Rozdział 37

4.6K 112 2
                                    

Te oczy zapamiętałem chyba najbardziej, gdy następnego dnia o świcie zniknęła z mojego apartamentu i nie zobaczyłem jej już przez kolejne dwa lata. Aż do dnia ślubu Richarda - mojego najlepszego przyjaciela.

    Cholerne linie lotnicze. Niby najszybszy środek transportu, ale jak już się spóźniają to na całego. Samolot miał dwugodzinne opóźnienie i miałem szczęście, że zdążyłem chociaż na wesele.

Przyznaję się bez bicia, na lotnisku ukradłem komuś taksówkę. No, dobiegłem do niej pierwszy, ale i tak jakiś facet zwyzywał mnie od wszystkiego na czym świat stoi. Ale chyba wszystko sprzysięgło się przeciwko mnie, bo w mieście jeszcze utknąłem w korku.

Kiedy więc w końcu zajechałem pod hotel, niemal wypadłem z tej taksówki, mając nadzieję, że nie było już po toastach. Richard chyba by mnie zamordował, gdybym na to też się spóźnił.

Wszedłem do środka, nieźle już zziajany, przywitałem się z Richardem i Lizzie, którą miałem okazję poznać już mniej więcej rok wcześniej i...

I wtedy ją zauważyłem. Ubrana była w suknię prawie tego samego koloru co sukienka, którą miała na sobie, gdy zobaczyłem ją po raz pierwszy. Ale wydawała się jakaś inna, coś w jej postawie i zachowaniu było zupełnie odmienione.

Przez chwilę tylko wpatrywałem się w nią jak urzeczony, a ona w końcu poczuła na sobie mój wzrok i spojrzała mi w oczy. Gdy mnie rozpoznała, gwałtownie zbladła, a w jej oczach dostrzegłem szok. Nie wiedziałem dlaczego. Odwróciła się na pięcie jak oparzona i ruszyła w stronę wyjścia na balkon.

- Zaraz wracam. – Poklepałem Richarda po plecach i ruszyłem za nią. Przeciskałem się między gośćmi, zastanawiając się, jak u licha udało jej się tak szybko dotrzeć na drugą stronę sali. Bez kitu, jak ona to zrobiła?

    Po drodze zatrzymało mnie chyba tuzin ciotek i kuzynek, żeby się ze mną przywitać, zapytać o rodziców i karierę - słowem, wymienić uprzejmości, na które nie miałem wtedy czasu.

Kiedy w końcu przepchałem się w miejsce, z którego widziałem balkon, obok niej stał już jakiś inny mężczyzna. Nie znałem go, więc pewnie przyszedł z nią. Poczułem na sobie czyjeś spojrzenie i zobaczyłem drobną brunetkę wpatrującą się we mnie ostrzegawczo.

O co tym wszystkim ludziom dzisiaj chodziło?

Wycofałem się z powrotem w głąb sali, odczuwając dziwne uczucie porażki. Nie zdarzało mi się to zbyt często, ale nie zmieniło to tego, że nadal go nie znosiłem. Kim był ten mężczyzna na balkonie?

Wziąłem kieliszek z winem i oparłem się o ścianę, a oni po chwili wrócili do środka. Zaczęli tańczyć, a jedyne o czym byłem w stanie myśleć to to, jak bardzo chciałem być na jego miejscu. Okej, chyba zaszkodził mi ten obiad z fast food'a na lotnisku.

    Richard z Lizzie też tańczyli. Złapałem się na tym, jak wpatruję się w żonę mojego przyjaciela, zastanawiając się, jak dwie osoby mogą być jednocześnie tak podobne i tak różne. Przecież wyglądały z Meghan niemal identycznie, a jednak tak bardzo różniły się swoim zachowaniem.

Gdy przyszedł czas na zmianę par, Lizzie szepnęła coś mojemu przyjacielowi na ucho, po czym on zaczął tańczyć ze swoją szwagierką, od której ja nie mogłem oderwać wzroku.

    Meg i Richard rozmawiali przez chwilę, po czym muzyka ucichła. A później ten facet, który tak na marginesie okazał się jej bratem - nie pytajcie skąd to wiem, ludzie plotkują na okrągło na weselach, wrócił do robienia zdjęć.

Ulga, którą czułem, była dziwna. Nie trwała jednak długo. Bo dosłyszałem jedną z rozmów, z której wynikało, że Meghan jednak z kimś przyszła. Tylko ten ktoś zmył się po ślubie i nie przyszedł z nią na wesele.

    Wzbudziło to powszechną ciekawość najróżniejszych ciotek i kuzynek. Ich szepty i przypuszczenia zazwyczaj mnie bawiły, ale teraz byłem rozdrażniony, bo gdy patrzyłem na Meghan, wiedziałem, że nie zdawała sobie sprawy z tego, jakie zainteresowanie wzbudziła w co najmniej połowie rodziny Hondale'ów, która wprost kochała skandale.

    A ja tylko zachodziłem w głowę, jak można było zostawić tak wspaniałą kobietę.

    Ruszyła w stronę stołu, przy którym siedziała zapewne jej ciężarna koleżanka. Ona nie stanowiła żadnego problemu. Ruszyłem za nią, ale ubiegł mnie Alarick, który wyrósł jak spod ziemi.

Mój drogi przyjaciel był już nieźle pijany. Rzuciła go dziewczyna i jak zwykle topił smutki przez pierwszą połowę wesela. Nigdy mu to nie wychodziło, bo po pijaku zawsze miał dobry humor, podrywał kobiety i gadał głupoty. Jednak najwyraźniej Meg to nie przeszkadzało. Rozmawiali, a później nawet tańczyli, gdy Alarick był już w stanie ustać na własnych nogach.

    Nie chciałem ryzykować i podchodzić, gdy wrócili do stołu. Nie wiedziałem, co Alarick by powiedział lub zrobił. Po pijaku był naprawdę nieprzewidywalny. Mógł na przykład zacząć opowiadać o jakiś śmiesznych sytuacjach z naszego dzieciństwa. I nie byłby to już pierwszy raz, kiedy coś takiego zrobił.

Nie wiem jak długo rozmawiali. Co jakiś czas patrzyłem na nich, jak dobrze się bawią w swoim towarzystwie i zazdrość aż zżerała mnie od środka. A przecież nie miałem do niej żadnego prawa.

Miałem wrażenie, że Meghan była świadoma tego, że jej się przyglądam. Po czym to wnioskowałem? Chociażby po tym, jak raz na jakiś czas wzdrygała się, gdy patrzyłem na nią zbyt długo.

Nie słyszałem niczego innego, tylko ich niewyraźną rozmowę. Stałem na tyle daleko, żeby nikt nie pomyślał, że im się przysłuchuję, ale na tyle blisko, żeby nikt mi ich nie zasłaniał.

W pewnym momencie usłyszałem jej śmiech i przeszedł mnie dreszcz, bo wiedziałem, że ja prawdopodobnie nigdy nie wywołałbym uśmiechu na jej twarzy. Skąd niby to wiedziałem? Po prostu to czułem. Nie uśmiechnęłaby się do mnie, nie po tym, jak na mnie spojrzała, gdy mnie rozpoznała. To, że nie wiedziałem dlaczego, męczyło mnie bardziej niż powinno.

Nadal nie miałem bladego pojęcia, dlaczego tak bardzo mnie obchodziła. Normalnie przecież nie przejmowałbym się, gdyby Alarick podrywał jakąś dziewczynę, którą znałem. Ale to była Meg. Najpiękniejsza, najbłyskotliwsza... Otrząsnąłem się. Nigdy nie myślałem tak o żadnej dziewczynie. Jednak jeszcze żadna nie działała na mnie tak jak ona. 

Co ta kobieta ze mną robiła?

Nie, musiałem przez chwilę zająć myśli czymś innym.

To co w nas najlepszeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz