𝘾𝙃𝘼𝙋𝙏𝙀𝙍 𝙓𝙓𝙄;

1.3K 80 19
                                    

   -Myślę, że to dobry pomysł. A co cię tak nahle naszło? Przecież nie lubisz dzieci- spytała z wielkim zdziwieniem w głosie, a ja tylko krótko się zaśmiałem.

   -Długo by opowiadać, naprawdę...- zaśmiałem się, myśląc o całej konwersacji z dzieciakiem.

   -Jak wrócę to pogadamy, kocham cię.

   -Ja ciebie też Pep!- krzyknąłem, uśmiechając się od ucha do ucha.

***

Pov Peter

   Wracałem do domu z wielkim uśmiechem co było trochę dziwne patrząc na to, że wylali mnie z roboty.

   Gdy przekroczyłem próg, od razu poczułem pajęczy zmysł. Nie byłem sam.

   -Cześć kochanie!- krzykneła pani M, wychodząc zza rogu, a ja momentalnie zrozumiałem o co chodzi.

   -Chodź Pete, mamy gości- rzekła sympatycznym głosem, na który od razu się skrzywiłem. Skoro umie tak świetnie udawać to czemu nie została aktorką? Myślę, że z chęcią by ją przyjęli do roli świrniętej dzikuski.

   -Dzień dobry...- mruknąłem wchodząc do salonu, gdzie siedziały jakieś dwie starsze panie w długich kolorowych sukniach.

   -Cześć, miło cię poznać Peter- rzekła jedna z kobiet, podając mi rękę, którą niepewnie uścisnąłem.

   -To pani Alicja i pani Kathrine, nasze sąsiadki, kochanie- odparła moja "mama", łapiąc mnie za ramię, na co momentalnie się wzdrygnąłem i zrzuciłem jej dłoń.

   Ta tylko spojrzała na mnie ostrym wzrokiem mówiącym coś w stylu "udawaj albo nie dostaniesz śniadania".

   -Miło mi Panie poznać, chciałby pani kawy, herbaty?- spytałem, sztucznie się uśmiechając. Właśnie zaczęło się przedstawienie.

   -Nie trzeba młodzieńcze, dużo o tobie słyszałyśmy od Marii i chcemy z tobą trochę porozmawiać- kobieta z krótkimi włosami lekko się do mnie uśmiechnęła, po czym pokazała ręką miejsce obok siebie na kanapie.

   Niepewnie usiadłem na siedzeniu, starając się zająć jak najmniejszą przestrzeń, na co Pani M tylko się lekko uśmiechnęła.

   -No Peter, słyszałam że jesteś szóstkowym uczniem- zaczęła, a ja zrobiłem się cały czerwony, Boże tylko nie temat szkoły.

   -Tak, tak, nasz syn jest bardzo uzdolniony- odezwał się "tata", klepiąc mnie po plecach. No tak, to chyba najbardziej niezręczna chwila w moim życiu.

   Po chwili nie wytrzymałem i szybko wstałem z kanapy, nienawidziłem dotyku, a już tym bardziej dotyku tego człowieka. Nie obchodziło mnie już, że będę musiał potem ponieść konsekwencje za swoje czyny, chciałem po prostu natychmiastowo się stąd ulotnić.

   -Przepraszam, ale ja naprawdę muszę iść, mam sporo lekcji do zrobienia i sprawdziany...- skłamałem, patrząc się w gniewne oczy opiekunów. Już wiedziałem, że będę mieć przekichane.

   -Nic nie szkodzi kochanie, nauka na pierwszym miejscu- rzekła druga sąsiadka z lekkim uśmiecham, który szybko odwzajemniłem i zniknąłem za drzwiami.

   Gdy znalazłam się w swoim pokoju, odetchnąłem z ulgą kładąc się na twardym materacu. Szybko złapałem za długopis i jeden z notesów, zaczynając szkicować pierwsze co mi przyszło do głowy. Co poradzić, że taki mój sposób na stres?

   Nie wiem jak to się stało, ale kompletnym przypadkiem namalowałem brązowowołosą dziewczynę, którą dzisiaj spotkałem.
I przypadkiem koło niej znalazło się różowe serduszko, no nie wiem jak to się stało, naprawdę...

   Uśmiechnąłem si,ę patrząc na skończony już rysunek, po czym wepchnąłem go pod łóżko. Nikt nie mógł go zobaczyć...

   Spojrzałem na zegar. Była 17, więc do wieczora jeszcze sporo czasu. Bez chwili namysłu postanowiłem wybrać się na dłuższy patrol.

   Wyskoczyłem przez okno i pofrunąłem w stronę wyższego budynku.

   -Hej, Karen- przywitałem się wesoło z sztuczną inteligencją, siadając na krawędzi budynku.

   -Witaj Peter, wszystko gra? Odczuwam u ciebie sporą ilość stresu

   -Wszystko okej... są jakieś wezwania?- spytałem.

   -Ulica Słonecznikowa 12, policja dostała komunikat o jakimś nielegalnym handlu, możesz być tam przed nimi- rzekła AI, na co ja  lekko się uśmiechnąłem i wypuściłem sieć z wyrzutni, kołysząc się w stronę jakiejś ciemnej ulicy.

   Na miejscu właściwie nic nie było. Widziałem tylko kilka zniszczonych placów zabaw, porysowanych przez wandalów ścian i po przewracanych koszy na śmieci.

   Nagle usłyszałem głośny trzask i szybko odwróciłem się w stronę hałasu. Moim oczom ukazało się dwóch mężczyzn ciągnących za sobą jakieś wory. Bez namysłu postanowiłem podejść bliżej, by podsłuchać ich rozmowę.

   -Karen przeskanój te worki, proszę- szepnąłem do sztucznej inteligencji, chowając się za rogiem.

   -Widzę spore ilości różnorakich części z Vibranium.

   Już chciałem coś mówić, lecz usłyszałem, że któryś z nich zaczyna rozmowę, więc szybko umilkłem, wytężając zmysły.

   -Idioto, trzymaj to a nie, jak szef się dowie, że upuściłeś te części to już nie żyjesz- warknął jeden z mężczyzn w skórzanej kamizelce. Czyli mają jakiegoś szefa, ciekawie.

   -Już, stary. Przecież pajęczarza nie ma w pobliżu. Zluzuj gacie nic nam nie grozi- odparł drugi, na co ja lekko się uśmiecynąłem, powtarzając w głowie słowa "Czyżby".

   -Ja się pajączkiem nie przejmuje, pomyśl o szefie- gdy usłyszałem te słowa, zacząłem naprawdę zastanawiać się kim może być ten cały "szef".

   Gdy zauważyłem, że mężczyźni wsiadają do furgonetki, bez namysłu strzeliłem w ich nogi sieć, by ich unieszkodliwić i zablikować drogę ucieczki.

   -"Przecież pajęczarza nie ma w pobliżu", czego się obawiacie chłopaki?- spytałem powtarzając ich własne słowa.

   -Zamknij się Spidermanie- mruknął wyższy bandzior, próbując się uwolnić.

   Szybko podeszłym do dwójki, zabierając im wór, niedługo potem przyjechała policja, a ja szybko im wyjaśniając sytuację, odleciałem w stronę jednego z wierzowców.

***

Hi misie 😘

Życzę wam wszystkim najwspanialszych świąt Wielkanocnych spędzonych wraz z rodzinką

Przypadek czy przeznaczenie? | Peter ParkerWhere stories live. Discover now