Rozdział 43

4.2K 78 0
                                    

Mniej więcej o dwudziestej trzeciej zadzwonił Barry z informacją, że dostałem stanowisko. Przenocowałem w pokoju gościnnym. Obudziłem się rano wyspany i zadowolony z siebie. Usiadłem na łóżku. Udało mi się. Co znaczyło, że czekało mnie dzisiaj sporo pracy. Musiałem zadzwonić do właściciela mojego starego mieszkania i powiadomić go, że już nie będę go wynajmował.

Po przekazaniu wiadomości matce, pożegnałem się i obiecałem, że przyjadę, jak tylko będę miał wolną chwilę.

Barry zadzwonił gdy byłem już w drodze i powiedział, że nie mam się co martwić mieszkaniem w Kiesen, bo firma już się tym zajęła. Teraz miałem tylko podpisać jakieś dokumenty i oficjalnie zacząć ogarniać nowy wydział.

Nigdy nie lubiłem jeździć autostradą. Monotonia niezmiernie mnie nudziła. Wolałem boczne drogi, niestety rzadko stać mnie było, żeby aż tak nadkładać drogi.

Carter się jeszcze nie odezwał i zastanawiałem się, czy do niego nie zadzwonić. Zdecydowałem się jednak tego nie robić. Jeszcze stać mnie było na wykazanie trochę cierpliwości. Nawet gdy sprawa dotyczyła Meghan.

Koło szesnastej Carter w końcu dał znak życia. Miał jej adres domowy i adres restauracji w której pracowała. Było to tylko dwie przecznice dalej od mojego nowego miejsca zamieszkania. Spojrzałem na zegarek. Do kolejnego spotkania miałem jeszcze dwie godziny, więc postanowiłem zobaczyć, gdzie pracuje Meghan. 

Zawsze lubiłem zgiełk dużego miasta, ten pośpiech, który towarzyszył wszystkim ludziom. Uwielbiałem ten widok. Tu zawsze coś się działo, zawsze dokądś szli ludzie. Tu nigdy nie byłeś naprawdę sam.

Po dwudziestu minutach dotarłem na miejsce. Spojrzałem na restaurację. Jak przez mgłę pamiętałem, że kiedyś była tu jakaś chińska knajpa, więc na widok odnowionego gmachu kamienicy, dużych okien i przestronnego wnętrza, poczułem miłe zaskoczenie. Restauracja wyglądała naprawdę nieźle.

W środku było pełno ludzi i wyglądało to na zupełnie normalną sytuację. Więc prowadziła własny biznes i nieźle jej szło. Poczułem dziwną satysfakcję, że tak dobrze jej się powodziło.

Przez dłuższą chwilę stałem po przeciwnej stronie ulicy. Nie chciałem wchodzić, bo nie wiem czy zniósłbym jej chłodne traktowanie na oczach jej klientów i współpracowników. Już i tak byłem dosyć upokorzony przed samym sobą.

Wróciłem do biura, dziwnie rozdrażniony. Barry miał rację. Miałem tyle roboty, że nie wiedziałem za co się chwycić. Połowa pomieszczeń biurowych nie była jeszcze pomalowana, budowlańcy nie spieszyli się z wykończeniem wnętrz i nic do nich nie docierało, bo przecież zaliczkę już dostali. Przez pół dnia musiałem więc robić za personalnego motywatora do działania dla piętnastu członków ekipy remontowej. W końcu mieli mnie już tak dosyć, że wzięli się do roboty.

- William, dzwoni Steven.

Przez przeszklone drzwi mojego - nadal nieogarniętego biura zajrzała Janet – niewysoka, uśmiechnięta blondynka, która od dziesięciu lat pracowała w naszej firmie jako sekretarka i zdecydowała się przenieść tutaj, z czego byłem bardzo zadowolony. Nikt nie ogarniał wszystkiego na raz tak jak ona. Bez niej niechybnie bym zginął.

Podała mi telefon.

- Nie tam! – Odwróciła się do mężczyzny, który chciał postawić ogromny ekspres do kawy na jej biurku. – Tam, do kuchni! – Zaprowadziła mężczyznę za róg, uśmiechając się przepraszająco do mnie. – Wybacz. – Poruszyła bezgłośnie wargami.

- Nie ma sprawy. - Odpowiedziałem.

...

    W moim nowym mieszkaniu nie było nic poza krzesłem, niewielką  kanapą i czajnikiem elektrycznym w kuchni. Westchnąłem. Zacząłem rozumieć, dlaczego moi dawni współpracownicy tak narzekali na służbowe mieszkania. Musiałem znaleźć sobie coś własnego i to szybko. Bo inwestowanie jeszcze w remont mieszkania... chyba podziękuję po dzisiejszych doświadczeniach z ekipą remontową i ich zapałem do pracy.

To co w nas najlepszeWhere stories live. Discover now