𝘾𝙃𝘼𝙋𝙏𝙀𝙍 𝙓𝙓𝙓𝙑𝙄;

846 75 31
                                    

   Rozglądałem się po pomieszczeniu i dosyć szybko znalazłem tablice, na której wciąż widniało poprawione przeze mnie równanie. Uśmiechnąłem się lekko, widząc, że Pan Banner nie zmazał go i nie wyrzucił w kąt.

   -Widzę, że ubrania zdecydowanie za duże- odparł Pan Stark, a ja zadrżałem zdając sobie sprawę, że zapewne wpatruje się we mnie od jakiejś minuty.

   -Przyzwyczaiłem się- odparłem, przypominając sobie, że to nie pierwszy raz kiedy dostaje za duże ubrania od miliardera.

   Przez dłuższą chwilę, wpatrywałem się w eksperymenty laboratoryjne aż w końcu starszy zabrał głos.

   -Znamy się skądś? Głos, wygląd? Nie wiem, spotkałem cię kiedyś?- spytał, na co ja momentalnie zamarłem. Czy Pan Stark właśnie połączył kropki i mnie rozpoznał? Moje mięśnie momentalnie się spięły i spojrzałem na niego z przerażeniem w oczach.

   -Już pamiętam, wiem kim jesteś- odparł, a ja wstrzymałem powietrze w płucach.

   -Gdy rozdawałem testy na staż to koledzy z klasy się z ciebie śmiali. Nie fajnie, chciałem ukatrupić te bachory szczerze mówiąc- odetchnąłem z ulgą, gdy pan Stark wypowiedział to zdanie, oczywiście nagle zniknięcie stresu z mojej twarzy, nie uległo czujnemu oku bohatera.

   -Masz jakieś problemy w szkole? Czemu się z ciebie nabijali?- dodał, a ja tylko opuściłem głowę, nie chcąc pokazywać smutku na mojej twarzy.

   -Chyba po prostu nie lubią odmieńców... Gdy ktoś jest inny niż oni, od razu staje się pośmiewiskiem- mruknąłem odwracając wzrok.

   -Nie rozumiem czemu miałbyś być odmieńcem- odpadł, na co ja lekko się uśmiechnąłem.

   -Jestem takim trochę nerdem, szczerze mówiąc...

   -W takim razie dogadamy się, dzieciaku.

***

   Minęło kilka godzin od kiedy przekroczyłem próg laboratorium. Puki co ani ja, ani Pan Stark nie mieliśmy zamiaru przerywać tego niespodziewanego spotkania. Przyjemnie było w końcu normalnie porozmawiać z osobą, którą starałen się unikać jako Spiderman.

   Nawet nie zauważyłem kiedy zacząłem pracować z miliarderem nad prototypem jednej ze zbroi. Jak to mówią... Wesoło spędzony czas szybko mija. Powiedzenie to jest prawdziwe, gdyż właśnie wybiła godzina, w której kończyłem normalny staż.

   -... i dlatego uważam, że Rogers powinien zdjąć ten fartuch z Hello Kitty. A swoją drogą czemu tak milczysz dzieciaku?- spytał w końcu starszy, na co ja ocknąłem się z zamyślenia.

   -Hm?

   -Serio mnie nie słuchałeś? Ja ci tu taki piękny wykład o tyłku Ameryki zrobiłem- odparł, na co ja lekko się uśmiechnąłem, lecz gdy przypadkowo zwróciłem wzrok na zegar, moja mina od razu zżędła.

   -Chyba muszę się zbierać, Panie Stark. Mój normalny staż właśnie się skończył- mruknąłem z lekkim zawiedzeniem w głosie. Mina starszego też nie wskazywała na to, że moje zdanie go ucieszyło.

   -Jesteś naprawdę mądry młody, liczę, że jeszcze kiedyś razem popracujemy.

   -Też mam taką nadzieję- uśmiech nie znikał z mojej twarzy, tak samo jak u miliardera.

   Nie minęło kilka minut, a ja stałem pod budynkiem Stark Tower. Była godzina siedemnasta trzydzieści co znaczyło, że miałem jeszcze pół godziny do spotkania z Panem Clintem. Właśnie kierowałem się w stronę wyznaczonego przez łucznika budynku, gdy nagle zaczepił mnie znajomy głos.

Przypadek czy przeznaczenie? | Peter ParkerWhere stories live. Discover now