Nagle naszą miłą pogawędkę przerwał donośny męski głos. Spojrzałem od razu w stronę dźwięku, gdzie stał wysoki, czarnowłosy facet. Ubrany był w szary garnitur, a wyraz jego twarzy przestraszyłby nie jednego herosa.
-Pas Davies...- mruknąłem pod nosem, od razu spinając mięśnie. Po minie MJ widziałem, że też zaskoczył ją widok starszego.
Nie zauważyliśmy nawet kiedy na piętrze znalazła się reszta stażystów.
-Tak, nazywam się James Davies, ale wy lepiej się do mnie zwracajcie na Pan. Nie życzę sobie, by do mnie mówić po imieniu czy głupkowatych ksywkach. To jest poważne miejsce, a nie zerówka- jego ton głosu brzmiał groźnie, a sama postawa przypominała, żeby lepiej z nim nie zadzierać. Zaskoczył mnie na wstępie sam fakt, że usłyszał to co powiedziałem.
-Zapraszam za mną stażyści- dodał, pokazując nam byśmy szli za nim.
Weszliśmy przez drewniane drzwi i znaleźlismy się w pomieszczeniu, które wcześniej widzieliśmy tylko przez szklane szyby. Miejsce to przypominało najzwyklejsze biuro... No może prócz tego, że wszędzie były wynalazki i eksperymenty.
-Każdy z was jest przydzielony do innego pomieszczenia. W jednym pomieszczeniu będą pracować dwie osoby. Teraz wyczytam kto z kim będzie dzielił pokój- na te słowa poczułem pot spływający po moim czole. Spojrzałem ostrożnie na Neda, błagając w myślach byśmy mogli wspólnie pracować.
***
Minęła godzina od kiedy weszliśmy do Avengers Tower. Oczywiście jak to ja i moje szczęście Parkera, nie trafiłem na Neda i musiałem dzielić pokój z MJ. Właściwie to nawet się cieszę chociaż mam wrażenie, że ciągle, gdy na mnie spojrzy robię się cały czerwony.
A sama praca trochę mnie zawiodła. Spodziewałem się czegoś bardziej ekscytującego niż papierkowa robota... Ale narzekać nie będę, w końcu znajduje się w tym samym budynku, w którym mieszkają Avengers.
Gdy w końcu udało mi się wypełnić papiery na dziś, ostrożnie wyciągnąłem telefon, wchodząc na chat z internetową rodzinką.
Peter:
Hej wam :D
Pozdro z biura w SI!Pan Brat:
O super! Powiedz, w którym jesteś pokoju? 😁
Peter:
No chyba śnisz jak ci powiem, to od razu dowiesz się kim jestem
Pan Brat:
No przecież o to chodzi
Zaśmiałem się głośno, gdy przeczytałem ostatnią wiadomość. Już chciałem coś pisać, gdy usłyszałem nagłe syreny w całym pomieszczeniu, na początku nic nie rozumiejąc, rozglądałem się po pokoju, gdy zdałem sobie sprawę, że MJ gdzieś zniknęła.
Długo nie myśląc, chwyciłem za plecak, w którym znajdował się strój i ukryłem się pod jednym z biurkiem.
Może i to było nieodpowiedzialne, ale musiałem sprawdzić co się dzieje. Tak, więc szybko zakładając strój, wybiegłem z pokoju.
Na korytarzu panował kompletny chaos. Wszędzie biegali pracowniki i wyły syreny. Przypominało mi to trochę scenę z jakiegoś filmu katastroficznego, ale wciąż nie rozumiałem co się dzieje.
Gdy znalazłem się w głównym korytarzu, kompletnie zastygłem. Na środku stała grupa uzbrojona w pistolety i noże. Na domiar złego mieli zakładnika, którym oczywiście jak na mój pech, musiał być Ned.
-Nie ruszać się albo zastrzelę tego dzieciaka- krzyczał jeden z mężczyzn, przyciskając pistolet do głowy mojego przyjaciela.
Nagle wzrok terrorysty wylądował na mojej osobie, co mnie trochę przeraziło. Na jego twarzy od razu pojawił się szeroki uśmiech.
-W.F. pozdrawia!- krzyknął, a ja oniemiałem słysząc te inicjały. Odkąd dowiedziałam się co one oznaczają, wciąż nic nie zrobiłem w tej sprawie.
-Chodzi tu o mnie, tak? Nie lepiej spotkać się ze mną twarzą w twarz niż robić takie zamieszanie?- spytałem ostrożnie, podchodząc do faceta.
-Widzisz... nie lubimy zbytnio wychodzić z ukrycia, ale czasami mamy swoje sposoby- rzekł, a ja usłyszałem ciche przyciskanie za spust. Moje serce momentalnie się zatrzymało.
-Nie!- krzyknąłem, strzelając w pistolet pajęczą siecią, przez co sam oberwałem pociskiem.
-Spidey!- usłyszałem tylko znajomy głos nim upadłem bezwładnie na ziemię.
***
Otworzyłem powoli oczy z zdziwieniem, rozglądając się po nowym lokum. Czułem poważny ból głowy i pieczenie w klatce piersiowej, przez co powoli docierały do mnie nowe informacje.
-Obudził się!- zabrzmiał nagle w pokoju męski głos, po którym dało się słyszeć masę kroków i krzyków.
Gdy w końcu obraz się wyostrzył, zadrżałem widząc na krześle Tony'ego Starka. Od razu zacząłem panicznie dotykać się po twarzy, sprawdzając czy aby na pewno maska jest na swoim miejscu.
-Spokojnie, nie zdjeliśmy ci maski- odparł kolejny głos, którego przedtem nie zauważyłem. Był to nie kto inny jak Bruce Banner.
-Musimy porozmawiać i to tak na poważnie...
***
Hejka! 🙃
W końcu coś mi się udało napisać.
YOU ARE READING
Przypadek czy przeznaczenie? | Peter Parker
Science FictionGdy zagubiony nastolatek przypadkiem myli numery... jego życie obraca się o sto osiemdziesiąt stopni.