałem prosto w oczy kobiety.

   -Nie rozumiem...- mruknąłem, zaciskając mocniej palce na brzegu parapetu.

   Pani Ren lekko się do mnie uśmiechnęła.

   -Dlaczego chciałeś być Spidermanem? Nie musiałeś tego robić, nikt tego od ciebie nie oczekiwał. Byłeś i wciąż jesteś tylko dzieckiem. Wiesz o tym, prawda Peter?

   Milczałem, ale tym razem wpatrywałem się prosto w twarz rozmówcy. Właściwie dlaczego byłem tym kim byłem i teoretycznie wciąż jestem? Nigdy nie zadałem sobie tego pytania, to tak po prostu kiedyś się we mnie obudziło. Chęć pomocy innym. Bronienia słabszych.

   Gdy ja myślałem, terapeutka notowała coś w dzienniku. Za każdym razem, gdy coś tam wpisywała czułem frustracje i lekki gniew. To tak jakby ktoś monitorował każde wypowiedziane przeze mnie słowo, nawet jeśli z moich ust nie wychodziły żadne słowa.

   Kobieta w końcu puściła długopis i wstała.

   -W porządku Pete. Prosiłabym byś na następny raz zastanowił się nad odpowiedzią na tamte pytanie. Dzisiejsze wyniki z naszego spotkania zostaną wysłane jak najszybciej w ręce Nicka Fury'ego- odparła profesjonalne kobieta, a ja lekko pokiwałem głową.

   Jako, że cała sesja była fundowana i organizowana przez T.A.R.C.Z.E., każde spotkanie było na wyznaczonych przez nich zasadach. Szybko okazało się, że pierwsze na czym zależało Fury'emu to uzyskanie informacji na temat działań Spidermana. Tak więc i w pierwszej sesji były rozmowy na temat działań superbohatera i jego motywacjach. Za tydzień dokładnie o tej samej porze miałem porozmawiać z Panią Ren na temat moich dawnych opiekunów prawnych. Jak dobrze, że był dopiero początek tygodnia.

   -Do widzenia- mruknąłem ponuro, wychodząc z budynku. Nie czekałem nawet na odpowiedź kobiety, chamsko zatrzasnąłem drzwi i ruszyłem przed siebie.

   Wiedziałem, że zachowałem się jak skończony palant. Nie, nie miałem nic za złe tej miłej i ciepłej kobiecie. Nie byłem po prostu gotowy na te terapie, nie chciałem jej i nie potrzebowałem.

   Jakoś zawsze wcześniej sobie radziłem bez terapeutki. Byłem w porządku. Jak coś się działo to wszystko układałem i zamiatałem pod dywan.

   Nie potrzebowałem pomocy. Nadal nie p o t r z e b u j e pomocy.

***

   -Jak było?

   Uśmiechnąłem się z politowaniem, słysząc pytanie przyjaciela przez telefon.

   -W porządku, wiesz herbatka, ciasteczka, Netflix i filmy o superbohaterach. No błagam... Harry- mruknąłem wciąż zdenerwowany po sesji. Wiedziałem, że Osborn chciał dla mnie dobrze, ale nawet jego towarzystwo nie poprawiało mi teraz humoru.

   -Okeeeej, w takim razie plan B- uniosłem wysoko brwi na słowa Harry'ego. Już chciałem pytać co sobie durnego w głowie uroił, lecz nim zdążyłem coś powiedzieć, ten nagle wtrącił.

   -Za godzinę na plaży-odparł wesołym głosem i się rozłączył.

   Spojrzałem oburzony w ekran i przewróciłem oczami. Postanowiłem ruszyć się w końcu ze środka ulicy, na której rozmawiałem z Harrym.
Za mną robił się już mały "korek", a ludzie wokoło byli wyraźnie poirytowani moją osobą.

   -Sorki...- mruknąłem niezręcznie, wchodząc w jakąś wąską uliczkę.

   Poczekałem aż tłum przeszedł dalej i już chciałem iść w stronę domu, gdy nagle usłyszałem odgłosy policyjnych syren. Automatycznie sięgnąłem do kieszeni po maskę, już ją wyciągałem, ale w ostatniej chwili się zawahałem.

Przypadek czy przeznaczenie? | Peter ParkerWhere stories live. Discover now