𝘾𝙃𝘼𝙋𝙏𝙀𝙍 𝙓𝙇𝙄;

828 63 24
                                    

   Ciche stukanie w pancerne drzwi wyrwało mnie ze świata fantazji, który jako jedyny mógł zapewnić mi jakąkolwiek radość i nadzieje podczas gnicia w tej cholernej celi. Nic nie odpowiedziałem, a drzwi już stanęły otworem.
Moim zmęczonym oczom ukazał sie jeden z agentów, który trzymał w dłoni tace z jakimś jedzeniem.

   -Jedzenie- mruknął ostrożnie, stawiając posiłek przed moją celą. Uchylił lekko kratkę obok drzwi i wsunął przez nią tackę.

   -Jedz, nie mam pojęcia kiedy dostaniesz następny posiłek- mruknął, lecz ja nie miałem zamiaru ruszać się z krzesła. Nie chciałem dawać mu tej satysfakcji.

   -Jak chcesz- odparł już mniej obojętnym głosem i wyciągnął z kieszeni czarnego garnituru jakby komunikator. Dokładnie kiedy kliknął coś na urządzeniu, całe moje ciało przeszdł wstrząs.

   -Smacznego- dodał ironicznie się uśmiechając, po czym zniknął za metalowymi drzwiami.

   Ja natomiast obolały, podniosłem się z brudnej ziemi i na chwiejnych nogach, oparłem się o betonową ściane, od razu ciężko wzdychając.

   -Co jak co, ale agencik w mundurku miał racje, jedz puki coś dostajesz- usłyszałem znajomy głos zza ściany. Odruchowo jęknąłem z irytacją i walnąłem tyłem głowy o beton.

   -Ohoho spokojnie maluchu bo ci żyłka pęknie- odparł żartobliwie, a ku mojemu zdziwieniu kąciki moich ust powędrowały ku górze.

   -Peter- odparłem łagodnym głosem, lecz słysząc jak "najemnik" nagle zamilkł, postanowiłem dodać coś więcej.

   -Jak już masz mnie irytować to przynajmniej nie zwracaj się do mnie per "maluch"- mruknąłem naburmuszony, a po chwili usłyszałem śmiech mężczyzny za ścianą.

   -Wade. Nie zmienia to jednak faktu, że basen śmierci brzmi zajebiście!- krzyknął i już chciałem cicho się zaśmiać, gdy nagle usłyszałem głośne, ciężkie kroki za metalowymi drzwiami. Z doświadczenia wiedziałem, że nie wróżą one nic dobrego.

***

   Nie jestem w stanie określić mojego zaskoczenia, gdy stanąłem twarzą w twarz z Nickiem Fury'm. Nie byłaby to oczywiście tak dziwna sytuacja, gdyby nie fakt, że mężczyzna miał łagodny, a wręcz zawstydzony i niepewny wyraz twarzy.

   Zdecydowanie nie taki jaki dotychczas widniał na twarzy jednookiego.

   -Peter- powiedział, prowadząc mnie korytarzami o dziwo bez kajdanek.
Ten fakt tylko powodował coraz to większy wzrost adrenaliny w moim organiźmie.

   -Możesz już zdjąć maskę, dzieciaku. Wszystko wiemy. Mniej więcej- dodał, a ja momentalnie zamarłem w bezruchu, starając się zrozumieć zdanie mężczyzny.

   Gdybym nie miał na twarzy maski, dyrektor Tarczy zapewne mógłby zobaczyć moje rozpalone do czerwoności policzki i szeroko otwarte oczy. Na całe szczęście puki co nie zamierzałem odsłaniać swojej twarzy, pan Fury najwidoczniej nie miał mi tego za złe, co było dla mnie wyjątkowo niewiarygodne.

   -Jak Pan...- zacząłem, a dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, jak cała dotychczasowa pewność siebie, wulgarność i chamstwo, momentalnie znalazły ujście z mojej osoby.

   -Na ogół nie porywamy nastolatków, Peter. Wolałbym jednak, by sposób w jaki poznałem prawdę, został na razie tylko między mną, a agentami. Nie obraź się, młody- odparł miękkim głosem, gdy ja zastanawiałem się czy gdyby nie poznał prawdy, leżałbym wciąż, szlochając za kratami. Ciekawe jak wiek jednostki może wpłynąć na postrzeganie go w społeczeństwie. Tarczy.

Przypadek czy przeznaczenie? | Peter ParkerWhere stories live. Discover now