Obudziłam się z koszmarnym bólem głowy i w ogóle nie czułam się wyspana czy wypoczęta. Spojrzałam na zegarek. Była już jedenasta. Musiałam wstać, a tak strasznie mi się nie chciało. Zwlekłam się z łóżka dopiero po piętnastu minutach. Kac - nic przyjemnego. Ale nie tylko dlatego czułam się jak gówno. Jednak o pewnym powodzie, którego imię zaczynało się na literę "W" wolałam nie myśleć.
Wzięłam gorący prysznic, który pozwolił mi się trochę odprężyć i zmniejszył ból głowy. Ubrałam się w jeansy i szary, luźny sweter. Wysuszyłam włosy, zostawiłam je rozpuszczone, zrobiłam lekki makijaż i założyłam białe tenisówki, w których moje nadal obolałe stopy miały szansę nieco odetchnąć. Chyba przez kolejne dwa miesiące w ogóle nie założę szpilek.
Chwyciłam torbę, zgarnęłam do niej wszystkie potrzebne rzeczy i wyszłam z mieszkania, zamykając za sobą drzwi. Śniadanie sobie odpuściłam, bo nadal byłam pełna po jedzeniu, które zjadłam na przyjęciu. Właśnie, musiałam spróbować odtworzyć ten boski deser kawowo - czekoladowy, który podali.
Przez chwilę zastanawiałam się, czy zadzwonić lub napisać do Johny'ego, ale w końcu zdecydowałam się nie dzwonić. Pewnie nocował w swoim mieszkaniu, skoro nie pojawił się w moim. Najprawdopodobniej także odsypiał ciężką noc.
Wsiadłam do metra i wysiadłam trzy stacje dalej. Weszłam po schodach na ulicę i przeszłam na drugą stronę, gdzie mieściła nasza restauracja. Drzwi były otwarte, ale nigdzie nie widziałam Sophii.
- Hej! – Weszłam do środka, odłożyłam torbę w kuchni i przeszłam na zaplecze. – Gdzie jesteś?
- Z tyłu!
Wyszłam na zewnątrz, zeszłam na dół po schodach za budynek, gdzie Sophia odbierała właśnie poranną dostawę. W niewielkiej, ślepej uliczce, oddzielającej budynek naszej restauracji i kolejnego budynku stały kontenery na śmieci, a teraz także wielki biały samochód dostawczy, który ledwo się tam mieścił. Kierowca miał mój ogromny szacunek za tak umiejętne parkowanie.
- Cześć. - Rzuciłam, a blondynka uśmiechnęła się do mnie przez ramię.
- Hej, pomożesz? – Podała mi kartony, które dostawca przeniósł z palety na ziemię. Zaniosłam je do środka i wróciłam na dwór, gdzie dostawca właśnie wsiadał do samochodu. Na ziemi stało jeszcze kilka kartonów, a sądząc po logo naklejonym na wierzchu, Sophia kupiła jakąś nową mieszankę mąki do chleba i wypieków. – Jak ślub?
- Było super. Muszę ci wszystko opowiedzieć.
- No ja myślę. - Rzuciła.
Chwyciłyśmy wózek na którym stały kartony i wciągnęłyśmy go do środka po rampie z boku schodów. Moja przyjaciólka wydawała się dziwnie milcząca. Spojrzałam na nią kątem oka.
- Wszystko w porządku? – Zamknęłam tylne drzwi, założyłam fartuch i związałam włosy.
- Wczoraj wieczorem zerwałam z Chrisem. – Wycierała szklanki, które akurat wyciągnęła z ogromnej zmywarki.
Rzuciłam jej pełne zrozumienia spojrzenie. Widocznie obie miałyśmy wczoraj do dupy przeżycia z naszymi eks.
- Hej, trzeba było zadzwonić.
- Byłaś na weselu. – Pociągnęła nosem.
Prychnęłam i podeszłam do niej.
- Wiesz, że możesz dzwonić o każdej porze dnia i nocy. Poza tym, Johnny musiał jechać do szpitala i zostawił mnie samą. - Wzruszyłam ramionami, jakby to było takie byle co.
- Świnia. – Zaśmiała się przez łzy.
Jej kiepski humor nigdy nie trwał długo. Nie miałam pojęcia jak ona to robiła, ale udawało jej się niezwykle szybko otrząsnąć. Od zawsze jej tego zazdrościłam.
- Co zrobić. – Spojrzałam na nią. – O, i jeszcze spotkałam pana "wyjazd służbowy".
- Widzę, że obie miałyśmy koszmarny wieczór. Jak się trzymasz? – Spojrzała na mnie z troską.
Westchnęłam, chcąc jak najszybciej wyprzeć go z pamięci.
- Było kiepsko. - Przyznałam. - Unikałam go przez całą noc. A później, gdy już wracałam do domu, wskoczył do taksówki. - Zaśmiałam się, sama nie dowierzając, że rzeczywiście to zrobił.
- Facet ma tupet. - Pokiwała głową z niedowierzaniem.
- Bez wątpienia.
- Skąd on się w ogóle tam wziął? - Zaczęła układać szklanki w szafie, więc ja zaczęłam wycierać talerze.
- Okazało się, że to przyjaciel Richarda. Ich rodzice się przyjaźnią już od jakiś dwudziestu lat.
Zaklęła.
- To znaczy, że możesz go spotkać na jakiejkolwiek imprezie rodzinnej. - Spojrzała na mnie ze współczuciem, które zbyłam machnięciem ręki.
Ale miała rację. Czemu wcześniej o tym nie pomyślałam?
YOU ARE READING
To co w nas najlepsze
RomanceMeghan nigdy nie spodziewała się, że na ślubie własnej siostry spotka mężczyznę, o którym nie chciała już nigdy więcej myśleć. Ale życie potrafi być zaskakujące... tak samo jak William.