Rozdział 52

4K 83 0
                                    

Wyszedłem, zostawiając je same. Jak tylko wyszedłem usłyszałem ich przyciszone głosy, ale mówiły za cicho, żeby móc cokolwiek usłyszeć.

Zszedłem na parter, gdzie widziałem automat. Nie liczyłem na jakąś rewelacyjną kawę, ale nie spodziewałem się, że będzie aż tak okropna. Ale co zrobić, na razie nie bardzo miałem wybór. Dopiłem ją, zgniotłem papierowy kubek i wyrzuciłem go do śmieci. Usiadłem na krześle i pochyliłem się do przodu. Dziwne zachowanie Isabelle i Meghan nie dawało mi spokoju. Nie zrobiłem nic, czym mogłem sprowokować taką niechęć. To była jedna noc.

Wróciłem pod pokój Meghan i przez szybę patrzyłem jak leży nieruchomo. Za bardzo wyglądało to, jakby... już nie żyła.

Stałem nieco z boku, tak, żeby Lizzie ani Sophia mnie nie zauważyły. Zobaczyłem, że przyjechał też w międzyczasie ich brat. Przytulał Sophię i trzymał ją w ramionach, kiedy płakała.

Przeczesałem włosy palcami. Czułem irytację, bo nigdy nie zależało mi tak bardzo na kimś, kogo ledwo znałem. Wiedziałem, co powiedziałby Richard. Ale to było niemożliwe. Przejechałem dłonią po twarzy. Po prostu niemożliwe.

Mój telefon zawibrował krótko. Richard napisał, że będzie za dziesięć minut. Więc chyba nadszedł już czas, żebym wrócił do siebie. I tak już za długo tu siedziałem. Ale na myśl, że nie będę tutaj, przy niej, panikowałem.

Zapukałem krótko, po czym wszedłem do środka i chwyciłem swoją torbę. Nie umknęło mi, że jak tylko przekroczyłem próg, przestały rozmawiać, a mężczyzna spojrzał na mnie, dziwiąc się zapewne mojej obecności tutaj. Ja jednak nie zamierzałem mu się tłumaczyć.

- Będę się już zbierał. Richard za chwilę będzie z powrotem.

- Jasne. Dzięki, Will. - Lizzie spojrzała na mnie obojętnie.

Wyszedłem z sali i poszedłem na parking. Zamówiłem taksówkę i usiadłem na szpitalnych schodach, opierając głowę o kolana. Byłem zmęczony. Zegar w telefonie pokazywał dwudziestą czwartą, ale czułem się, jakby była piąta rano i to w dodatku po nieprzespanej nocy. Wiedziałem, że po powrocie do mieszkania i tak nie zdołam zmrużyć oka, ale na tę myśl czułem tylko ponurą rezygnację.

...

Przez kolejne kilka dni nie do końca byłem sobą. Widziała to Janet, słyszał Richard i moja matka, ilekroć do mnie dzwonili. Najciężej było zbyć Richarda, bo on wiedział kto był powodem mojego okropnego samopoczucia. A ja po prostu nie mogłem przestać o niej myśleć. Gdybym wtedy nie poszedł za nią do kuchni, gdybym nadal unikał jej wzroku i ją ignorował, nie odjechałaby wcześniej i cały ten cholerny wypadek by się w ogóle nie zdarzył.

Stan Meghan na razie był stabilny. Ale wszyscy: ja, Rick, Lizzie, Richard, Lisa, Liam, Lee czy nawet Sophia wiedzieliśmy, że z każdą kolejną godziną i dniem jej szanse na wybudzenie się ze śpiączki były coraz mniejsze. 

To co w nas najlepszeWhere stories live. Discover now